“Szczypią mnie usta od milczenia.”
Kaja Kowalewska
Stanęłam naprzeciwko Ino, wpatrując się w nią intensywnie. Dziewczyna odwdzięczała mi się pięknym za nadobne, jak gdyby chcąc upewnić się, że jej nie wystawię. Najwyraźniej musiała dostrzec w moich oczach determinację, która mnie przepełniała, bo już po chwili uniosła lekko głowę i uśmiechnęła się z wyższością. To był znak, że możemy przystąpić do treningu.
— Spokojnie, tym razem cię nie skatuję — prychnęła, podchodząc w moją stronę. — Mam zamiar dotrzymać obietnicy. A ty?
— Też — wydukałam, w mig przypominając sobie, czego ode mnie zażądała. Ale już w celi zdecydowałam się osiągnąć swój cel, tym samym pomagając Yamanace w zdobyciu tego strażnika. Musiałam się na to zgodzić. — Nie zamierzam przegrać.
Dziewczyna skinęła z uznaniem głową i stanęła tuż obok. Wysunęła lewą nogę do przodu; zrobiłam to samo, a zaciśnięte w piąstki dłonie wystawiła przed siebie.
— Spójrz — mruknęła. — Prawa ręka przy brodzie, lewa lekko z przodu. Widzisz, na jakiej są wysokości? Łokcie chronią tułów. Asekurujesz się. Nawet, jeśli ktoś ci przywali, najbardziej zaboli cie ręka, nie twarz. Poza tym jesteś w stanie wyprowadzić szybkie proste. Dlatego ważne jest, żeby palce były skierowane do siebie, bo nie musisz potem obracać rąk, gdy atakujesz. Jasne?
Skinęłam głową, próbując jak najlepiej odwzorować jej pozę.
— Przy uderzaniu, skręcasz całym tułowiem. Dzięki temu ciosy są mocniejsze. Zobacz. — Dziewczyna w zastraszającym tempie wyrzuciła przed siebie ramię. Oczyma wyobraźni widziałam, jak upadam, powalona jednym uderzeniem. Wtedy właśnie uzmysłowiłam sobie, że tamtego dnia potraktowała mnie ulgowo.
— Jasne — przytaknęłam, powtarzając ruch.
— Co prawda w tych swoich chudych rączkach pewnie nie masz nawet krzty siły, ale spokojnie, wyćwiczymy to. W końcu mamy dużo czasu, nie? — Ino dała mi kuksańca w bok, uśmiechając się wymownie. Wkurzało mnie takie nastawienie i to, że zdążyła przywyknąć do otaczającej ją rzeczywistości, ale chcąc nie chcąc, musiałam przyznać jej rację.
— Ta — mruknęłam niechętnie. — Bardzo dużo.
Yamanaka uśmiechnęła się triumfalnie. Obeszła mnie dookoła, jakby oceniając moją wartość, po czym zatrzymała się tuż obok.
— Powtórz — rozkazała, ustawiając się w odpowiedniej pozycji. Nieudolnie ją odwzorowałam. Dopiero wtedy zauważyłam, jak bardzo trzęsą mi się ręce. — I teraz zamach. Jeden, prosty cios w przód. Jasne?
Ino pokazała mi wszystko w wolniejszym tempie. Zrobiłam to co ona kilka razy i już wtedy poczułam lekkie zmęczenie. A jeszcze nawet porządnie nie zaczęłyśmy.
— Mniej więcej na tym polega garda. Poćwiczymy jeszcze, bo to tylko taki wstęp. Najpierw musimy zbudować podstawy — mruknęła z przekąsem, łapiąc za moje ramię. Chciałam jej się wyrwać, ale mocno je przytrzymała. — Słabizna — skwitowała. — Zobaczymy, na co cię stać.
Dziewczyna wyciągnęła otwartą dłoń i kazała w nią uderzyć. Najmocniej, jak tylko potrafiłam. Skupiłam się maksymalnie, wzięłam zamach i wyrzuciłam przed siebie rękę; ta Ino drgnęła minimalnie, jednak na jej twarzy nie pojawił się choćby grymas bólu. Wręcz przeciwnie — uśmiechnęła się z kpiną, w myślach potwierdzając postawioną wcześniej teorię.
Tego dnia nie ćwiczyłyśmy długo. Dziewczyna kazała mi przebiec kilka kółek wokół spacerniaka, co wydawało mi się być wyjątkowo krępujące. Niemniej posłuchałam jej, będąc pod ostrzałem spojrzeń pozostałych więźniarek, jak i strażników. Z ulgą przyjęłam nieobecność Sasuke. Przynajmniej nikt nie zabijał mnie swoim wzrokiem.
Po truchcie przyszła kolej na ćwiczenia na poszczególne części ciała. Porozciągałam ręce, nogi, biodra, szyję. Później dostałam kilogramowe ciężarki i musiałam wykonać kilka podnoszeń, przez co miałam wrażenie, że wszystkie mięśnie moich ramion pękają na tryliard małych kawałeczków, z premedytacją raniąc otaczające je nerwy. Nie wytrzymywałam. Tym razem fizycznie, nie psychicznie. Ale motywację miałam ogromną, więc zaciskałam zęby i trzęsąc się z bólu, unosiłam hantle.
— Dobra, starczy.
Przyjęłam słowa Ino z głośnym westchnieniem ulgi. Opadłam na kolana i oparłam się dłońmi o ciepły asfalt, próbując uspokoić szybki oddech i pozbyć się wrażenia, że zaraz zemdleję. Kręciło mi się w głowie od wysiłku; nie doświadczyłam czegoś takiego od lat.
Dziewczyna bezprecedensowo usiadła obok mnie i zaczęła wpatrywać się w obraz istnej nędzy i rozpaczy, jaki malował się na moim ciele; byłam cała spocona, ubrudzona piachem, zapewne blado-czerwona od zmęczenia. Nie panowałam nad dreszczami, wargi podrygiwały mi niekontrolowanie, a do tego wszystkiego dyszałam tak głośno, jakby ktoś miał frajdę, ściskając mi mocno płuca i ze świstem wypuszczając z nich powietrze.
— Jak na pierwszy raz, całkiem nieźle — skomentowała. — Jestem pełna podziwu.
Zacisnęłam zęby, nie mając pojęcia, czy w jej wypowiedzi kryła się kpina, czy może niepotrzebnie sobie to wmawiałam. Dlatego też milczałam jak zaklęta, wpatrując się w zmęczone dłonie, marząc o prysznicu. A to, niestety, dopiero wieczorem. Niech to szlag.
— Kolejny trening za dwa dni, musisz zregenerować mięśnie — oznajmiła jeszcze, by po chwili wstać i skierować się do swoich przyjaciółek. Obróciłam się i usiadłam na asfalcie, wpatrując w smukłe plecy i długie, blond włosy mojej trenerki, łagodnie na nie opadające. Uświadomiłam sobie, że zazdroszczę jej wszystkiego; urody, siły, umiejętności przystosowania się do nowego otoczenia i przede wszystkim tego, że się nie załamała. Pewnie nigdy nie została zgwałcona w więzieniu. Może trafiło się to tylko mnie, szarej myszce, która próbuje nikomu nie zawadzać, a nie rozrywkowej Yamanace, wręcz proszącej się o “zabawę”?
Zagryzłam wargi. Nie chcąc wyglądać na jakąś łamagę, podniosłam się z ziemi, czując jednocześnie opór każdego mięśnia, nawet serca, które szybciej zabiło pod wpływem tego jednego ruchu. Mimo wszystko przezwyciężyłam niemy krzyk protestu mojego organizmu i skierowałam swe kroki do Temari; siedziała wraz z Matsuri tam gdzie zawsze i uważnie mi się przyglądała. Nie czułam się szczególnie komfortowo, gdy wpatrywały się we mnie bez żadnego skrępowania, ale zignorowałam swoją beznadziejnie wstydliwą stronę i podeszłam do nich z podniesioną głową.
