16 maj 2016

7. Ciemność

“muszę światło
bolą mnie oczy
chcę maszynową czcionkę lekkostrawną”
Kaja Kowalewska


Kolejne dni okazały się być męczarnią. Snułam się po więzieniu jak duch, prawie z nikim nie rozmawiałam, pomimo protestów Yamanaki odstąpiłam od treningów i co gorsza, straciłam nadzieję, że mają one jakikolwiek sens. Śmierć Temari wpędziła mnie w depresję. Nie potrafiłam wyrwać się ze szponów rozpaczy — przepłakiwałam noce, prawie nie jadłam i czułam się tak, jakby rozdeptano mi serce. A przecież nie byłyśmy jakoś szczególnie przywiązane do siebie, nawet jej dobrze nie znałam! Ale ból był niewiarygodny — bo otworzyła się na mnie, bo zaufała, bo pomogła. Bo była pierwszą osobą, która bezinteresownie podała mi rękę, nauczyła więziennych zasad i wprowadziła w hierarchię, nie pozwalając spaść na samo jej dno.
Tęskniłam za Temari jak cholera.
Gdybym tylko mogła, odebrałabym sobie życie już teraz. Leżąc na łóżku, zalana łzami, nie myślałam o niczym innym. Myśli samobójcze nachodziły mnie w każdej godzinie doby, ściskały za serce i kusząco podszeptywały, że tam, po drugiej stronie, będzie lepiej. Szukałam wtedy sposobu; rozglądałam się po celi, chcąc znaleźć cokolwiek, co umożliwi mi najlepiej bezbolesną śmierć, bo byłam cholernym tchórzem, ale niczego takiego nie namierzyłam. Mogłam się jedynie utopić w muszli klozetowej, ale instynkt samozachowawczy kazałby mi wyjąć głowę w momencie, w którym zaczęłabym się krztusić, i skończyłabym z włosami w szczynach, żywa i wkurwiona ze wstydu oraz braku wystarczającej ilości sił, by się zabić.
Wegetowałam więc, pozwalając, by dni przelatywały mi między palcami, dopóki nie dostałam w twarz od Ino.
— Obudź się, dziewczyno.
Podniosłam na nią wzrok; oczy zapiekły mnie od słońca, przez co zamrugałam kilkukrotnie, próbując przyzwyczaić się do światła.
— Przestań — fuknęłam, spuszczając głowę. — Nie mam ochoty na rozmowy.
Siedziałam przy ścianie, z nogami podkurczonymi do siebie i spojrzeniem wbitym w kolana. Ostatnimi dniami przesiadywałam tak większość czasu na spacerniaku.
— Ale ja mam. Nie możesz pozwolić na to, by emocje przejęły nad tobą kontrolę. Tutaj większość dziewczyn umiera w momencie, w którym zaczynacie się lubić. Będziesz tak reagować za każdym razem? — prychnęła, kopiąc mnie lekko w udo. — Sakura.
— Powiedziałam, że nie mam ochoty na rozmowy — wycedziłam przez zęby, zaciskając jednocześnie dłonie na kolanach. Czułam wzbierającą złość. Chciałam być sama. Dalej trwać w tym półśnie, gdzie wszystko było mi obojętne. Nawet gwałt nie był wtedy aż tak nieprzyjemny.
Ino nic nie odpowiedziała. Podniosła mnie za koszulę i przygwoździła do ściany; uderzyłam głową w beton i dopiero wtedy odzyskałam trzeźwość myślenia. Zgromiłam ją wzrokiem i odruchowo złapałam za fraki. Co jak co, ale nie chciałam, by znów zaczęła traktować mnie jak popychadło.
— Walcz z tym — powiedziała, przyszpilając moje ciało do zimnego muru. Wciągnęłam powietrze do płuc mocniej, niż dotychczas. Zabolało. Było duszno i sucho, a wokół najwyraźniej latały tumany kurzu, co nieprzyjemnie podrażniło moje gardło. — Nie poddawaj się. No Sabaku na pewno by tego nie chciała.
— Nie mam sił — powiedziałam słabo. — To nie ma sensu.
— Walcz, głupia. Walcz! — warknęła. — Nie po to cię trenowałam, żebyś się teraz poddała. Pamiętasz, jaki miałaś cel? Pamiętasz?!
Zerknęłam ponad jej ramieniem, doskonale wiedząc, kogo wzrok napotkam. Czarne oczy wpatrywały się we mnie na tyle intensywnie, że poczułam gęsią skórkę na ramionach. Chciał zobaczyć, jak odzyskuję motywację i samozaparcie. Chciał wiedzieć, czy kolejny gwałt znów przyniesie mi tyle bólu, co dawniej. Najwyraźniej wykorzystywanie lalek, które nie stawiają oporu, nie było już tak podniecające.
— Nie poddawaj się.
Wróciłam spojrzeniem do o wiele przyjemniejszych oczu. Niebieskie tęczówki kryły w sobie zdeterminowanie i nieco troski. To właśnie ta cząstka do mnie przemówiła; skinęłam głową, dzięki czemu zostałam puszczona.
— Nie pozwól, by jej śmierć poszła na marne. O ile się nie mylę, to ona podsunęła ci pomysł walki, prawda?
— Skąd wiesz? — fuknęłam, rozmasowując ramiona. Przelotnie zerknęłam na Sasuke — rozmawiał z Naruto, w końcu pozwoliwszy mi spokojnie oddychać.
— Sama byś się na to nie zdecydowała — odparła melodyjnie Ino, kierując się do naszego tradycyjnego miejsca ćwiczeń. Pomimo paniki, dreptałam za nią, w myślach szukając kolejnej wymówki od treningu.
Nie skomentowałam jej słów, to nie miałoby żadnego sensu. Jednak patrząc na to wszystko z jej perspektywy, musiałam przyznać, że miała rację. Powinnam wziąć się w garść i zacząć “żyć” na nowo, żeby wypełnić swój cel: dokonać zemsty na Sasuke..
— Przekonasz mnie, czy coś jeszcze pamiętasz? — spytała prześmiewczo, odwracając się w moim kierunku. Oparła dłonie na biodrach i czekała na mój ruch. Tymczasem ja struchlałam, wiedząc, że byłam pod czujnym okiem znienawidzonego oprawcy.
— To nie jest najlepszy pomysł — wydukałam, przeczesując dłonią włosy. Automatycznie zaczęłam trząść się z nerwów, czego uważne oko Ino nie mogło przegapić.
— On tu jest — powiedziała poważnie, wpatrując się we mnie tak intensywnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Jej pogodna aura gdzieś uleciała i zastąpiła ją ciężka, budząca grozę, pełna wściekłości. — Ty wiesz, kto to jest — syknęła i położyła mi dłonie na ramionach. — Mam rację? — dodała z naciskiem.
— Ino, to nie tak.
— Nie wierzę — prychnęła i wyrzuciła ramiona w górę. — Nie wierzę, po prostu nie wierzę! To ja przez cały ten czas ci pomagam, próbuję się domyślić, kto to może być, obserwuję jak pojebana strażników wokół a ty tak po prostu to ukrywasz? — warknęła, a gdy nie zareagowałam, mocno mnie popchnęła. — Próbowałam ci pomóc a ty mi nóż w plecy! Jak mogłaś?
— Nie przesadzaj — syknęłam. — Nie miałam pewności a nie chciałam nikogo oskarżać bezpodstawnie — skłamałam. — Wyluzuj.
— Sama, kurwa, wyluzuj — wycharczała. — Nienawidzę, gdy ktoś mnie oszukuje, a ty to perfidnie zrobiłaś!
— Ino błagam, nie krzycz! Nie zamierzałam cię oszukać, nie taki był mój cel. Chciałam się najpierw upewnić…
— I co, upewniłaś się? — weszła mi w słowo. Jej wzrok zabijał żywcem, przez co sparaliżowana strachem, mimowolnie skinęłam głową. — Kto?
Przełknęłam ślinę, wiedząc, że nie mogłam już cofnąć czasu. Już wcześniej próbowałam się na to nastawiać, w końcu przypuszczałam, że kiedyś nadejdzie ten dzień i będę musiała jej powiedzieć, ale nie spodziewałam się, że nastanie to tak szybko. I w dodatku w taki sposób.
— Sasuke — powiedziałam to niemal bezgłośnie i przymknęłam powieki. Nie chciałam patrzeć, jak złość wykrzywia jej twarz, jak w oczach rośnie czysta nienawiść, jak cholernie chce mnie zabić. Bałam się tego. Tchórz, zasrany tchórz!
Chwila milczenia trwała nieskończoność. Dopiero gdy do moich uszu dotarł ciężki oddech, niepewnie otworzyłam oczy. Ino dosłownie poczerwieniała ze złości, a jednocześnie na jej twarzy odmalował się ogromny szok. Zamarłam w oczekiwaniu na jakiekolwiek jej słowo.
— Ino — wyszeptałam cicho, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. — Powiedz coś.
