27 wrz 2015

4. Wątpliwości

“Bądźmy podróżnikami po ludzkich oczach.
Szukajmy w nich dobrych adresów.”
Kaja Kowalewska

— Lekcja pierwsza: trzymaj gardę.
Głos Ino dochodził do mnie jak zza ściany. Był zniekształcony i zwyczajnie dziwny. Kręciło mi się w głowie i miałam wrażenie, że owa zaraz mi pęknie, a kość jarzmowa nieprzyjemnie pulsowała. Przez chwilę nie wiedziałam, co się wokół dzieje; jeszcze nigdy nie oberwałam z pięści w twarz. Dopiero poczuwszy, że mimowolnie się podnoszę, wróciłam do żywych.
Blondynka bez większego problemu postawiła mnie do pionu. Nogi nie chciały ze mną współpracować — zadygotały tchórzliwie, przez co moje poczucie równowagi zostało dość ostro zachwiane. Dla bezpieczeństwa rozchyliłam ręce do boku, żeby przypadkiem znów się nie przewrócić.
— No dalej, broń się — powiedziała melodyjnie Ino.
Jedyne, co zdołałam zobaczyć, to jej wredny uśmieszek. Ból brzucha nakazał mi nachylić się do przodu; w szoku przygryzłam sobie wargę i splunęłam na ziemię krwią. Czułam się tak, jakby ktoś wyrywał mi z ciała wnętrzności lub plótł z jelit warkoczyki. Pięść dziewczyny była naprawdę mocna, o czym świadczył mój przeciągły jęk, trudności w oddychaniu i ogarniający mnie paraliżujący strach. Przestraszyłam się, że w takim tempie nie dożyję jutra. Ino połamie mi wszystkie kości, jeśli nie wezmę się w garść — to było pewne. Tyle tylko, że w takim stanie, zginając się z bólu wpół, nie potrafiłam nawet myśleć, nie mówiąc już o obronie.
— Co jest? Nie chcesz nauczyć się walczyć? — prychnęła dziewczyna i złapała mnie za włosy. Odruchowo zamknęłam oczy, a potem mimowolnie wygięłam się do tyłu pod wpływem jej mocnego szarpnięcia; chwilę później zimna dłoń Ino sięgnęła mojej szyi. I tu miarka się przebrała. Poczułam niewyobrażalną wściekłość, która dała mi siłę do działania, do walki. Miałam już dosyć wiecznego gwałcenia mojej krtani — bolała mnie jak tylko jej dotykałam. Nie mogłam pozwolić, by i ta blond-jędza ją napastowała.
Zacisnęłam mocno zęby i zrobiłam jedyne, co w tej sytuacji zrobić mogłam: uderzyłam dziewczynę z łokcia w brzuch. Poluźniła uścisk, co wykorzystałam do wyrwania się z jej rąk. Odskoczyłam od niej na bezpieczną odległość, dysząc wściekle, tłumiąc łzy, ociekając krwią. Moje nogi drżały jak oszalałe, ale zamaskowałam to, rozstawiając je szeroko, jedną wysuwając do przodu. Odruchowo wyciągnęłam przed siebie rękę, gotowa odparować każdy atak. Każdy.
Ino dość szybko wyprostowała się po moim marnym uderzeniu, które najwyraźniej nie zadało jej zbyt wiele cierpienia. Na twarz znów przywdziała swój wredny uśmieszek, tym samym uzmysłowiając mi, za jakiego słabeusza mnie ma.
Nie czułam się na siłach, żeby z nią walczyć, ale musiałam pokazać swoją determinację. W tym momencie wypełniała mnie po brzegi. Miałam wrażenie, że mogłabym góry przenosić, byle tylko osiągnąć swój cel. Jeszcze nigdy wcześniej nie byłam tak wściekła.
— Tylko na tyle cię stać? — prychnęła, swobodnie podchodząc w moją stronę. Zmrużyłam oczy, jakby miało mi to pomóc w przewidzeniu jej kolejnego ruchu, ale i one zawaliły. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, wyprowadziła mocny cios. Zasłoniłam się rękami; lewa solidnie oberwała, ale osłoniła twarz. — Pokaż mi jeszcze — warknęła jak w amoku i znów się zamachnęła. Powtórzyłam swój ruch; Ino mnie przechytrzyła i kolejny raz uderzyła w brzuch. Skuliłam się bardziej, niż poprzednio — wrażenie, że każdy, najmniejszy organ znajdujący się w moim ciele wybucha, wzmogło się. Jęknęłam, wybałuszając przy tym oczy, gdy upadałam na kolana. Ból był potworny, a ja nie miałam wystarczająco dużo sił, by go znieść.