— Chyba dała ci nieźle w kość? — zauważyła nieśmiało szatynka, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Nie zamierzałam przyznawać się, że Ino mnie prawie wykończyła.
— Zamierzasz dalej brać udział w tej komedii czy może sobie darujesz? — prychnęła Temari, znów uśmiechając się wrednie. Zmrużyłam gniewnie oczy, ale nie dałam ponieść się złości. Już nauczyłam się, że nie powinnam robić sobie wrogów w więzieniu. A już na pewno nie chciałam, żeby była nim no Sabaku.
— Nie wiem, o co ci chodzi — odpowiedziałam spokojnie i zajęłam miejsce po jej prawej stronie. — Mówiłam ci o moich planach, dlaczego masz do mnie pretensje?
— Bo jesteś głupia — skwitowała wprost dziewczyna. — Naiwnie głupia. Nie rozumiesz, że Ino cię wykorzystuje?
— A czy ty nie rozumiesz, że nie chcę być więcej… — Umilkłam, uświadamiając sobie, że Matsuri o niczym nie wie. Patrzyła na mnie zaniepokojona, bowiem w moich oczach pojawiły się jak zwykle te cholerne łzy, których nie potrafiłam powstrzymać. Nie wytrzymałam jej spojrzenia i odwróciłam głowę, żeby ukryć twarz za włosami. — Nie zamierzam siedzieć bezczynnie — dodałam jeszcze i szybko wstałam, żeby móc pobyć chociaż chwilę sama. Odeszłam od nich na znaczną odległość, zbliżając się tym samym do południowej części spacerniaka. Siedziało tam parę grupek, jednak nie zwróciły na mnie większej uwagi. Usadowiłam się przy ogrodzeniu, które nie było zbyt wygodnym oparciem, ale zawsze jakimś. Drżałam niespokojnie, dusząc w sobie łzy wściekłości i mrużąc zawzięcie oczy. Taksowałam wzrokiem znajdujące się na placu osoby. Miałam nadzieję, że to pomoże mi się uspokoić.
Niecałe piętnaście minut później rozległ się dźwięk syreny; wszystkie więźniarki posłusznie zebrały się w dwuszeregu, odbył się kolejny apel i wróciłyśmy do cel.
Jeszcze tego samego dnia, na stołówce wybuchła afera. Standardowo siedziałam przy stoliku z Temari i Matsuri, między nami panowała cisza, a w pomieszczeniu ogólny gwar, kiedy nagle dziewczyny zaczęły krzyczeć i skandować czyjeś imię. Z zainteresowaniem przeniosłam wzrok na zbiegowisko, jednak nie dostrzegłam, kto brał udział w bójce, a szczerze nie miałam ochoty pchać się między podekscytowane więźniarki, zwłaszcza, że ku nim mknęli już policjanci. Widząc zdenerwowanie na ich twarzach, mimowolnie się uśmiechnęłam. Wyglądali tak, jakby sami bali się podejść do zgrai przestępczyń.
Zerknęłam ukradkiem na no Sabaku — bez choćby cienia zainteresowania dalej jadła obiad, kompletnie ignorując kłótnię dziewczyn, a właściwie wrzaski tylko jednej z nich: Ino. Rozpoznałam jej głos natychmiastowo i aż się wzdrygnęłam na myśl, że mogłabym być na miejscu tej nieszczęsnej dziewczyny, na której skupił się gniew Yamanaki. Na mnie jeszcze aż tak się nie zezłościła, a doskonale wiedziałam, jak silną ma rękę.
— Ciekawe, kto jej znowu podpadł — mruknęła cicho Matsuri i wepchnęła do ust spory kawałek nieco spalonego kotleta. Nie liczyła na żadną odpowiedź, a jednak zamierzałam podłapać temat, równie ciekawa, co moja koleżanka.
— Często to się tutaj zdarza? — Odwróciłam się z powrotem do stolika i wróciłam do posiłku. Szatynka pokręciła głową, mieląc jedzenie w buzi.
— Nie — powiedziała po chwili. — Ale jak już się zdarza, najczęściej jest w to wplątana Ino.
— Sympatycznie — skwitowałam. Usłyszawszy, że towarzystwo się uspokoiło, zerknęłam przez ramię na stołówkę. Dziewczyny się rozeszły, pozostawiając na środku rozjuszoną Ino, której bluzka poplamiona była kompotem, oraz skruszoną dziewczynę należącą do popieprzonych mamusiek. Intensywnie wpatrywała się w podłogę, a jej twarz płonęła żywym ogniem.
— Nie wierzę, oberwało się Hinacie? — W głosie Matsuri dało się usłyszeć zmartwienie. Nie znałam tamtej dziewczyny, ale widząc jej postawę i znając siłę Yamanaki, również zrobiło mi się jej żal.
— Mówisz, jakbyś nie znała Ino — wtrąciła Temari. — Ochlapała ją to dostała po mordzie.
— Myślisz, że zrobiła to specjalnie?
No Sabaku zgromiła rozmówczynię wzrokiem. Sama również nie mogłam uwierzyć w naiwne pytanie Matsuri. Kto normalny podstawiałby się tej siłaczce?
Ja. Ale chyba nie byłam normalna, a w każdym razie miałam konkretny powód, żeby się narażać. I póki co wychodziło mi to na korzyść.
— Chyba nie zrobiła jej większej krzywdy — zauważyłam, lustrując Hinatę z góry do dołu. — Nie wygląda na poobijaną.
— Ino ma swoje sposoby. Jutro nie ujrzysz Hyuugi na spacerniaku, będzie zdychać w szpitalu przez kilka kolejnych dni. — Temari westchnęła i ostentacyjnie odłożyła sztućce na pusty talerz. — Powinnaś wiedzieć, że tamtego dnia i tak potraktowała cię ulgowo. Może miała dobry dzień?
— Pewnie dostała nowe kosmetyki — wtrąciła Matsuri i cichutko zachichotała. Blondynka leniwie uniosła kącik ust do góry, nie odrywając ode mnie spojrzenia.
— Pewnie tak — mruknęła cicho, ale i tak wiedziałam, że wcale nie miała tego nie myśli. No Sabaku coś przeczuwała. Coś, czego ja jeszcze nie byłam świadoma, a o czym nie zamierzała mi mówić. A w każdym razie nie za darmo. W tym miejscu nie dostaje się niczego z dobrego serca.
— Patrzcie, już ją wynoszą — powiedziała nagle Matsuri, kiwając głową w kierunku zgiętej wpół Hinaty. Jej twarz przybrała śnieżnobiały kolor i wprost nie mogłam uwierzyć, że w tak krótkim czasie Yamanaka doprowadziła ją do takiego stanu. Odprowadzał ją Naruto i od razu przypomniałam sobie, że mnie również uratował. Może on rzeczywiście był takim dobrym duszkiem w tym więzieniu? Naszym aniołem stróżem?
— Mówiłam — skwitowała Temari i odsunęła się od stołu.
Patrzyłam, jak podchodzi do kosza na śmieci i smętnie wrzuca tam plastikowe naczynia i sztućce. Wyglądała na oazę spokoju wśród pozostałych więźniarek. Część z nich się śmiała, inne żywo gestykulowały, niektóre zapewne rozmawiały o Hinacie, bo na ich twarzach odmalowało się zmartwienie, a moja współlokatorka po prostu istniała. Nie widziałam u niej żadnych emocji, ot, zrobiła sobie spacer po stołówce, nie zauważona przez nikogo. Może to była taktyka na uzyskanie spokoju?