— Nikt nigdy tak mnie nie oszukał. Nigdy. Rozumiesz?
— Dziwisz mi się? — Do moich oczu napłynęły łzy. Nie chciałam znowu płakać, przez ostatnie dni miałam tego już dosyć, ale słabości ciągle przejmowały nade mną kontrolę. Wracałam do bycia bezbronną, płaczliwą Sakurą, która nie potrafiła sobie z niczym poradzić. — Wiedziałam, jak bardzo zależy ci na tym, żeby ten gn… Ten gnojek zwrócił na ciebie uwagę, jak miałam ci powiedzieć?
— Jesteś perfidna — wysyczała i znów mnie popchnęła. — Nie znam gorszej osoby od ciebie, nie znam!
— Ino…
— Zamknij się — warknęła. — Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, rozumiesz?
— Ale…
Próbowałam jakkolwiek ratować sytuację, ale Yamanaka bezceremonialnie się odwróciła i tak po prostu odeszła, zostawiając mnie z dziurą w sercu, mimo że przed chwilą sama próbowała ją załatać. Czułam się jeszcze gorzej, niż po śmierci Temari. Straciłam kolejną osobę, od której mogłam uzyskać jakiekolwiek wsparcie, która rzeczywiście była w stanie mi pomóc. Świadomość, że znów zostałam sama, była nie do zniesienia.
Szybkim ruchem ręki starłam łzy i nerwowo rozejrzałam się po spacerniaku. Kilka dziewczyn patrzyło na mnie z zainteresowaniem, w końcu byłam jedną z tych osób, która wyprowadziła Ino z równowagi i zapewne zastanawiali się, co takiego jej zrobiłam. Odpowiedź brzmiała: nic. Nie moja wina, że ten skurwysyn wybrał akurat mnie na swoją ofiarę. A Yamanaka najwyraźniej nie potrafiła tego zrozumieć.
Namierzyłam Matsuri, siedzącą w tym samym miejscu, w którym przesiadywałyśmy z Temari i bez namysłu skierowałam do niej kroki. Próbowałam ignorować spojrzenia pozostałych dziewczyn, czując, jak wypalają na mojej skórze piętna głupiej naiwniaczki, bo przeciwstawiłam się Ino. Nie zwracałam również uwagi na strażników, szczególnie na Naruto, który podobnie jak więźniarki, wbijał we mnie spojrzenie. W gruncie rzeczy nie patrzyłam na nic, bo oczy zaszły mi łzami i praktycznie nic nie widziałam, dlatego też mocno się zdziwiłam, gdy w kogoś wpadłam.
Zamrugałam szybko, przez co słone krople przyozdobiły moje policzki, ale obraz się wyostrzył. Przede mną stał strażnik; ogarnęłam wzrokiem jego szeroką klatkę piersiową i przeklinając swoją nieuwagę w myślach, podniosłam głowę. Wiedziałam, kogo nim napotkam.
— Czyżbyś straciła kolejną sojuszniczkę? — prychnął, owiewając moje czoło swoim gorącym, miętowym oddechem. Spuściłam głowę i próbowałam go wyminąć, mrucząc ciche “przepraszam”, ale wyciągnął w bok rękę, nie pozwalając mi odejść.
Nie potrafiłam ogarnąć, co się dzieje. Nie przypuszczałam, że będzie ryzykował swoją posadę, robiąc mi sceny na środku spacerniaka, dlatego nie miałam zielonego pojęcia, jak powinnam się w tej sytuacji zachować. Rozsądek podpowiadał: bądź uległa. Duma kazała walczyć. A serce stchórzyło i próbowało uciec mi przez usta.
— Odpowiedz — mruknął, udając obojętnego, choć zapewne wewnątrz cieszył się z mojej straty. Wkurzała mnie ta jego wieczna powaga, wieczna kpina i pogarda. Miałam już tego dosyć.
— Nie pana sprawa — fuknęłam, wzrokiem szukając wsparcia wśród innych strażników. Nikt jednak nie zwracał na nas uwagi. — Muszę już iść.
— Dokąd? Gdzie ci się tak śpieszy?
— Nie pana sprawa — wysyczałam, próbując go wyminąć. — Puść mnie, do cholery.
— Może trochę grzeczniej? — mruknął, trącając moje ramię. Odruchowo się za nie złapałam i obrzuciłam go buntowniczym spojrzeniem. Poniekąd czułam się przy nim jak dziecko, które próbuje się przeciwstawić, ale wie, że nie może. Chciałam zrobić wszystko: uderzyć go, opluć, zbluzgać, stłamsić. Nie miałam jednak takiej mocy.
Próbowałam zignorować jego zaczepki, więc bez słowa się odwróciłam i podjęłam kolejną bezskuteczną próbę zostawienia napastnika w tyle.
— Co, nie ma Temari i już nie jesteś taka cwana?
Zamarłam w pół kroku. Zabolało. Doskonale wiedział, że no Sabaku była moją największą siłą. Przez chwilę zaczęłam podejrzewać, że umyślnie przyśpieszył jej wyrok, ale nawet on nie miał takich uprawnień. Zasrany farciarz, szczęście najwyraźniej go kochało.
Przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki wdech i drżąc z nerwów, postąpiłam krok na przód. Ten jednak nie dał mi odejść. Musiał dolać oliwy do ognia.
— Swojego męża też tak ignorowałaś? A może właśnie dlatego go zabiłaś? Bo uświadamiał ci twoje słabości?
Nie wytrzymałam. Nie wiem, w którym momencie straciłam nad sobą panowanie, kiedy odwróciłam się ze łzami w oczach i zamachnęłam ręką. Dojrzałam jedynie jego cwany uśmiech a później poczułam paraliżujący ból i piach w oczach, ustach, w nosie. Dławiłam się z bólu i goryczy, leżąc na ciepłym betonie, dociskana butem Sasuke, mając wyłamaną kość nadgarstka. Jak przez wodę słyszałam krzyki innych więźniarek i ten jeden, tak charakterystyczny, mojego anioła. Zanim jednak zdążył do nas dobiec, poczułam serię ciosów — Uchiha okładał mnie metalową pałką, pokazując wszystkim, kto tu rządzi.
— Co ty wyprawiasz? — wrzask Naruto i nagłe rozluźnienie uświadomiło mi, że policjant wreszcie przestał znęcać się nade mną. Zabrałam rękę z pleców, choć każdy ruch serwował mi kolejną porcję cierpienia. Przyciągnęłam do siebie kończynę i odruchowo skuliłam w kłębek, pragnąc zapaść się pod ziemię. Takiego upokorzenia jeszcze nigdy nie doznałam.
— Zaatakowała mnie — wyjaśnił rzeczowo. Słyszałam jad w jego głosie, nienawiść, pogardę. Słyszałam wszystko to, czego usłyszeć nigdy bym nie chciała.
— Znam cię nie od dziś, idioto! — syknął ciszej Naruto. — Sprowokowałeś ją, kurwa!
— Wcale nie! — Melodyjny głos magicznym sposobem zabrał ode mnie drgawki. Moje ciało zamarło, jakby chcąc lepiej zrozumieć to, co Ino ma im do powiedzenia. — Widziałam, Sakura zaatakowała go bezpodstawnie! Po prostu rozmawiali a ona nagle…
— Ino, nie wtrącaj się — warknął Naruto.
— Kiedy tak było! — pisnęła, robiąc z siebie idiotkę. — Przecież widziałam!
— Słyszysz? — podłapał Sasuke, śmiejąc się mrukliwie. — Nie moja wina, że tamta jest jakaś narwana.
— Mnie nie przekonasz, skurwielu — wysyczał Uzumaki, pochylając się nade mną. — Dasz radę iść?
— T-tak — wychrypiałam, próbując się podnieść. Czułam ból w każdym skrawku ciała, dlatego choć spięłam wszystkie mięśnie, żeby się ruszyć, nawet nie drgnęłam.
— Zaniosę cię do lekarza — powiedział spokojnie, znów biorąc mnie na ręce.
— Chyba do karceru — wtrącił Sasuke. Poczułam, jak mięśnie Naruto twardnieją. — Idę spisać protokół.
— Nawet się nie waż.
— Mam świadka.
— Twoje słowo przeciwko mojemu. Ona nic nie znaczy w tym wszystkim, bo to oczywiste, że więźniarki będą chciały sobie dopierdolić — rzucił Uzumaki.
— A jeśli będzie więcej świadków? — Doskonale znałam ten głos. Kobiecy, przepełniony kpiną, tak cholernie irytujący. Niepewnie uchyliłam oczy i odwróciłam głowę w kierunku Sasuke — stał otoczony wianuszkiem pięknych siłaczek, z Ino i Karin na czele. Wszystkie uśmiechały się wrednie, wiedząc, że właśnie doszczętnie mnie zgnoiły.
— Gnida, nie człowiek — wysyczał Naruto i nie czekając na reakcję, zabrał mnie do środka budynku. Ja jednak usłyszałam ten śmiech. Ten cholerny, pełen satysfakcji śmiech.