Kolejny cios Ino zrównał mnie z ziemią. Dziewczyna kopnęła w moje żebra dwukrotnie, dopiero za drugim razem sprowadzając do parteru. Przytuliłam umęczoną twarz do chłodnego żwiru i dyszałam powoli, ospale; czułam, że zaraz umrę.
Nie obchodziło mnie to, że wokół nas zebrała się mała widownia. Leżałam, pogrążając się w swojej beznadziei, w samym środku zainteresowania. Krąg z każdą chwilą się powiększał — coraz więcej osób chciało zobaczyć, kogo Ino tym razem powaliła. A ja nie miałam już sił, żeby kolejny raz wstać. Poddałam się, patrząc na nogi mojej przeciwniczki spod wpół przymkniętych powiek. Stała w miejscu i najprawdopodobniej kpiła z mojej słabości.
— Co tu się odpierdala, do cholery! — Silny, męski głos wywołał wokół małe zamieszanie. Zamknęłam oczy, rozkoszując się chłodem podłoża i odchodzącą udręką. W gruncie rzeczy nie do końca wiedziałam, czy rzeczywiście przestaje mnie boleć, czy po prostu wpadłam w stan odrętwienia, i czy zaraz nie zemdleję. Niemniej było mi dobrze. Na tyle dobrze, że nie zamierzałam się stamtąd ruszać. — Ino! — W głosie strażnika można było doszukać się pretensji. Nie musiałam nawet unosić powiek żeby wiedzieć, że po blondynce to spłynęło. — Co ty robisz?
— Uczę naszą nową, jak ma się bić — wyjaśniła zgodnie z prawdą, jednak w tym zdaniu czaiła się kpina. — Sama tego chciała, prawda?
Ino, jakby chcąc, żebym potwierdziła jej słowa, szturchnęła mnie nogą. Drgnęłam i otworzyłam nieco usta, żeby mogło wydobyć się z nich niewyraźne “Prawda!”.
— Uczysz ją, czy zamierzasz skatować? — warknął strażnik. — Zobacz, co z nią zrobiłaś, do cholery!
— Nie moja wina, że porwała się z motyką na słońce. No Sabaku powinna ją ostrzec, z kim ma zamiar zadrzeć. A że przyjaciółeczka tego nie zrobiła…
— To nie jest moja przyjaciółka — wtrąciłam otępiale. Dalej przyciskałam policzek do żwiru, a powieki miałam zbyt ciężkie, żeby je uchylić. — To nie jest moja przyjaciółka — powtórzyłam, bojąc się, że mogli tego nie usłyszeć.
— Czy to ważne… — prychnęła Ino.
— Jeszcze raz doprowadzisz ją do takiego stanu…
— Wyluzuj, Uzumaki. — Wyobraziłam sobie, że dziewczyna klepie strażnika po ramieniu, co było dość niedorzeczne. Który klawisz pozwoliłby sobie na taką ignorancję?
— He-hej! Mówiłem ci, żebyś tak do mnie nie mówiła! — oburzył się. — Ino! Mówię do ciebie! Trochę szacunku, do cholery!
Ale blondynka najwyraźniej postanowiła odejść, bo chwilę później mężczyzna kucnął przy mnie i odgarnął mi włosy z czoła. Poczułam przyjemne ciepło jego dłoni i niepewnie na niego spojrzałam.
Moim oczom ukazały się wielkie, niebieskie, zmartwione ślepia. Chwilę mi zajęło, zanim przyporządkowałam je do blondwłosego strażnika, którego dostrzegłam na spacerniaku już pierwszego dnia, ale gdy w końcu mi się to udało, ogarnęło mnie przyjemne poczucie bezpieczeństwa. Nie miałam pojęcia, skąd ono się wzięło; prócz nazwiska mężczyzny nie wiedziałam o nim nic, ale roztaczał wokół aurę, która sprawiała, że mogłam mu ufać.