Nagle obraz zasłoniło mi czyjeś ciało. Zerknęłam w górę, a zauważywszy Ino, odruchowo spięłam mięśnie i zamarłam. Uśmiechała się wrednie, choć wciąż była wkurzona o plamę na bluzce. Nachyliła się nade mną, łapiąc jednocześnie za ramię i boleśnie wbijając w nie palce. Syknęłam cicho i zacisnęłam zęby, nie chcąc, żeby i na mnie wyładowała swoją frustrację.
— Widziałaś? — spytała i zaśmiała się cicho. — To ja tu mam władzę, a nie te policyjne ścierwa. Zapamiętaj to sobie.
— Ktoś tu jest chyba niewyżyty.
Yamanaka puściła mnie i odwróciła się gwałtownie, by stanąć twarzą w twarz z Temari. Nawet się nie zorientowałam, że ta zdążyła już podejść.
— Szczęśliwa? Pobiłaś słabszego, no brawo. Świetne osiągnięcie.
No Sabaku poklepała ją po ramieniu, przywdziewając jednocześnie nienaturalny uśmiech na usta. Widać było, że właśnie tym — ironią i chamstwem — zdobyła sobie jako-taki szacunek Ino. Może i nienawidziły się nawzajem, ale dziwnym trafem Yamanaka nie napadała na moją współlokatorkę za każdym razem, gdy ta ją poniżała. Ba! Nie napadła na nią ani razu. Czyżby była od niej słabsza?
— Dałam jej lekcję pokory — odparła melodyjnie Ino. — Tobie też by się przydała.
— Niedoczekanie — prychnęła Temari. — A teraz z łaski swojej, idź szczebiotać rzęskami gdzie indziej. Jak chcesz, weź ze sobą tego pieska — głową wskazała na mnie — ale ja chcę mieć spokój. Zrozumiano?
Poczułam się urażona. Już zamierzałam wstać i odpyskować dziewczynie, ale Matsuri w porę kopnęła mnie w kostkę pod stołem. Wpierw zgromiłam ją spojrzeniem, ale widząc, jak wystraszona kręci głową, uznałam, że powinnam się uspokoić. Nie byłam w stanie pokonać żadnej z nich, a nie chciałam narażać się na niepotrzebne obrażenia.
— Rozumiem cię doskonale — przyznała teatralnie Ino. — Gdyby zostało mi tak mało czasu, też chciałabym mieć spokój. Ale jako, że mam kasę na dobrego adwokata...
Yamanaka uśmiechnęła się dumnie, jakby miało to rozzłościć Temari, jednakże blondynka jak zwykle zachowała twarz. Nawet nie drgnęła pod wpływem jej słów.
— Raczej utalentowane usta — odgryzła się z kpiącym uśmiechem przyklejonym do twarzy i bez zbędnych słów wyminęła ją, przy okazji trącając ramieniem. Ino prychnęła i odeszła od naszego stolika, a do mnie dopiero wtedy dotarł sens słów mojej współlokatorki.
Czy jej adwokat był naprawdę na tyle durny, żeby pozwolić sobie na zapłatę lodzikami?
Wiedziałam doskonale, co się wydarzy. Ale to wcale nie sprawiało, że mniej się bałam i nie pragnęłam umrzeć. Wręcz przeciwnie, to właśnie ta świadomość tak mnie wykańczała, zwłaszcza, że oprawca najwyraźniej postanowił zabawić się nie tylko moim ciałem, ale również psychiką. Czekał. Wprowadzał jeszcze większy niepokój, częstował większą dawką strachu niż dotychczas, zostawiając mnie samej sobie. A ja nie miałam pojęcia, gdzie on jest, co robi, czy na mnie patrzy, czy wali sobie konia gapiąc się na moje ciało. Stałam pod ścianą, miałam na głowie szmacianą torbę i starałam się oddychać jak najciszej, żeby móc usłyszeć każdy jego krok. Oczekiwałam momentu, w którym dotknie mnie swoimi obrzydliwymi łapskami, zniewoli, posiądzie i dojdzie z cichym stękiem, który tak dobrze znałam. Na wszystkich bogów, znałam go doskonale! Za każdym razem tak się kończyło, a ja za każdym razem łkałam wtedy cicho, starając się nie dać mu tej pieprzonej satysfakcji doszczętnego niszczenia drugiego człowieka. I z każdym kolejnym gwałtem szło mi coraz lepiej. Przyzwyczajałam się? Nie. Uodporniałam. Na jego wstrętne szepty, rozrywającego mnie penisa, ten cholerny głos. W jakimś stopniu obojętniałam, co mnie samą przerażało. Nie mogłam do tego przywyknąć, bo wtedy straciłabym motywację.
A może on nie miałby już tej chorej frajdy?
— Zmieniłaś się — zauważył chłodno, ale w jego głosie kryła się szydera. Zacisnęłam dłonie w piąstki i uparcie milczałam, próbując zachować godność, którą tak uwielbiał mi wydzierać z rąk. — Chyba już się mnie nie boisz, co? — spytał, robiąc krok w moją stronę. W dalszym ciągu nie wiedziałam, jak daleko ode mnie się znajdował — nie czułam jego obecności — ale usłyszałam, że się ruszył. — Może urozmaicimy sobie nasze spotkania?
Boże, nie.
W ciszy się zbliżył. Stanął tuż przede mną, stykał się swoją szeroką klatką piersiową z moją. Przestałam na chwilę oddychać, a łzy mimowolnie wypłynęły spod moich powiek. Dalej cholernie się go bałam.
Wzdrygnęłam się, poczuwszy jego dłoń na swoim biodrze. Przycisnął mnie do chłodnej ściany; oparłam o nią głowę i przygryzłam wargi aż do krwi, byleby tylko nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
— A może chciałabyś, żeby choć raz było ci dobrze? — wyszeptał, tuż obok mojego ucha. Nie czułam jego oddechu, ale słyszałam, że przyspieszył. Był podniecony. Zaraz znów zostanę zgwałcona.
Nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Ten człowiek nie był w stanie sprawić mi przyjemności i bynajmniej nie chodziło tylko o to, że niewyobrażalnie mnie obrzydzał. On nie był zdolny do jakichkolwiek przejawów czułości. Był tyranem, nie namiętnym kochankiem.
— Odpowiedz — rozkazał, zjeżdżając dłonią na mój pośladek. Ścisnął go delikatnie i zaczął masować. Zrobiło mi się niedobrze. — Jesteś ostatnio strasznie cicha. O wiele bardziej mnie kręciłaś, gdy krzyczałaś. Sprawić, że będziesz krzyczeć w inny sposób?
Z trudem powstrzymałam się od warknięcia. Chciałam go od siebie odepchnąć, żeby przestał bawić się moim ciałem. Już wolałam być brutalnie gwałcona i odstawiana do celi, bo trwało to raptem pół godziny. A teraz nie zapowiadało się, żeby zamierzał mnie tak łatwo wypuścić.
Uparcie milczałam, podczas gdy on zaczął pieścić moją kobiecość przez spodnie. Nie miałam pojęcia, jaki był w tym jego cel, bo choćby chciał, nie był w stanie wywołać we mnie nawet minimalnej przyjemności. Miałam mdłości od jego obrzydliwego zachowania, ale nie mogłam się do tego przyznać.
Nie dawaj mu satysfakcji.
Zaśmiał się mrukliwie i mocno do siebie przyciągnął. Bez żadnego problemu wziął mnie na ręce i przeniósł na stół, na który wspiął się razem ze mną. Odruchowo próbowałam się podnieść, ale ten oparł swoje czoło o moje i przycisnął do zimnego blatu.