Przepraszam.
To słowo odbijało się echem w mojej głowie, gdy zatrzaśnięto przede mną wielkie, ciężkie, metalowe drzwi, odcinając mi jednocześnie dostęp światła. W pomieszczeniu nie było nawet małej szparki, która pozwoliłaby promieniom słonecznym do mnie dotrzeć. Głucha cisza brutalnie wdzierała się w umysł, omamiając swoim piskiem. Wariowałam. Czułam, że każda sekunda spędzona w tym miejscu, odbierze mi rozum.
Ostatkami sił przesunęłam się pod ścianę, żeby przynajmniej wygodnie usiąść, ale chłód tego miejsca był porażający. Syknęłam, z bólu lub przerażenia, sama już nie wiedziałam, co było silniejsze. Pulsująca ręka w gipsie, która przekreśliła moje szanse na pokonanie Sasuke, czy wybujała wyobraźnia, podpowiadająca mi, że tam, w drugim kącie, dokładnie naprzeciwko, ktoś siedzi. Ktoś, kto mnie nienawidzi. Ktoś, kto chce mnie zabić. Zemścić się. Odpłacić pięknym za nadobne.
Ja naprawdę widziałam tam Saia. Obserwowałam jego oczy, jego nikły, blady uśmiech. Dostrzegałam wszystko to, czego w nim nienawidziłam. Oschłość. Chłód. Wyniosłość. Pogardę. Patrzył na mnie jak wszyscy. Patrzył jak Sasuke. A może to był Sasuke?
— Błagam, nie — jęknęłam, podnosząc się po ścianie. Chropowata powierzchnia drapała moją rękę, ale nie to w tym wszystkim było najgorsze. Mój oprawca naprawdę był ze mną w tym pomieszczeniu. Oddychał tym samym powietrzem co ja. Syczał. Dyszał. Niemalże warczał. Chciał mnie zabić.
Przylegając plecami do zimnego betonu, na oślep ruszyłam w stronę drzwi. Cały czas obserwowałam te czarne, przebiegłe oczy, które czerpały satysfakcję z mojej krzywdy. Kuliłam się pod wpływem tego spojrzenia, a gdy wreszcie dotarłam do wyjścia — takie przynajmniej miałam wrażenie — mocno uderzyłam w metal zdrową ręką, krzycząc, by mnie stąd wypuszczono.
Nie, ja nie krzyczałam. Ja wyłam. Wyłam ze strachu. Darłam niczym wariatka, kopiąc i uderzając ramionami w drzwi. Próbowałam je wyważyć, próbowałam wygryźć dziurę, próbowałam rozbić je głową, byleby tylko stracić świadomość. I tak też na chwilę się stało.