Nie ufaj nikomu.
— To cię załatwiła — skomentował strażnik, bardziej do siebie, niż do mnie. Obserwowałam jego oczy, biegające po mojej twarzy i tułowiu, szacujące obrażenia. Znów buchnęło we mnie to zabawne ciepło, jednocześnie kołysząc do snu. Powoli opadałam z sił. Nie chciałam już walczyć ze zmęczeniem.
Przymknęłam powieki, ale po chwili szeroko je rozpostarłam. Strażnik bez większego problemu wziął mnie na ręce, pewnie przyciskając moje wątłe ciało do swojego. Twarda klatka piersiowa mężczyzny nie była szczególnie wygodna, ale z rozkoszą wtuliłam ciężką głowę w jego ramię, wdychając jednocześnie kojący zmysły zapach. Przez tę jedną chwilę cieszyłam się, że trafiłam do więzienia; mogłam zaciągać się przyjemną mieszanką potu i wody kolońskiej bez zbędnych, wcześniejszych uprzejmości. Trwać w czyiś ramionach i cieszyć się chwilą. Bo spośród wszystkich, które do tej pory przeżyłam, oraz które niebawem przeżyję, ta była wyjątkowo miła.
Rytmiczne kroki strażnika zlewały się w jedność. Nie do końca wiedziałam, co się ze mną działo, a zawroty głowy i pulsujący, raz silniejszy, raz słabszy, ból brzucha niczego nie ułatwiały. Czułam się dziwnie, jakbym popadła w jakiś letarg, jakby to wszystko, co wokół się działo, było tylko majakiem. Te wszystkie głosy, rozmowy, wrzaski i szczęk zamykanych drzwi — były jednym, wielkim złudzeniem. Dopiero uczucie chłodu, a właściwie odebranego ciepła i przyjemnej woni mężczyzny, nieco mnie ocuciło.
— Ino. — Usłyszałam i odruchowo się spięłam. Musiałam wyglądać wyjątkowo żałośnie, gdy nawet w takiej sytuacji wystawiłam przed siebie ręce, chcąc trzymać gardę, ale autentycznie przestraszyłam się, że blondynka zrobi mi krzywdę.
— Spokojnie, nie ma jej tutaj. — Kobiecy głos sprawił, że moje ręce z powrotem opadły. Nawet to mnie zabolało, bo niefortunnie uderzyły o obolały brzuch. Jęknęłam, chcąc nie chcąc, zwijając się z bólu.
— Ponoć miała ją nauczyć się bić — wyjaśnił strażnik. — Ale z marnym skutkiem.
— Cholerna Yamanaka! — zaklęła kobieta.
Zdecydowałam się na własne oczy zobaczyć, gdzie Uzumaki mnie zaniósł i kim była jego rozmówczyni, więc niepewnie uchyliłam powieki. Oślepiło mnie światło i biel pomieszczenia; zamrugałam kilkukrotnie, żeby przyzwyczaić się do panującej tutaj jasności.
— Zawsze musi coś odwalić, zawsze! — warczała. — Nie umiecie zrobić z nią porządku?!
— Hej! Babuniu!
— Zamknij się! — Głos kobiety był mocny, a przypieczętowanie jej władzy solidnym uderzeniem pięścią w stół tylko pogłębiło mój strach. Jasne, długie włosy blondynki wcale nie ułatwiały sytuacji; z początku przestraszyłam się, że strażnik zaprowadził mnie do Ino. Dopiero po chwili mój umysł przestał płatać mi figle.
— Ale…
— Jednej, głupiej dziewuchy nie umiecie powstrzymać od zamieszek! Po jaką cholerę pozwalacie wyłazić jej na ten spacerniak? Nie widzisz, do czego ona jest zdolna? — Kobieta ręką wskazała na mnie. Czułam się jak trup, o którym można swobodnie rozmawiać. — To nie pierwsza dziewczyna, którą tutaj przynosisz, bo Yamanace zachciało się zabawić, więc zrób coś z tym, do cholery!
— T-tak! — Mina Uzumakiego była nietęga. Odnosiłam wrażenie, że gdyby nie fakt, że był dorosłym mężczyzną, zaraz by się tutaj rozpłakał. I wcale mu się nie dziwiłam — od krzyku blondynki serce podchodziło mi do gardła, a ból brzucha zszedł na dalszy plan. Teraz przepełniał mnie czysty strach.