— Ciii — wyszeptał, dobierając się do mojego rozporka. Chciałam walczyć, ale moja podświadomość mówiła mi, że nie mogę tego zrobić. Musiałam znosić jego chore zachowania dopóki nie będę gotowa, żeby go pokonać. A w tym momencie zdecydowanie nie byłam. — Nie szarp się, to będzie ci przyjemnie.
Poczuwszy jego ciepłą dłoń pomiędzy nogami, chcąc nie chcąc, wciągnęłam powietrze. Mimo wszystko była to zaskakująca zmiana: czuć jego delikatny dotyk, jakby naprawdę chciał, żeby to mi było dobrze. Jakby próbował się zrekompensować. Jakby był kimś zupełnie innym.
— Odpręż się — mruknął, odrywając ode mnie swoją głowę. Ale ja nie potrafiłam. Leżałam sztywna jak kłoda, z rozłożonymi nogami, czując, jak smyra swoimi obrzydliwymi paluchami moją łechtaczkę i nie czerpałam z tego ani odrobiny przyjemności. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że zostałam jeszcze bardziej upokorzona.
Poczuwszy jego usta na szyi, przestałam powstrzymywać łzy. Całował mnie delikatnie, jakby każde muśnięcie było przeprosinami za wyrządzoną mi krzywdę. Zachowywał się czule jak nigdy a ja nie mogłam tego znieść. Oddychałam coraz szybciej, przez co dawałam mu mylne wrażenie, że to jego magiczne dłonie tak na mnie działają, ale ja po prostu powstrzymywałam płacz i wspomnienia.
Sai. Zrobił mi kiedyś coś bardzo podobnego. Zawiązał oczy, położył na stole i doprowadził do orgazmu tak cudownego, że nie mogłam się po tym ruszyć, bo byłam zbyt oszołomiona. A teraz pozwalałam, by jakiś skurwysyn nieudolnie odwzorowywał tę sytuację, bawiąc się moim ciałem jak tylko mu się to podobało.
— No dalej — wymruczał, wywołując niepożądane impulsy w moim ciele. Drgnęłam niespokojnie, uświadamiając sobie, że powoli jego dotyk zaczyna sprawiać mi przyjemność. Nie chciałam tego. Ponad wszystko pragnęłam mu udowodnić, że jego dłoń nie jest w stanie dać mi nawet odrobiny rozkoszy, ale mój organizm mnie nie słuchał. Reagował odruchowo, a akurat czułość wyjątkowo lubił.
Jęknęłam cicho, modląc się, by przerwał. Myśl, że mógłby doprowadzić mnie do orgazmu wrzynała się w mój umysł i wywoływała wyrzuty sumienia. To nie mogło się wydarzyć. On nie był w stanie tak po prostu odwrócić tej sytuacji i sprawić, że mi będzie dobrze. Nie chciałam, żeby mnie tak upokorzył, sprawiając najpierw ból, a potem niewyobrażalną rozkosz. Mógł gwałcić, poniżać, bić, ale nie sprawiać przyjemności. Nie ten człowiek!
Nie wiem jakim cudem, ale moja modlitwa musiała jakoś do niego dojść, bowiem zabrał rękę i pozbawił mnie swojego ciepła. Ściągnął mi spodnie i, co było chore, poczułam niewyobrażalną ulgę. To oznaczało koniec tej pseudo-intymności i powrót do szarej rzeczywistości, której tak nienawidziłam, a która jednak bardziej odpowiadała mojej moralności. Wolałam być wzięta siłą, niż przeżyć z człowiekiem, którego nienawidzę z całego serca, orgazm.
Syknęłam, gdy moje pośladki dotknęły zimnego blatu. Strażnik zsunął mnie niżej, tak, że opierałam się piętami o kant stołu, czekając na gwałt. Ale ten nie nadszedł. Poczułam za to łaskotanie włosów na udach, a później jego mokry, gorący język na swojej kobiecości. Gwałtownie wciągnęłam powietrze do płuc i wygięłam się, próbując uciec od jego przymusowej czułości, jednak ten złapał mnie mocno za biodra, nie przestając sprawiać najgorszej w życiu przyjemności. Tak cholernie tego nie chciałam, tak cholernie, tak, do kurwy nędzy, cholernie! Było mi niedobrze, bo czułam dreszcze rozkoszy na całym ciele. Walczyłam sama ze sobą, ale to nic nie dawało. Było mi dobrze. Ja pierdolę, tak dobrze.
Oderwał się ode mnie w odpowiedniej chwili. Zacisnęłam dłonie na stole i stabilizowałam oddech, byleby tylko nie pokazać mu, że sprawił mi przyjemność. Tej satysfakcji też nie chciałam mu dać. On był nienormalny. Psychiczny. Popierdolony. Najpierw mnie brutalnie gwałcił, bił, poniżał, a później chciał, żebym doszła razem z nim? Co to w ogóle miało znaczyć?!
Sama nie wiedziałam, czemu nie sięgnęłam do torby i po prostu nie zdjęłam jej z głowy. Byłam tak zszokowana tym, co się wydarzyło, że nawet nie przeszło mi to przez myśl. A potem, gdy w minimalnym stopniu odzyskałam zdolność analizowania, znów poczułam w sobie jego penisa. Tym razem nie sprawiło mi to bólu. Podniecona — na litość boską, byłam podniecona! — pozwoliłam, by mnie zgwałcił bez cierpienia i zostawił na stole, wciąż niedowierzającą w to, co miało tutaj miejsce.
Leżałam cicho, kolejny raz tego dnia wsłuchując się w jego kroki. Stał w jednym miejscu i najprawdopodobniej na mnie patrzył, co wyjątkowo mnie krępowało, bo wciąż byłam do połowy naga. Nie ośmieliłam się jednak drgnąć, żeby nie doprowadzić go do szału.
— Jesteś niewdzięczna — zauważył spokojnie. I już wiedziałam, że będzie źle.
Błagam, nie krzywdź mnie.
Złapał za moje włosy i zrzucił ze stołu. Upadłam na kolana i zaraz poczułam mocne smagnięcie pasem na pośladkach. Krzyknęłam głośno, nie mogąc uwierzyć w potworny ból, który rozszedł się po całym ciele. Strażnik powtórzył czyn kilkakrotnie, mimo, iż próbowałam się bronić. Okładał mnie swoim skórzanym biczem po całym ciele, jakby wpadł w jakąś furię. Nie cackał się. Byłam pewna, że wyjątkowo się starał przy uderzaniu.
Nie mam pojęcia, ile trwało moje piekło. Skończyłam liczyć po siedmiu ciosach, gdy trafił metalową sprzążką w moją głowę, co przyćmiło moją świadomość. Położyłam się na zimnej podłodze i jak przez mgłę czułam, że wciąż mnie bije, ale przestałam zwracać na to uwagę. Odpływałam w niebyt. Nim zemdlałam, szturchnął mój bok butem i zaśmiał się cicho. A potem pojawiła się ciemność.
— To już jest, kurwa, przesada.
— Pierdol się.
— Nie widzisz, co z niej zostało? Kurwa mać, ona krwawi z głowy. Jak wytłumaczymy to Tsunade?
— Nie mój problem.
— Jesteś w to zamieszany!
— Pierdol się.
— Sasuke!
Sasuke…
Otworzyłam oczy. Bolało mnie dosłownie całe ciało, jakby przejechał po nim samochód. Nie mogłam się ruszyć, ledwo oddychałam a mimo to próbowałam ogarnąć wzrokiem, gdzie się znajdowałam. Zaraz jednak uzmysłowiłam sobie, że wciąż miałam na głowie worek. A więc mój kat był gdzieś obok.