— Sai?
Popatrz. Patrz. Patrz jak zdycham, tu, bez ciebie.
Przytulisz mnie?
Masz zimną dłoń.
Odejdź.
Nie zostawiaj mnie.
Co ja zrobiłam?
— Gdzie jesteś?
Podniosłam się powoli do siadu i rozejrzałam po pomieszczeniu.
— Jesteś — wyszeptałam, z nikłym uśmiechem przylepionym do ust. — Jesteś tu.
Podchodzisz powoli. Klękasz przede mną. Obejmujesz moją twarz dłonią.
Masz zimną dłoń.
Wzdrygnęłam się. Odruchowo, przez przypadek.
— Nie chciałam cię urazić.
Uśmiechasz się tak, jak wtedy. Jak zawsze, gdy zrobiłam coś źle. “Głupiutka Sakura” — powtarzałeś. “Głupiutka.”
— Sai, przepraszam… Nie chciałam cię zabić. Jak to w ogóle głupio brzmi, niesamowite… — Zachichotałam cicho. Nie czułam już bólu ręki. Nie czułam niczego. Sam fakt, że miałam swojego mężczyznę obok siebie, poprawiał mi nastrój i odbierał wszelkie cierpienia. — Przepraszam.
Głaszczesz mnie delikatnie po głowie.
Łzy same przyozdobiły moje policzki. Zaczęłam płakać jak dziecko, ciesząc się, że wreszcie nie jestem sama, że mam obok siebie kogoś, kto mnie kocha. Kogoś, kto się mną zaopiekuje, kto mnie już nigdy nie skrzywdzi.
Cieszę się, że jesteś.
— Nie wiesz, ile przeszłam… Nie masz pojęcia. Więzienie to najgorsza rzecz, jaka mogła mi się przytrafić. Nie. Twoja śmierć… Jaka ja byłam głupia… Jak to w ogóle się stało? Sai? Powiedz mi, ja tego nie pamiętam…
Spoważniałeś. Odwracasz się ode mnie. Zawsze tak robiłeś, gdy nie chciałeś na mnie krzyknąć.
— Zdenerwowałam cię?
Prychasz. Tak mi tego brakowało, kochanie…
— Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Czuję się jak najgorszy człowiek na świecie.
Bo nim jesteś.
— Co? Sai, ja… — Podniosłam spojrzenie, ale w rogu pomieszczenia nie było już mojego mężczyzny.
Był Sasuke.
— Boże, błagam… Nie…
Dobiegłam do drzwi i mocno w nie uderzyłam, ale wtedy to poczułam…
Twój oddech. Twoje zimne ręce na mojej szyi. Dociskasz moje ciało do lodowatego metalu. Piszczę, krzyczę, wiję się w rozpaczy, błagam o pomoc, błagam o litość. Błagam o życie.
I znów to usłyszałam. Ten cichy dźwięk, tak kojący nerwy, tak otumaniający.
A long, long time ago...
I can still remember
How that music used to make me smile.
And I knew if I had my chance
That I could make those people dance
And, maybe, they'd be happy for a while.
— Nie chcę z tobą tańczyć! — krzyknęłam. Opierałam czoło o drzwi, nie mając już sił, by walczyć. Chciałam się poddać. Jeszcze nigdy w życiu tak bardzo nie pragnęłam śmierci.
Nie wiedziałam, co się dzieje. Wszystko wokół wirowało, raz pojawiał się Sai, raz Sasuke, innym razem zobaczyłam Temari. Przyszła z Shikaramu i choć nie widziałam jego twarzy, wiedziałam, że to on. Byli razem, szczęśliwi.
Dlaczego, do cholery, ja nie mogłabym już być szczęśliwa?
Bo nie zasługujesz na szczęście.
— A ona zasłużyła?! — ryknęłam, rozkładając ramiona. — Ona?! Też go zabiła! Też zabiła swojego faceta! Dlaczego ona zasłużyła a ja nie? W czym ona jest lepsza?!
Jak zwykle patrzysz na mnie z ironią. Miałam jej już dosyć. Chciało mi się nią rzygać. Nienawidziłam tego spojrzenia całym sercem.
— Durniu, tego chciałeś? — spytałam, pokazując mu rękę. Zerkasz na gips i unosisz kąciki ust ku górze. — Wiedziałeś, że trenuję, żeby ci dokopać, co? Doskonale wiedziałeś… Dlatego złamałeś mi rękę. A może… A może ty się mnie bałeś? — krzyknęłam zaskoczona i szczęśliwa. — No powiedz, boisz się mnie?
Idziesz powoli, z klasą, z zasraną arogancją. Znów obejmujesz mój policzek swoją wielką dłonią, która nie jeden raz mnie skrzywdziła. Ale tym razem jest ciepła. Patrzę na ciebie zaskoczona, ale nie widzę potwora. Widzę mojego Saia. Z uśmiechem anioła nachylasz się nade mną i powoli całujesz, jak wtedy, za pierwszym razem. Niepewnie dotykam twojego policzka, powoli oddaję pocałunek…
— Haruno, co ty, kurwa, odpierdalasz?
Zaskoczona uchyliłam powieki; poraziło mnie dzienne światło dochodzące zza strażnika, stojącego w progu. Chwilowo oślepłam, więc nie widziałam jego miny, ale mogłam się tylko domyślać, że miał mnie za idiotkę.
— Całowałaś powietrze? — prychnął, podchodząc w moją stronę Jego buty głośno zastukały o posadzkę. Próbowałam zatkać uszy, ale pociągnął mnie za zdrową rękę i założył na nią kajdanki. — Mieliśmy tu już różnych pojebów, ale duchów jeszcze nikt nie widział.
Niepewnie zerknęłam w kąt pomieszczenia; machasz mi.
Wrócisz do mnie?
— No rusz się — warknął strażnik.
Przyjrzałam mu się uważniej, próbując przypomnieć sobie, skąd go znam. Chwilowo byłam tak zamroczona sytuacją, jaka miała miejsce w karcerze, że niczego nie ogarniałam.
— Kurwa, obrzydliwe. Obsikałaś się, ja pierdolę — fuknął z pogardą i odsunął mnie od siebie na odległość ręki. Zerknęłam przelotnie na swoje spodnie. Rzeczywiście były mokre. Wstyd wpełzł na moje policzki w jednej sekundzie, co w tym momencie było całkiem przyjemne. Wreszcie przebudziłam się z tego odrętwienia.
— Mogę skorzystać z prysznica?
— No, kurwa, musisz — fuknął strażnik. — Cuchniesz na kilometr. Zesrałaś się też, czy jak?
I już sobie przypomniałam, kim był ten mężczyzna. Dupek z psem.
— Myślałem, że najobrzydliwszą kobietą na świecie jest moja Maya, ale bezsprzecznie ją przebiłaś — dodał, otwierając jakieś drzwi. — No idź, przecież nie będę cię wąchał. Ja pierdolę.
— Dobrze, już, wystarczy. Wiem, że śmierdzę — warknęłam. Nigdy nie czułam się bardziej upokorzona. Kiba wiedział jak dowartościować kobietę.
— Dobrze, że mój pies został dzisiaj w domu, bo chyba by mu nos upierdoliło.
— Skończ już — syknęłam.
— Kiedy ty naprawdę ohydnie śmierdzisz!
— Wiem, kurwa! — krzyknęłam. — Wystarczy już!
— No dobra, nie unoś się tak, jeny…
Prychnęłam tylko i sama pchnęłam drzwi prowadzące do łazienki. Na krześle zobaczyłam zestaw: ręcznik i nowe ciuchy, na które strażnik wskazał głową i mruknął tylko, że powinnam podziękować za to Naruto. Bez słowa wzięłam rzeczy, jednak usłyszałam komentarz tego kretyna.
— Pewnie wiedział, że się tam posrasz i dlatego to przygotował.
Zacisnęłam dłoń na materiale, byleby tylko nic nie odwarknąć. Dość już miałam kłopotów, co potwierdził przeszywający ból złamanej ręki.
Szybko się opłukałam, odrzucając w kąt obsikane spodnie i nałożyłam na siebie świeże ubrania. Szczerze tęskniłam za zapachem proszku do prania, ale musiałam cieszyć się każdymi drobnostkami, a czyste ciuchy zdecydowanie się do nich zaliczały.
— W końcu wyglądasz jak człowiek — skomentował Kiba, gdy stanęłam przed nim po kilku minutach. Fuknęłam coś pod nosem i wyciągnęłam rękę, by mógł mnie skuć. Co zabawne, jako że na prawej łapie miałam gips, strażnik trzymał drugą część kajdanek i prowadził jak dzieciaka do przedszkola.
Mężczyzna w milczeniu zaprowadził mnie do celi. Zdziwiłam się, że tak nagle umilkł, ale w żadnym wypadku mi to nie przeszkadzało. Znając jego temperament, jedynym, co mogłam od niego usłyszeć, były przemiłe komplementy dotyczące mojej brzydoty i wstrętu, jaki w nim wywoływałam. Dlatego gdy weszłam do celi a kraty z hukiem się za mną zatrzasnęły, rzuciłam mu jeszcze jedno spojrzenie.
—  Co jest? —  spytałam odruchowo, widząc, że Kiba nie ma zamiaru ode mnie odchodzić. Podparł się o biodro i ze zrezygnowaniem pokręcił głową.
—  Nie wiem co zaszło między tobą a tamtym strażnikiem na spacerniaku, ale mam jedną radę. Następnym razem nie daj się sprowokować. Wszyscy znamy Sasuke nie od dziś i wiemy, do czego jest zdolny. Ale skurwysyn rozegrał to tak, żeby mieć świadków i spisanie protokołu z napaści na policjanta niestety było konieczne. A to automatycznie wrzuciło cię do tego zasranego karceru, na który —  zapobiegawczo rozejrzał się czy nikt wokół nas nie podsłuchuje —  raczej nie zasłużyłaś. Tak czy siak, trzymaj się mała i uważaj na siebie, bo nie chcę następnym razem wyciągać cię z własnych szczyn —  dodał i zawadiacko mrugnął do mnie oczkiem.
Zrobiło mi się cieplej na sercu. Świadomość, że nie tylko ja miałam Sasuke za skurwysyna, naprawdę poprawiała nastrój.