— Idź już, Naruto — kobieta westchnęła, odwracając się jednocześnie do mnie — bo muszę doprowadzić ją do porządku.
Przeniosłam spojrzenie na jej oczy, a zobaczywszy w brązowych tęczówkach zdeterminowanie i złość, odruchowo przełknęłam ślinę. Przeczuwałam, że leczenie nie będzie należało do tych przyjemnych. Ani nawet do tych do zniesienia. Wręcz przeciwnie — coś mi mówiło, że będę się czuła jeszcze gorzej.
— Więc jak to było? — Kobieta podeszła do kozetki, na której leżałam, i zlustrowała wzrokiem całe moje ciało. Spięłam się odruchowo, jakby miało mnie to przed nim obronić. — Sama tego chciałaś?
— Powiedzmy — wychrypiałam słabo. — Nie chciałam zostać skatowana.
— Musisz wiedzieć jedno. Tutaj, w więzieniu, nie ma czegoś takiego jak pomoc. Podstawiłaś się Ino jak worek do bicia, a ta szuja to wykorzystała. Wyżyła się na tobie, bo sama tego chciałaś. Naprawdę sądziłaś, że ci pomoże?
— Pomoże — syknęłam, odrywając spojrzenie od blondynki. — Nie ma innego wyjścia.
— Chcesz mi powiedzieć, że znowu będziesz się jej narażać? To po cholerę mam cię leczyć?
— Żebym miała siłę do treningów — odparowałam od razu. — Poza tym, to chyba pani obowiązek?
Kobieta zmrużyła złośliwie oczy i chwilę przewiercała mnie nimi na wskroś. Dopiero po paru sekundach ustąpiła i z głośnym westchnieniem rezygnacji, odwróciła się ode mnie. Obserwowałam jej zgrabne, zwinne ruchy; przygotowywała coś do strzykawki, przez co strach na nowo ścisnął mi gardło. Nie wiedziałam, co chce mi zaaplikować.
— Podam ci coś przeciwbólowego, żebyś trochę mi się rozluźniła, i zrobię USG. Obawiam się, że Ino mogła narobić tam więcej szkód, niż ci się wydaje. Ma dziewczyna pięść.
Zagryzłam nerwowo wargi, dopiero teraz zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Mój brzuch był niewiarygodnie tkliwy — przejechanie po nim palcem skutkowało podskoczeniem z bólu. Tam, na spacerniaku, nie przypuszczałam nawet, że Ino może mnie tak poturbować. W tym momencie zaczynałam żałować, że w ogóle się do niej odezwałam.
Pojawiły się też wątpliwości. Co, jeśli rzeczywiście dziewczyna mi nie pomoże? Jeśli naprawdę potraktowała mnie jak worek treningowy i bezkarnie się wyżyła? Jeśli zwyczajnie zostałam wydymana?
— Daj rękę.
Chcąc nie chcąc, spełniłam rozkaz lekarki. Zacisnęła na ramieniu stazę i już po chwili poczułam ukłucie. Morfina rozeszła się po mojej żyle w mgnieniu oka, jednak na efekt musiałam nieco poczekać. W tym czasie blondynka przygotowała sobie aparat USG i przysiadła obok łóżka, patrząc na mnie z politowaniem. Nienawidziłam tego. Spośród tylu różnych spojrzeń, setek emocji, właśnie tej cholernej litości nie mogłam znieść.
— Och, zapomniałam — mruknęła i prędko wstała. Wyciągnęła z lodówki lód, owinęła go w chustkę i przyłożyła do mojej skroni. — To trochę uśmierzy ból.
Powoli przejęłam od lekarki pakunek, rzeczywiście czując ukojenie. Zamknęłam oczy, czekając, aż analgetyk w końcu zacznie działać.
— Lepiej? — Blondynka delikatnie dotknęła mojego brzucha. Nie wzdrygnęłam się z bólu, tylko z zaskoczenia. Nie spodziewałam się jej zimnej dłoni.
— Tak — odparłam. Głos miałam zachrypnięty i zmęczony.
— W porządku. Postaram się zrobić to delikatnie, ale czasem będę musiała docisnąć głowicę, żeby mieć pewność, że nic ci nie jest, dobrze?