Jęknęłam, próbując podnieść rękę. Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy on mnie przypadkiem nie połamał, ale podświadomość mówiła mi, że nie mógł tego zrobić. Nie wybrnąłby z tego, zostałby zwolniony i pozbawiony możliwości znęcania się nade mną.
Dlaczego, do cholery, mnie nie połamał?
— Obudziła się.
Znałam ten głos. Należał do mężczyzny, który zawsze prowadził mnie na gwałt. Poczułam spokój, wiedząc, że jest obok. Jego obecność oznaczała koniec tortur, a dłużej bym ich nie zniosła.
— W końcu.
Przeszył mnie dreszcz nienawiści. Dźwięk jego głosu doprowadzał mój organizm do niekontrolowanych drgawek, mdłości, ścisku serca i tak potężnego gniewu, że gdyby nie przeszywający ból, rozniosłabym tę dwójkę w pył.
— Wstawaj.
Zdusiłam płacz, zacisnęłam zęby i powoli podniosłam się do siadu. Miałam wrażenie, że każda komórka mojego ciała jest rozrywana na strzępy. W niektórych miejscach moje mięśnie nieprzyjemnie pulsowały i szybko domyśliłam się, że miały one bliskie spotkanie z pasem tego psychopaty. Trzęsłam się niemiłosiernie, ale mimo to nic nie powiedziałam. Musiałam w końcu być twarda.
Ktoś pociągnął mnie za ramię. Nogi się pode mną ugięły, ale nie pozwolono mi upaść. To całkiem zabawne, ale po dotyku rozpoznałam, że to nie był mój gwałciciel, tylko jego pomocnik. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą. To już koniec, koniec, koniec.
Powłóczyłam smętnie nogami, przez całą drogę zastanawiając się, czy ślady na moim ciele będą widoczne. Nie chciałam, żeby ktokolwiek dowiedział się o torturach, jakie mi tutaj zadawano, co w sumie było wyjątkowo głupie. Być może gdyby doszło to do dyrektora więzienia, mój kat zostałby zwolniony?
Albo solidnie by mnie ukarał.
Zimny prysznic tylko pogorszył mój nastrój. Ślady po uderzeniach piekielnie szczypały, w dodatku dopiero wtedy zorientowałam się, że miałam również rozwaloną głowę. Na szczęście uznałam, że szycie nie będzie potrzebne, a więc nasz mały, chory sekret nie ujrzy światła dziennego. Odetchnęłam z ulgą.
Wróciłam do celi w wisielczym humorze. Nie miałam na nic sił i Temari od razu zauważyła, że zadano mi więcej cierpienia, niż zazwyczaj. Odłożyła czytaną przez siebie książkę, niemal zamordowała wzrokiem rudowłosego strażnika, podeszła do mnie i położyła mi dłonie na ramionach. Zdziwiłam się jej napadem troskliwości, ale wyjątkowo tego potrzebowałam.
— Co oni ci zrobili, Kirsche? Ja pierdolę. — No Sabaku odgarnęła kosmyk włosów, zasłaniający świeżą ranę. Skrzywiła się mocno, uważnie się jej przyglądając. Automatycznie z moich oczu poleciały łzy; kolejny raz byłam biedną, skrzywdzoną dziewczynką, potrzebującą pomocy.
— Tem…
— Spokojnie — wyszeptała i pogłaskała mnie po głowie. Nie spodziewałam się po niej takiego zachowania. — Zabiję skurwiela, który ci to zrobił, rozumiesz? Zabiję.
Zaśmiałam się z kpiną, bo przecież to było niemożliwe. Tak cholernie, boleśnie, upierdliwie niemożliwe. Mogłyśmy sobie to wmawiać, a strażnicy i tak będą robić co im się żywnie podoba.
— Wolałam, kiedy był zasranym gwałcicielem, niż kurwa psychopatą — warknęłam, zaciskając piąstki. — On jest popierdolony.
— Wiem, Kirsche. Wiem.
— Jak z tego wybrnąć? — spytałam, poczuwszy kolejną porcję łez na policzkach. Temari starła je szybkim ruchem i przyciągnęła do siebie. Rozpłakałam się, delektując ciepłem jej ciała oraz tą krótkotrwałą chwilą dobroci, jaka w niej zagościła. Łkałam, wyrzucając z siebie cały ból i czując, jak dojrzewa we mnie coraz większa nienawiść. Zaczynałam powoli pojmować, że więzienie rzeczywiście zmienia ludzi.
Na gorszych.
Jak to ukryć? Co powiedzieć? Jak się zachować?
A co, jak zrobi awanturę? A jeśli pójdzie do dyrektora?
Jeśli będzie jeszcze gorzej?
Umrę przed wyrokiem? Skatowana przez strażnika?
Co za ironia.
Kurwa.
Szarpnęłam nerwowo rękami, które przymocowano kajdankami do stołu. Wkurzało mnie, że nie mogłam się ruszyć, oraz że za chwilę wejdzie tutaj Kakashi, którego nie miałam ochoty widzieć. Co gorsza — nie mogłam nawet odgarnąć włosów z twarzy czy ułożyć grzywki tak, żeby zasłoniła ranę. Jeśli Hatake to dostrzeże, stanie się podejrzliwy. A to nie wróżyło dobrze.
Zaklęłam pod nosem, z każdą chwilą denerwując się bardziej. Ruszałam stopami, jakby to miało pomóc załagodzić napięcie, ale w gruncie rzeczy czułam się tylko gorzej.
Gdy wreszcie wszedł do pomieszczenia, od razu otaksował mnie swoim badawczym spojrzeniem i już wiedziałam, że coś mu się nie spodobało. Zmarszczył brwi, gdy siadał naprzeciw mnie i bacznie oglądał moje ciało.
— Co się stało? — spytał wprost.
— Myślałeś, że w więzieniu wypięknieję? — prychnęłam. — A to niespodzianka, co?
— Sakuro, zachowuj się poważnie — warknął, przybliżając się do mnie. — Kto cię tak skatował?
Zaśmiałam się przez łzy i odwróciłam wzrok, żeby nie ryknąć płaczem. Jego udawana troska bolała jeszcze bardziej od ciosów pasem.
— Czy to ważne? I tak nic nie zrobisz — odparłam, kręcąc głową. Kakashi nabrał powietrza do płuc, ale nie pozwoliłam mu nic powiedzieć. — Nie znam jego tożsamości. Miałam na głowie worek.
— I tak trzeba to zgłosić.
— I co to da? — spytałam bez żadnej nadziei. Mężczyzna zamarł, nie mogąc pogodzić się z moim bólem. — Co najwyżej następnym razem utną mi język za skarżenie. Rozumiesz?
Nie rozumiał. Nikt, kto nie siedział za kratkami, nie rozumiał, co się tutaj działo. Mury doskonale chroniły tyłki strażników, którzy — jak zdążyłam się przekonać — niejednokrotnie byli większymi psychopatami, niż ich podopieczne. A ja chciałam krzyczeć, oskarżyć ich wszystkich o nasze cierpienia, o wykorzystywanie, o przemoc, ale nie mogłam, bo to by nic nie zmieniło. Albo wpakowało nas w jeszcze większe kłopoty. Musiałam milczeć.
— Po co przyszedłeś? — zmieniłam temat. Chciałam, żeby wreszcie przestał na mnie patrzeć.