Dalszym etapem kary był miesięczny zakaz wychodzenia na spacerniak oraz odwołanie wizyty moich rodziców. Żałowałam cholernie, że ich nie spotkam, bo bałam się, że to ostatnia okazja na przekazanie im, jak bardzo ich kocham i jak okrutnie żałuję tego wszystkiego, co się wydarzyło.
Nie poddałam się jednak. Przez pierwszy tydzień cierpiałam niemiłosiernie z powodu bólu ręki, bowiem strażnicy nie kwapili się do dawania mi tabletek przeciwbólowych, przepisanych przez Tsunade. Po tym okresie natomiast zebrałam w sobie siłę i wróciłam do treningów; regularne brzuszki, przysiady, wymachy zdrową ręką. Przezwyciężyłam cierpienie, które pojawiało się właściwie przy każdym ruchu. Zaciskałam zęby, żeby móc wreszcie odbić się od dna i pokazać, że nie dam się zgnoić. Udowodnić mu przed śmiercią, że jestem kimś.
Czułam, że czas mi się kończył.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że przez ten miesiąc praktycznie z nikim nie rozmawiałam. Matsuri jak zawsze była milcząca, zamieniłyśmy podczas posiłków kilka słów i to właściwie tyle. Zresztą odniosłam wrażenie, że starała się mnie unikać. Być może bała się, że sprowadzę na nią kłopoty, w związku z czym przez ostatnie kilka dni siadałam dalej od niej. Widziałam, że odetchnęła z ulgą, tym samym wbijając mi nóż w plecy. Straciłam kolejnego sojusznika.
Jednakże i to mnie nie złamało. Zostałam pozbawiona już wszystkiego i wszystkich; jedynie Naruto mi pozostał, ale i jego nie widziałam od miesiąca. Być może dyrektor umyślnie przydzielił mu inne skrzydło, żebym czuła się opuszczona. Jeśli charakterem przypominał Sasuke, to tak właśnie było. Bolało, ale dało się przeżyć.
Nieco się uspokoiłam. Miałam mnóstwo czasu do namysłu, dzięki czemu psychicznie odsapnęłam. W dalszym ciągu zastanawiałam się, co zaszło wtedy w karcerze, skąd pojawiły się te iluzje, ale starałam się tłumaczyć to zmęczeniem i strachem. Nie zwariowałam. Mózg spłatał mi figla, pokazując obrazy, które widzieć chciałam i nie chciałam. Taki dowcipniś. Wierzyłam, że nie oszalałam, że nie popadałam w żadną chorobę psychiczną. A z drugiej strony… Trafienie do czubków uratowałoby mi życie. Jednak nie zamierzałam walczyć o nie za wszelką cenę — byłam już wykończona ciągłą gonitwą myśli i w gruncie rzeczy… Niecierpliwie czekałam na śmierć.

Słońce uderzyło w moje oczy z podwójną siłą. Mimo że jesień powoli zamieniała się w zimę, gwiazda wciąż intensywnie świeciła, zwłaszcza dla kogoś, kto nie widział jej od miesiąca. Zasłoniłam się gipsem, próbując nie stracić równowagi od zawrotów głowy. Z każdym krokiem wracała mi pewność siebie, ale pojawiał się też strach. Nie widziałam Ino od miesiąca. Podobnie było z Sasuke —  sukinsyn dał mi spokój. A ja plułam sobie w brodę, że nie zaatakowałam go wcześniej. Straciłam okazję do odpłacenia się i nie miałam pojęcia, jak go sprowokować do kolejnego gwałtu.
To było nienormalne. Ale adrenalina, pojawiająca się na samą myśl, że mogłabym skopać mu tyłek, uzależniała. Poddawałam się temu uczuciu i nie marzyłam o niczym innym, tylko o dobraniu się do skóry Sasuke. W pewnym sensie zbzikowałam na tym punkcie.
Rzuciłam okiem ku Matsuri; tradycyjnie siedziała na ławce przy końcu spacerniaka. Nie chcąc narażać jej na kolejny stres, usiadłam na innej, nigdy nie zajmowanej i mimochodem rozejrzałam się po placu. Piękne siłaczki obserwowały mnie spod byka i byłam pewna, że obmyślają, jak jeszcze mogą udowodnić swoją wyższość, jak się zemścić. Ino zaciekle tłumaczyła coś Karin, co jakiś czas rzucając w moim kierunku krótkie spojrzenie. Bałam się, ale póki co postanowiłam je zignorować. Szansa na to, że swój plan wykonają na spacerniaku czy w stołówce była niska — zbyt wielu policjantów się tutaj kręciło. Nie miały wyboru jak wymyślić coś sprytniejszego i śmiałam przypuszczać, że mój kat w jakiś sposób im w tym pomoże. Musiałam mieć się na baczności, choć oczywistym było, że nie miałam szans z nimi wszystkimi.
Odwróciłam spojrzenie i wbiłam je w blond czuprynę. Blondyn uśmiechał się ciepło, tłumacząc coś… Hinacie. Nie wierząc własnym oczom, zamrugałam kilka razy, ale wzrok nie płatał mi figla. Uzumaki stał z Hyuugą i o czymś do niej mówił, a dziewczyna najwyraźniej była skrępowana jego towarzystwem, niemniej wyglądała na zadowoloną. Poczułam, jak w moim sercu tworzy się kolejna rana. Nie wiedzieć czemu, miałam nadzieję, że jestem jedyną osobą, której Naruto pomaga, dla której jest miły. Poczułam się zdradzona, ale przełknęłam łzy i pomimo duszącego bólu w sercu, wystawiłam twarz do słońca, chcąc nacieszyć się jego ostatnimi promieniami. Kto wie, jeśli mój plan miał wypalić, prawdopodobnie było to ostatnie w moim życiu wygrzewanie się na spacerniaku.
Spokój nie trwał długo. Ktoś stanął przede mną i głośno odchrząknął. Uchyliłam powieki, a dostrzegłszy przed sobą grupkę kilku dziewczyn, odruchowo zmrużyłam oczy. Temari mi o nich opowiadała i o ile pamiętałam, były lesbijkami. Cholera.
—  Tayuya —  przedstawiła się różowowłosa, wyciągając ku mnie rękę. Oddałam uścisk, pod nosem mrucząc swoje imię.
—  Tsuchi —  dodała brunetka. Skinęłam głową, witając się po kolei z bandą homoseksualnych więźniarek.
—  Co? —  fuknęłam, nieco skrępowana. Tayuya uśmiechnęła się przebiegle i usiadła na ławce, tuż obok. Zdecydowanie za blisko.
—  Wiesz —  mruknęła, obejmując mnie ramieniem —  mam do ciebie pewną sprawę. Biznes, wiesz.
Tsuchi zachichotała pod nosem, ale gdy tylko uchwyciła moje spojrzenie, momentalnie spoważniała.
—  Nie zamierzam mieszać się w żadne, dziwne sprawy —  odparłam od razu, prostując się i tym samym zrzucając jej ramię z mojego ciała. —  Dość mam swoich problemów.
—  Chodzi o wpieprzenie Ino —  sparowała. Zmierzyłam ją wzrokiem, co odebrała jako pozwolenie na kontynuację. —  Wiesz, chcemy się na niej zemścić za to, jak nas traktuje, jak ciebie potraktowała. Miesiąc temu, wiesz.
—  Wiem —  syknęłam z naciskiem. —  Ale ja już mam swoją satysfakcję z tego, co się stało i nie zamierzam się jej podkładać. Jeśli chcecie, śmiało, możecie ją nawet zabić. Ja umywam od tego ręce.
—  Sakura, wszystkie wiemy, że chcesz się zemścić —  wtrąciła się Tsuchi.
—  Owszem, ale nie na niej —  mruknęłam, wzrokiem odnajdując Sasuke. Jak zawsze patrzył na mnie tym swoim lodowatym spojrzeniem; uśmiechnęłam się od ucha do ucha i prowokacyjnie do niego pomachałam. Niech wie, że ja jeszcze z nim nie skończyłam.
Stęskniłeś się, skurczybyku?
—  Co chcesz zrobić? —  spytała Tayuya, podłapując, do kogo się szczerzyłam. —  Chyba nie zamierzasz…
—  A co mi szkodzi? —  prychnęłam. —  Uderzając w tego skurwysyna, zranię Ino. Dwie pieczenie na jednym ogniu.
—  Nie dasz rady —  wyszeptała Tsuchi.
— Poradzę sobie —  odparłam pewna siebie. —  Ale piśnijcie choćby słówko —  zagroziłam im, ostrzegawczo wyciągając do nich palec wskazujący. Cofnęły się o krok; były większymi tchórzami, niż się spodziewałam. —  Cieszę się, że mam was po mojej stronie.
—  Jeśli chcesz, możesz z nami siadać, wiesz… Przyjmiemy cię pod nasze skrzydła —  powiedziała nieśmiało Tayuya. Skinęłam jedynie głową, kolejny raz przenosząc prowokacyjne spojrzenie na Sasuke.
—  Chętnie skorzystam — odparłam — ale nie tym razem. Niemniej będę miała was na uwadze.
Dziewczyny skinęły głową i, o dziwo, bez słowa odeszły. To była moja szansa.
Sasuke przypatrywał mi się intensywnie, dzięki czemu od razu zrozumiałam, że wcale nie odpuścił. Być może byłam pod szczególnym nadzorem i nie mógł zabierać mnie z celi, kiedy tylko mu się podobało? W końcu był zwykłym klawiszem, popychadłem, w dodatku tym najgorszym, który myśli, że wszystko mu wolno. O nie, drogi policjancie, nie wszystko.
Prowokowałam go. Cały czas spędzony na spacerniaku, prowokowałam. Posyłałam mu zadziorne spojrzenia, przechodziłam obok niego, pożerając go spojrzeniem, uśmiechałam się a na sam koniec, kolejny raz mu pomachałam. Wszystko to, żeby znów zabrał mnie do swojej nory. Wszystko po to, by znów mnie zapragnął.