Odniosłam wrażenie, że Kakashi pobladł. Nie chciał nic mówić, a jego nastawienie zmieniło się wraz ze zrozumieniem, że rzeczywiście powoli tutaj umierałam. Stawałam się wrakiem człowieka, czego najwyraźniej ani on, ani nikt inny do siebie nie dopuszczał. Zapewne myśleli, że dalej będę piękna, może mniej uśmiechnięta, ale zadbana i zdrowa. A tu psikus.
— Sakuro…
— To już pewne? Nie mam co się łudzić? — wtrąciłam. Wcale nie chciałam ułatwiać mu powiedzenia mi prawdy, ale widząc jego smętną twarz, robiło mi się niedobrze, Litość tego człowieka to ostatnie, czego potrzebowałam.
— Posłuchaj — zaczął, splatając ze sobą palce dłoni. Przyjrzałam im się uważnie, jakby miały mi w czymś pomóc, ale powiedziały mi jedynie, że Kakashi nie miał żony. A w każdym razie nie nosił obrączki. — Możemy próbować dowieść, że byłaś niepoczytalna, ale niewinności im nie udowodnisz.
— Niepoczytalna? — parsknęłam. — Kakashi, przecież ja tego nie zro…
— Mamy nagranie — przerwał mi. Siedziałam z rozdziawioną gębą i patrzyłam na niego jak na wariata. — Sai był pieprzonym bogaczem. Miał w swoim domu kamery. W sypialni również.
Cisza. Nieprzyjemna, kłująca, dobijająca cisza. Cholera zapanowała między nami, panosząc się jakby była jakąś królową. Cóż, może i była, ale tą z rodzaju suk, które potrafiły robić tylko na złość.
Jakie nagranie? Jakie kamery? Do jasnej cholery, czy to może być prawda?
Poczułam zażenowanie. Może było to głupie i trywialne, ale skoro zamontował w swoim domu zestaw szpiegowski, oznaczało to, że nagrywał nasz seks. A ten nie zawsze odbywał się pod pierzynką. Nie podejrzewałabym, że mógł to jakoś rozprzestrzeniać, co nie zmienia faktu, że dobrze byłoby wiedzieć… Zaśmiałam się, bo pretensje do trupa były czymś naprawdę bezsensownym. Nie mogłam się go czepiać, bo już nie żył. A chyba nie wypada zmieniać swojego stosunku do kogoś po jego śmierci, prawda?
— Nagranie — powtórzyłam cicho, trawiąc to słowo w myślach. — Jakie nagranie?
— Sakuro, zrozum.
— Nie. Nie rozumiem jak mogliście nagrać coś, czego nie zrobiłam?
— To nie my to nagraliśmy — zauważył cierpliwie. — Naprawdę niczego nie pamiętasz?
— A mam co pamiętać? — prychnęłam, walcząc ze łzami. Nie chciałam znowu płakać, do cholery! — Naprawdę mam co pamiętać?
Milczenie Kakashiego było najlepszą, a zarazem najgorszą odpowiedzią.
Leżałam skulona na pryczy, próbując przypomnieć sobie cokolwiek z tamtego dnia. Coś więcej poza tym, o czym doskonale pamiętałam. Przyszłam do niego wkurzona, bo znowu mnie wystawił przed znajomymi. Byliśmy w jego pokoju na górze domu, przekrzykiwaliśmy się nawzajem, aż w końcu pchnęłam go i zdenerwowana zbiegłam na dół. Nalałam sobie wody do szklanki, żeby trochę nad sobą zapanować, a potem… A potem on już nie żył. Jak wróciłam do pokoju, Sai leżał zadźgany na środku łóżka, z otwartymi, martwymi oczami. Miał uchylone usta, jakby miało się z nich wydobyć wołanie o pomoc, ale w rzeczywistości nic takiego się nie wydarzyło. On nie żył. A ja nie miałam pojęcia, kto w tak krótkim czasie zdołał go zadźgać i dlaczego zależało mu na tym, by mnie w to wrobić.
Skoro były tam kamery, na pewno nagrały sprawcę. I tym sprawcą byłam ja.
Odwróciłam się na plecy i intensywnie wpatrzyłam w sufit. Jak to możliwe? Czy ja rzeczywiście mogłabym go zabić i kompletnie nie pamiętać, że się tego dopuściłam? Czy byłabym w stanie bezdusznie odebrać mu życie tylko dlatego, że jak zwykle był zimnym skurwysynem, zajmującym się swoimi własnymi sprawami? Wiele razy myślałam o tym, żeby go zostawić, ale kochałam go ponad życie i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Nie mogłabym go zabić. To jakaś marna próba wrobienia mnie w coś, czego nie zrobiłam.
Ale kto mógłby to zrobić? I dlaczego?
Nagły huk sprawił, że podskoczyłam na łóżku. Jakiś strażnik robił obchód i uderzył metalową pałką o kraty, żeby przestrzec więźniarki. Nie chciał mieć z nami problemów, więc wolał dać nam znać, kiedy pochować rzeczy, których nie powinnyśmy przy sobie mieć.
— Kirsche? — Temari siedziała na swoim łóżku i sięgała po paczkę papierosów, najwyraźniej zauważywszy, że byłam w totalnej rozsypce. Podniosłam się i wzięłam od niej fajkę. Chwilę milczałam, obadałam wzrokiem przechodzącego obok funkcjonariusza, po czym przeniosłam wzrok na no Sabaku.
— Ty wiesz co? — zaczęłam, kilkukrotnie ruszając ręką w jej kierunku. — Ja naprawdę go zabiłam.
Witam po dłuuuugiej przerwie i od razu za nią przepraszam. Nie obiecuję poprawy. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Ten dokończyłam w kilka dni, więc jak najdzie mnie wena, napiszę go raz dwa. A jak nie, no to cóż, trzeba będzie poczekać. Obiecałam sobie, że ZŚ będzie ambitniejsze od poprzednich opowiadań i dlatego tak ciężko mi się to pisze. Poza tym mam wrażenie, że ta ambicja gdzieś wyparowała i powoli niszczę klimat tego bloga, ale co zrobić. Mam jednak nadzieję, że Wam się spodobało. I spokojnie, dokończę to. W końcu musicie wiedzieć, co z naszą Sakurą się stanie. A jeszcze dużo przed nią. ;)
Dziękuję pięknie za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem i przepraszam, że na nie nie odpisałam. Tak-jakoś-wyszło. Pod tym obiecuję poprawę. :)
Pozdrawiam serdecznie!
Pierwszy raz popłakałam się, czytając opowiadanie. Jestem za słaba psychicznie na te gwałty, za krucha ze mnie istotka na przeżywanie wszystkich tych emocji, ale ten blog i tak jest cudowny. Bo żeby opisać wszystko tak realistycznie i uzależniająco, trzeba mieć ogromny talent. Żywię do ukształtowanego przez ciebie Sasuke tak ogromną nienawiść, że nie jestem w stanie opisać jej słowami. Ale wiedz, że jest ogromna. Niepisanie wielka. Jestem jednak niezmiernie ciekawa dalszych wydarzeń i czekam na nie z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńWeny, złotko, i do następnego!
Wieeem, tyram wam mózgi tymi gwałtami, ale już przestanę. Przynajmniej chwilowo. XD
UsuńCieszę się, że go nienawidzisz. Naprawdę. Twoja nienawiść jest dla mnie bardzo dużym komplementem. <3
Dziękuję ślicznie za komentarz, buziole! <3
O rany... czyli Sakura naprawdę jest morderczynią? No nie wierzę. Ale nagranie z kamery to raczej trudny do podważenia dowód. A może to jakiś fotomontaż czy coś? Masakra.
OdpowiedzUsuńW ogóle polubiłam Ino, jakoś tak czuję, że w tym więziennym światku taka z lekka sadystka mogłaby być autentycznym autorytetem.