Uderzył moimi plecami o ścianę; cichy jęk dobiegł z mojego gardła, jednakże było to najbardziej kontrolowane jęknięcie, jakie kiedykolwiek w życiu z siebie wydobyłam. Wiedziałam doskonale co robić, żeby go nakręcić, żeby myślał, że ma przewagę. Z determinacją spojrzałam mu w oczy, tak hipnotyzujące, przepełnione dziką żądzą, furią, czymś nienormalnym, że aż przeszły mnie dreszcze. Nigdy nie widziałam, żeby patrzył w ten sposób.
— Chciałaś się ze mną zmierzyć? — wyszeptał, owiewając oddechem moje czoło. Zaśmiałam się cicho i pokręciłam lekko głową. Nie no skąd, Sasuke, co to za niedorzeczność?
— Gdzież bym śmiała, panie funkcjonariuszu — odpowiedziałam spokojnie, próbując ukryć ironię. Mężczyzna wyraźnie się wkurzył — zmrużył gniewnie oczy, oderwał moje barki od ściany i ponownie uderzył mną o zimny beton.
— Wolałem, jak byłaś szarą, płaczliwą myszką — mruknął, chłodnymi palcami obejmując mnie za szyję. — Ale nie powiem, taka zadziorna też mi się podobasz.
— Wiesz, na czym polega problem? — prychnęłam, zdrową rękę kładąc na jego przedramieniu. Uścisk zelżał, dzięki czemu mogłam oddychać bez obaw, że zaraz mnie udusi. — Jeśli mnie teraz pobijesz, nie będziesz mógł się wykręcić. Co powiesz przełożonemu? Co powiesz innym policjantom?
— A ty? Wiesz co ci grozi za pobicie funkcjonariusza? — Czyli skurczybyk wiedział, co dla niego szykowałam.
— Nie mam nic do stracenia. — Zaśmiałam się i w ostatniej chwili wystawiłam przed siebie rękę, tym samym broniąc się przed ciosem. Zabolało, ale przynajmniej nie rozpłaszczył mi nosa.
— Treningi z Ino były całkiem skuteczne — stwierdził i zrobił trzy kroki w tył. Dał mi swobodę do zrobienia gardy. Naprawdę chciał się ze mną bić.
Zacisnęłam zęby, w myślach zastanawiając się, jak będzie mi się walczyło w gipsie. Nie czułam już bólu ręki, ale jedno uderzenie mogło mnie obezwładnić. Bałam się, bo nie byłam w pełni sił. Niemniej trzymałam się swojej dewizy: nie miałam nic do stracenia. Mogłam go pobić, albo zostać pobita. Nieważne jaki będzie wynik, samo podjęcie walki uczyni ze mnie zwycięzcę.
Sasuke widział zacięcie w moich oczach, a ja widziałam zdziwienie i swego rodzaju podziw, w jego. Nie spodziewał się, że nawet ze złamaną ręką, podejmę walkę. Miał nadzieję zobaczyć płacz i zrezygnowanie. Chciał zdusić we mnie jakąkolwiek determinację, stłamsić. Ale tym razem nie zamierzałam się poddać.
— Imponuje mi twoja postawa — powiedział w końcu, chowając dłonie do kieszeni. — Po tym wszystkim co przeszłaś, dalej chcesz udowodnić, że masz ze mną jakiekolwiek szanse. W dodatku mając rękę w gipsie. To naprawdę niespotykane. Ale… Jednocześnie zastanawiam się, dlaczego jesteś aż tak naiwna? Naprawdę wierzysz, że mnie pokonasz? — prychnął. — Naprawdę, Haruno?
Nie odezwałam się nawet słowem. Nie chciałam dać się sprowokować, bo w moim planie nie było miejsca na bezsensowne poddanie się zaczepkom. Wolałam atakować precyzyjnie, zgodnie z tym, jak nauczyła mnie Ino, a nie naparzać go gipsem po głowie.
— Ty naprawdę się zmieniłaś — powiedział, przywdziewając na twarz delikatny uśmiech. — Nasza wisienka wreszcie rozkwitła. Ale — zaśmiał się mrukliwie, podchodząc w tym czasie niebezpiecznie blisko — wiesz, jak szybko wiśnie przekwitają? — Chłód zmroził mnie do tego stopnia, że pozwoliłam, by otulił dłonią mój policzek. — B a r d z o  szybko.


Ufffff! W końcu! Przepraszam Was Misiaki za tak długą przerwę, ale licencjat nie chciał się sam napisać, choć go o to prosiłam. :< Teraz też raczej nie znajdę zbyt dużo czasu na pisanie, mam dyplom i obronę za miesiąc, więc sami rozumiecie. Niemniej do końca sierpnia chcę zakończyć tego bloga, w końcu został już tylko jeden rozdział i epilog i… Zacząć coś zupełnie swojego. :) Ale do tego mamy jeszcze trochę czasu. ;)
Mam nadzieję, że nie zespułam tego rozdziału i że chociaż przez chwilę udało mi się utrzymać w Was jakiekolwiek napięcie. :p Obawiam się jednak, że mogło być inaczej. Coraz bardziej przekonuję się, że to nie moje klimaty. ;x
Dobra, koniec biadolenia. Do zobaczenia niebawem! :)

14 komentarzy:

  1. Maya: Dzięki Kiba. Jednak jesteś zasranym frajerem.
    Kiba: Oj, nie przesadzaj.
    Maya: Śmierdzisz mokrym kundlem. Śpisz dzisiaj w budzie z Akamaru.

    No jak mogłaś? xD

    Dobra. Ino to głupia kurew, której nienawidzę. Naprawdę miałam wrażenie, że ździra będzie sojuszniczką Sakury. Wierzyłam w to do samego końca, łudziłam się, że przejmie się losem swojej podopiecznej, ale nie. Bo po co. Mam nadzieję, że w tym zakichanym więzieniu jebnie jakaś bomba i wszyscy zdechną. xD Wkurwiają mnie już, no ja chrzanię. Niech Yamanakę wyciupcia w jakiejś celi Lee, skoro bijacz ma takie ciśnienie. A Sasuke niech wydyma więzienny kucharzyna, ale to tak, żeby mu dupsko rozerwało. Już nawet przed fragementem, gdzie Naruto kiział miział Hinatę, w niego też zwątpiłam. W nikogo już nie wierzę w tym opowiadaniu, nawet w Kibę. xD

    Scena w karcerze była spoko, z chęcią dowiedziałabym się, jaka była prawdziwa przeszłość Sakury i Saia (bo to, że wyjaśnisz jego śmierć uznaję za obowiązkowe), ale pewnie tego nie planujesz. Trudno, umrę w niewiedzy. Kiba mógłby być mniej chujowaty, ale w sumie to idealnie pasuje do całej sytuacji, więc no. xD

    Trochę się martwię tym, co Sasydż jeszcze zrobi Wisience... Ale kończ już tego bloga. To nie tak, że on mnie nudzi, bo bynajmniej tak nie jest, ale robisz tak długie przerwy, że się wybijam. xD Przełóż sobie tę obronę, czytelnicy są ważniejsi. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ino jest kurwą. :') Przez krótką chwilę wierzyłam w to, że naprawdę dba o Sakurę i chce jej pomóc... bez względu na tożsamość gwałciciela. A tutaj się okazało, że jest tak sukowatą kretynką, za jaką miałam ją na samym początku. Stwierdzam, że nie znoszę gnidy i już nic mojego zdania nie zmieni.
    Kiba... Matko, zachował się tragicznie. Ja rozumiem, że Sakura nie pachniała różą i fiołkami, no ale jakieś wyczucie chyba trzeba mieć. Prawda? Enyłej, cieszę się, że ostrzegł ją przed Sasuke. Zarobił sobie tym u mnie dodatkowe punkty, chociaż wciąż bardziej go nie lubię, niż lubię.
    O Sasuke ja się może nie wypowiem, bo jebnę ze złości telefonem o ścianę. Co za perfidny gnój.
    Scena, w której Sakura miała majaki, bardzo mnie zainteresowała. Świetnie opisana - naprawdę się wczułam. Podejrzewam, że Sasydż jakimś cudem podał jej jakieś psychotropy, bo nie znajduję innego wyjścia z tej sytuacji. :c
    Martwię się o Sakurę coraz bardziej. Niby dobrze, że wydostała się z tej depresji (ja ciągle nie otrząsnęłam się po śmierci Temari), ale teraz z kolej zbyt dużo ryzykuje. Ten pieprzony psychopata może zrobić jej coś naprawdę okropnego... O ile to w ogóle możliwe. Rany, mam nadzieję, że Naruto jakoś jej pomoże. :(((
    Powodzenia na obronie, Kejżo! <3 Już czekam na kolejny rozdział.

    + jestem Ci OGROMNIE wdzięczna za to, że wplotłaś tutaj taki jeden milutki moment, który nie był poprzedzony niczym złym... Mianowicie - rozmowa Naruto z Hinatą. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja z kolei jestem bardzo ciekawa jak to zakończysz! :D
    To znaczy.. domyślam się że Sakura raczej na wolnośc nie wyjdzie xd A szkoda! Bo, prawde mówiąc, spoko z niej babka. W porównaniu do Ino. Z grzeczności się nie wypowiem, bo na prawde sądziłam że będą czymś w rodzaju bliskich bad-kumpel. Nie pierwszy to raz gdy facet staje pomiędzy dwiema przyjaciółkami :P
    Wynaturzony facet, warto wspomnieć. Sasuke w tym wydaniu zasługuje na miejsce pośród tych więźniarek a jest, nie wiem jakim cudem, ponad nimi xd Nie mniej jednak wątek mi się podoba, fabuła mi się podoba, ich relacja również (bardzo) mi się podoba.
    Byłoby super gdyby Sakura zaprzyjaźniła się bliżej z Hinatą. Ale to moje zdanie, bo bardzo lubie akurat te dwie kobiety :D Yamanakę niezbyt - i jak widać, wcale nie bezpodstawnie!
    Czekam na rozdział następny z wielką niecierpliwością.
    Kocham to opowiadanie.
    (i boli mnie serce gdy myśle jak może się skończyć!)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak jak u Mai przed chwilą komentowałam, że nie znam zakończenia Dusz, tak u Ciebie obawiam się, że znam. i to wcale nie jest dobre dla mnie. Ja wiem, że złamiesz mi serce. Wiem, że Sakura umrze i ostatnia scena opisana na ZŚ będzie takim pełnych kurewskich łez gównem, że się nie pozbieram przez tydzień. Czuję to. CZUJĘ.

    No to teraz odnośnie rozdziału. Szczerze mówiąc, spodziewałam się, że Ino nie jest aż taka głupia. Sasek okazał się zimnym gnojkiem, a ona nadal się w nim buja. No kurde, trochę to psychiczne. Być może samo w sobie więzienie zorało jej umysł, ale naprawdę chciałabym poznać historie każdego z więźniów w formie chociażby krótkich partówek.

    Jakoś tak smutno i pusto bez Temari. Da się wyczuć pustkę w rozdziale. . IDĘ XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się ogromnie że pojawił się nowy rozdział , przemiana Sakury super . Czekam na następny powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, rozdział cudeńko i liczę, że szybko napiszesz kolejne rozdziały, bo rzeczywiście muszę zgodzić się z Mayako, że nieco oddalam się od tego klimatu, a on jest tutaj naprawdę idealny ;3. Nie mogę doczekać się, aż napiszesz coś swojego xD. Będę trzymała kciuki, chociaż sądzę, że w Twoim przypadku nie jest to konieczne; Twój talent do pisanie jest w stanie stworzyć naprawdę wiele, heh.
    Znalazłam kilka błędów interpunkcyjnych, jak to, iż przed niemal każdym "a" nie robisz przecinka xD, ale to takie małe szczegóły :D.
    Pozdrawiam, Yakiimo

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja i moje tempo czytania i komentowania czegokolwiek to jest już jakaś kpina. xD
    W ogóle, rozdział przeczytałam dawien dawno, a teraz chcę skomentować. Jak ja, kurwa, nic tam nie pamiętam. XDDD
    Nie no, pamiętam, że Ino to mnie wkurwiła.:D Niech ona zdechnie. Niech ją powieszą, albo posadzą na krzesło elektryczne, whatever, niech zdechnie. xD
    W ogóle, stworzyłaś takie opowiadanie, że na początku czytelnikowi wydaje się, że w tym pieprzonym więzieniu są jeszcze jacyś normalni ludzie, ale im więcej rozdziałów się przeczyta, tym bardziej się w to wątpi. xD
    Pisaj rozdział, kończ blogaska i dawaj coś własnego. Chętnie przeczytam. <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłam na twojego bloga niedawno i przeczytałam wszystkie rozdziały za jednym podejściem. I rzecz jasna bardzo mi się podoba! Mam nadzieję, że nie zakończyłaś prowadzenia tego bloga, bo byłam wielce rozczarowana. Nie możesz mi tego zrobić! :) Na pewno nie w takim momencie. Z nieciepliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Opowiadanie zapierające dech w piersi, coś nirprzekombinowanego,a zarazem tak ciekawe i pociągające ze chcesz czytać bez przerwy i jak najdłużej, piszesz przepięknie. Obtazujesz tu każde wynaturzenie człowieka, jego ułomności i uczucia które szargaja ludźmi w trudnych momentach w ich życiu, co nadaje niepowtarzalnosci twojej twórczości, jesteś cudowna ! Pisz coś dalej proszę, bo umrę z ciekawości !

    OdpowiedzUsuń
  10. hej kejża, dawaj rozdział
    długo już czekamy ;c

    OdpowiedzUsuń
  11. 99%!
    Kejżaaaaaaa
    Dawaj rozdział, czekam od maja ;c

    OdpowiedzUsuń
  12. No no - z zapartym tchem przeczytałam Baranku; mam jeszcze trochę zaległości, ale po sesji będę mogła spokojnie usiąść i odprężyć się przy Twoich opowiadaniach. I choć nigdy nie spotkałam się z taką tematyką - umiejscowieniem bohaterów w realiach więzienia - jestem pod wrażeniem. Mnogość opisów, budowanie napięcia, oryginalne i wciągające dialogi - na pewno zostanę stałym czytelnikiem. Niesamowita odskocznia :) Dziękuję i pozdrawiam - w międzyczasie dodaję także do polecanych blogów u siebie :) Buziaki

    OdpowiedzUsuń

CREATED BY
Mayako