Wcale mi się nie wydaje żeby klimat bloga podupadł. Cały czas jest taki poważny, tajemniczy i niepokojący. Podobało mi się i to bardzo.
Pozdrawiam i weny życzę :)
Mhehehe, nic nie powieeeeem. :D
UsuńTo dobrze, bo osobiście mam jakieś takie gorsze nastawienie do tej historii, niż na początku. Ale cieszę się, że Tobie się podobało. :)
Dziękuję i pozdrawiam! :*
WIEDZIAŁAM. WIEDZIAŁAM, ŻE TO UCZIH! No i jestem jak zwykle zachwycona, przeszkadza mi tylko, że ona tak ciągle i ciągle płacze! Ale z drugiej strony, kto by tego nie robił na jej miejscu... :x POZDROWIONKA CZEKAM NA JESZCZE! <3
OdpowiedzUsuńPłacze, bo jest słaba. Myślę, że na jej miejscu też bym ciągle ryczała, a i nawet więcej niż ona. xd
UsuńCieszę się Twoim zachwytem! Dziękuję! :*
Aha. Mam takie przeczucie, że jeśli Sakura się jakimś cudem uwolni, to zrobi Sasuke masakrę piłą mechaniczną :D Ale... to tylko przeczucie! ( albo marzenie) :*
OdpowiedzUsuńZa każdym razem jak czytam te skurwysyńskie treści to mam dreszcze. Czasem zastanawiam się czy Ty przypadkiem nie siedzisz w pierdlu, że tak dobrze wszystko opisujesz. Do samego końca nie wierzyłam, że to Sasuke. Obstawiałam jakiś inny, ciemny charakter. Albo Uzumakiego, który wydawał się podejrzanym numer jeden. No bo kurde, taki aniołek mi jakoś nie pasuje w więzieniu. Tym bardziej, ze blondasek to raczej typ walczący o sprawiedliwość, nie broniłby bezwzględnych morderczyń. Jestem zszokowana. I mam nadzieję, że już nie będzie tak długiej przerwy, bo teraz to już na dobre zżera mnie ciekawość. o____o
OdpowiedzUsuńAh no i to nagranie coś mi nie leży. Koniec przekomiczny XD Z drugiej strony trudno uwierzyć, że ona to zrobiła. Co dokładnie jest na tym nagraniu? Dowiemy się? :*
UsuńMheheheh. <3
UsuńSiedzę w pierdlu i jestem co drugi dzień gwałcona, tak. A pisanie to sposób na odreagowanie. XD
Ja nie wiem, jak Ty mogłaś obstawiać Uzumakiego, z niego nigdy nie zrobiłabym skurwysyna, no nigdy. XDDDd Okej, na Baranku nie zachował się fair, ale nie był skurwysynem. On nie pasuje do złego charakteru. xd
Dowiecie się, dowiecie. Ale to dopiero pod sam koniec. :>
Dzięks. <33333
Wiedziałam że to SasukeSucz! FrajerFrajer... Ciekawe co Sakura wymyśli.. Tu Sasuś ją gwałci i ona chce się zemścić a jednoczescie ma go zbałamucić dla Ino. Haha czeski film no ale zobaczymy jak to rozegrasz. I tez jestem ciekawa co jest na tym nagraniu....
OdpowiedzUsuńCzekam na next. Pozdrówka:*
"Sasuś ją gwałci" - to brzmi przekomicznie. XD Takie zdrobnienie Uchihy i tak brutalny czyn. XD
UsuńDziękuję za komentarz i obecność, buziaki! :*
Matko kochana!
OdpowiedzUsuńLedwo co zaczęłam i już skończyłam! Niewiarygodne!
Opowiadanie genialne! Dopracowane, ciekawa, wciągająca fabuła, no i postacie!
Tak dobrze się to czyta, że człowiek nie zdaje sobie sprawy, a wciągnął wszystko co było. Bardzo emocjonujące i przekonywujące, traciłam dech kilka razy w ciągu jednego rozdziału, a moje oczy przez większość czasu były pewnie rozwarte na całą szerokość.
Podziwiam i z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały!
Pozdrawiam.
Jejku jejku! Dzień dobry! ^^
UsuńAleż mi się milutko zrobiło po Twoich słowach, nawet sobie nie wyobrażasz. :D Dziękuję ślicznie! Bardzo miło słyszeć tak ciepłe słowa o tak okrutnej opowieści. :D
Również pozdrawiam. <3
Nic innego nie dałoby się napisać, proste. :D
UsuńNawet okrutne opowiadania mogą mieć przychylne recenzje, więc pisz, pisz, a ja będę czytać i czytać, ciągle od nowa!
Nie mogę się doczekać co będzie dalej! :D
Życzę chęci do pisania!
Kurde, bez względu na wszystko wydaje mi się to za proste, żeby to Sasuke ją gwałcił. :P Kurcze no, mam przeczucie że może jest zamieszany bo kogoś kryje, ale to nie może być on. XD (chociaż jego też nie lubię z anime/mangi) Może za dużo się doszukuję, ale w tym krótkim dialogu nie padło nic w stylu "Coś Ty jej zrobił" albo "Ty to zrobiłeś" w kierunku Sasuke, jedyne co zostało powiedziane to to, że jest w to w jakiś sposób zamieszany.
OdpowiedzUsuńCo do Sakury - o rany, jak ja jej współczuję. Aż bym chciała wejść do Twojego opowiadania, poklepać ją po plecach i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. I niezła niespodzianka - jednak to ona zabiła Saia? Przecież była przekonana o swojej niewinności, zresztą jak można zapomnieć fakt dźgnięcia kogoś nożem. Kilkakrotnie. We własnej sypialni i to jeszcze kogoś z kim jest się związanym emocjonalnie. Też według mnie to nie jest takie proste. XD
Intrygujesz, bardzo intrygujesz. :D A teraz znowu będzie trzeba czekać. ;_; Wiem, że do pisania tego potrzeba weny - wszystko jest wspaniale przemyślane - ale błagam, weź pomedytuj albo coś i pisz szybciej. :D :*
Czekam zniecierpliwiona na część dalszą. :*
Pozdrawiam i przede wszystkim - weny kochana! :D
Lorie ;)
Mhehehe, dobrze kombinujesz. :D I widzę, że tak samo jak Mayako, nie chcesz wierzyć w winę Sasuke. XD A przecież to drań i dupek i nikt go nie lubi. XDDD
UsuńHahahah no widzisz, najwyraźniej można zapomnieć. XDDD Taka tam drobnostka. :D
Cieszę się bardzo, że intryguję! Staram się jak mogę. :>
Postaram się napisać nowy rozdział jak najszybciej, ale no niestety, musisz uzbroić się w cierpliwość. :)
Dziękuję ślicznie, buziole! :*
Uwielbiam to opowiadanie, chociaż ono tak naprawdę dopiero się rozwija, co mnie niezmiernie cieszy. Wszystko jest tutaj dopracowane i dopięte na ostatni guzik do tego stopnia, że czuję się, jakby sama stała w tym więzieniu i patrzyła, jak sukowata Ino uczy Sakurę "trzymać gardę" xD
OdpowiedzUsuńNo i zgadzam się z komentarzem obok. Jakoś tak Sasuke w roli gwałciciela w ogóle mi nie pasuje. Niby te zimnie, przeciągłe spojrzenia w kierunku Sakury, a tutaj chce z nią uprawiać seks. Hmm... Za to myślałam, że Naruto i Sakura zbliżą się do siebie bardziej niż tutaj pokazujesz, ale cóż, wiezienie to nie miejsce na miłość, szczególnie kiedy nikt, nawet twój adwokat, nie wierzy w niewinność. Współczuję Sakurze. Ona sama zaczyna utwierdzać się w przekonaniu, iż zabiła Sai'a, w co ja osobiście powątpiewam. Mam nadzieję, że kolejna publikacja będzie dawała takiego kopa, jak ta xD
Pozdrawiam
Caffeine :)
E tam rozwija się, już jest w połowie. XD Po prostu w tym opowiadaniu nie będzie rwącej akcji, bo skupiam się raczej na odczuciach Sakury, niż dynamicznej fabule. :)
UsuńWszystkie bronią Sasuke, no nie wierzę. XD A przecież on jest zimnym dupkieeeeem i ze wszystkich postaci chyba najbardziej pasuje na gwałciciela. No może jeszcze Hidan by się nadał. XD W sumie to raz zrobiłam z niego gwałciciela w swoim opowiadaniu, hmpf. ;x
Dzięki śliczne za komentarz, pozdrawiam! :)
Sorry, ale wątek gwałtu odwraca moją uwagę od całości; wciąż jestem w stanie spierać się o to, czy to rzeczywiście Sasqe ją gwałci. Mimo tego sugestywnego dialogu, bo można go sobie zinterpretować na tysiąc sposobów. On wcale nie musiał krzyknąć do rozmówcy. Mógł przywołać innego strażnika, chociażby. xDDD A co, jeżeli Ty naprawdę maż tak nasrane we łbie, że się okaże, że to Akamaru? xD Nie, żebym tej dziewczynie nie współczuła, albo źle życzyła, jednak... No wiesz. Hehe.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się opis treningu, był taki realny. Miałam wrażenie, że Ino stoi przede mną i jak taki ziomeq z ADHD tłumaczy mi co i jak, za to śmiechłam opornie ze sceny przy obiadku. Ogólnie co do Hinaty, to podejście mam iście ambiwalentne, ale zrobiło mi się jej szkoda... Albo w sumie nie wiem, bo śmiałam się z niej. xD Zastanawiam się dlaczego Yamanaka tak dyga przed Temari. W ogóle mam nadzieję, że rozwiniesz jej wątek, bo jak dla mnie to jest drugą, największą zagadką ZŚ.
Opis gwałtu, jak zwykle przyjemny, szczegółowy i cudowny, tu nie mam nic więcej do powiedzenia. xD Propsy dla Temari i jej słowa, choć wątpię, czy biedna spełni swoje plany.
Hejcę Cię za Kakasia, bo on tu takie kurwa... bezpłciowy jest. xD Taka lama, pizda, nie wiem co jeszcze. xD Ale jestem ciekawa tego cudownego nagrania.
Końcówka epicka. xD Zastanawiam się tylko wciąż nad ostatnią linijką, i nie chodzi mi o słowa Sakury.
— Ty wiesz co? — zaczęłam, kilkukrotnie ruszając ręką w jej kierunku. — Ja naprawdę go zabiłam.
No za kij nie umiem sobie wyobrazić tego rodzaju machania ręką. Jak ona nią macha? No Jezu. xD
A no mógł. Ale nie musiał. I co teraz? Mhehehe. XDDDD CZEMU TAK BRONISZ TEGO GNOJKA? XDDDD
Usuń"Maż" - moje ulubione słowo od dzisiaj. <3
A wiesz ile się namęczyłam przy tym treningu żeby tak wyglądał? Koszmar. .______. Dobrze, że Domi mi pomogła, bo inaczej wyszłaby z tego kupa. XD
Wątek Temari? Rozwinę, spokojnie. Mam co do niej niecne plany. :>
Opis gwałtu przyjemny. XDDDDDDDDDD Nie wierzę. XD
Jejku, chodzi mi o takie machanie. Ona miała peta w ręce i tak poruszała w przód i w tył, nie wiedziałam, jak to opisać, odczep się. XDDDDDDDDDDDD MOGŁAŚ MI O TYM POWIEDZIEĆ JAK SPRAWDZAŁAŚ, A NIE TU. XD
<3
Boże, niedługo zostaniesz mistrzynią w opisywaniu gwałtów, może nawet dostaniesz za to jakąś pisarską nagrodę czy coś, haha xD Cały czas niszczysz mi psychikę, teraz wszędzie będę widziała wstrętnych gwałcicieli, a jak wyjdę z domu to będę się za siebie obracała milion razy .____. + u mnie w mieście podobno jeden grasuje :O NIGDY WIĘCEJ NIE WYJDĘ Z DOMU XDDDDDD
OdpowiedzUsuńOn jest tak pojebany, że moim zdaniem pobił światowy rekord. W dodatku Sakurze to wszystko później sprawiało przyjemność, no w ogóle co tu się zadziało xD I nie mogę wytrzymać już, zastanawiając się czy Sasuke jest tym psycholem czy właśnie komuś pomaga. Oby to drugie, bo nie chcę się do niego jakoś za bardzo zrażać :/
+ Umieram z ciekawości, czy Haruno w końcu zabiła Saia czy faktycznie ktoś ją wrabia (teraz to ja już nic nie wiem, życie w niewiedzy takie męczące)
No i jestem w szoku iż Ino postanowiła jej choć trochę pomóc, może następnym razem chociaż uda jej się zdjąć tą przeklętą torbę i dowie się kto ją no tego... ;_; ALBO MU PRZYWALI Z DYŃKI <3 LICZĘ NA TO SZCZERZE XD
Jesteś mistrzynią! :D Tak bardzo nie mogę się doczekać następnego rozdziału :3
HAHAHAHAHAH TO BRZMI OKRUTNIE, JAKBYM JA BYŁA OKRUTNA XDDDDD Ale nie powiem, nagrodę mogę dostać. XD
UsuńObracaj się, Zochan, obracaj! Boś dupeczka, żeby Ci się nic nie stało. :<
Oj tam. Nawet jeśli to Sasuke, to w jednym opowiadaniu możesz się zrazić, nie? XD Bo zwykle jest tym dobrym draniem, więc no. :DDD
Dowiesz się wszystkiego... W swoim czasie. :D
Dziękuję! Ogromnie mi miło! :)
<3
Tak, oto ja, Mavis, przybyłam. W końcu nadrobiłam bloga, przeczytałam rozdziały i płaszczę się przed Tobą, bo miażdżysz mnie swoim talentem. Q.Q
OdpowiedzUsuńChociaż uważam, że sama najgorsza nie jestem, to przy tobie jednak jestem jak raczkujące dzieciątko. XD A przynajmniej tak się czuję. :P
Uwielbiam twoje opisy wewnętrznych uczuć bohaterów. I uwielbiam Twoją Sakurę. I Temari. I każdego bohatera, jakiego kreujesz. Klimat, jaki tworzysz w tym opowiadaniu jest naprawdę niesamowity. :D
Mam nadzieję, że nie rzygasz jeszcze tęczą. XD
Generalnie jaram się jak dziecko na widok lizaka i czekam na nowy rozdział. :D
Przestań, wstawaj, no weź. XDDDD Jakie raczkujące dziecko! Nie przesadzajmy. :D (rumienię się, głupia xD)
UsuńCieszę się, że ich uwielbiasz. Miałam nadzieję, że komuś przypadną do gustu. :DDD
Nie rzygam, mów mi więcej. XDDD Nie no żartuje, bo jeszcze mi się w głowie poprzewraca. XD
Dziękuję pięknie! :)
Jej... Śupi rozdział.. dobrze że to był Sasuke, tylko on moze tak ją męczyć, NIKT inny XD zawsze znajdzie sposób żeby go znienawidzić ale itak muszą być razem i czuć miłość <3
OdpowiedzUsuń