— Dobrze.
Kobieta rzeczywiście wykonywała swoją pracę wyjątkowo subtelnie. Mogłam nawet stwierdzić, że po tych wszystkich uderzeniach, kizianie po brzuchu było całkiem przyjemne. Odprężyłam się, tym samym ułatwiając lekarce badanie.
— Dlaczego chcesz nauczyć się bić? — spytała nagle. Miała skupione na monitorze spojrzenie i gdyby nie to, że za chwilę przeniosła je na mnie, oczekując odpowiedzi, uznałabym, że zagadała tylko po to, żeby w pomieszczeniu nie panowała nieznośna cisza.
— Po prostu — burknęłam. — Na wszelki wypadek.
— Kłamanie wychodzi ci tak samo beznadziejnie, jak obrona — stwierdziła kobieta, mocniej przyciskając głowicę do mojego brzucha. Syknęłam cicho, odruchowo napinając mięśnie. — Ktoś cię zaatakował?
— Nie pani sprawa — fuknęłam. Nie mogłam przyznać się do gwałtu. Bałam się, że rozpętałabym tym piekło. — Po prostu. Dla własnego komfortu chcę umieć się obronić.
— Posłuchaj mnie…
— Nie — przerwałam jej. — Klamka zapadła. Nie zmieni pani mojej decyzji.
Blondynka zmrużyła oczy, z powagą spoglądając na monitor. Zmartwiłam się, że wykryła coś złego, jednak po chwili zabrała z mojego brzucha głowicę i podała mi ręczniki papierowe.
— Nic ci nie będzie — stwierdziła, prostując się. — Przynajmniej póki co. Takie uderzenia mają to do siebie, że dopiero później mogą ujawnić się ich konsekwencje. Na razie poleżysz w naszym szpitalu, a jutro lub pojutrze powtórzę badanie. Gdybyś się gorzej poczuła, zgłaszaj to natychmiastowo.
— Jasne, dziękuję — odparłam, ścierając jedną dłonią żel. Drugą dalej trzymałam lód przy oku.
— Naruto! — huknęła kobieta, przez co podskoczyłam na kozetce. Drzwi otworzyły się, a ja popatrzyłam zdumiona na blondyna. Nie sądziłam, że będzie czekać na korytarzu. — Zabierz ją do sali numer pięć, tam masz wózek — rozkazała, głową wskazując odpowiednie miejsce. Uzumaki skinął głową, przypatrując mi się z uśmiechem.
— Nic jej nie będzie, co? — spytał pogodnie. Podszedł do mnie z wózkiem i, na szczęście, pomógł mi się podnieść, a potem przenieść na transporter.
— Się okaże — ucięła lekarka. — Zabierz ją stąd.
Struchlałam pod wpływem jej ostrego tonu, choć słowa nie były skierowane bezpośrednio do mojej osoby. Nie chciałabym być na miejscu strażnika, ale ten zdawał sobie nic z tego nie robić; wywiózł mnie z zabiegówki, radośnie podgwizdując.
Sala numer pięć znajdowała się pośrodku wąskiego korytarza. Jako, że odzyskałam trzeźwość umysłu, zarejestrowałam jakiekolwiek szczegóły tego miejsca; białe ściany nieprzyjemnie kojarzyły się ze szpitalem i były przy tym cholernie zimne, a jedyne światło, jakie wpadało do tego pomieszczenia, przedzierało się przez okno, które otaczały kraty.
Stęknęłam cicho, gdy strażnik podniósł mnie za ramiona i, starając się być delikatnym, usadowił na łóżku. Czym prędzej podciągnęłam pod siebie nogi i przymknęłam powieki, chcąc zaznać w końcu słodkiego ukojenia, ale mój spokój został jeszcze zakłócony.
Mężczyzna przykrył mnie kołdrą. Gest ten, niby zwyczajny, wydał mi się nagle tak czuły i rozkoszny, że otworzyłam ze zdziwienia oczy, napotykając błękitne tęczówki.
Uzumaki nachylał się nade mną i czule uśmiechał, jakby chciał odebrać cały mój ból. Nie miałam pojęcia, dlaczego to robił, ale jego ciepła dłoń na moim ramieniu działała na mnie kojąco i… nużąco. Jeszcze bardziej zachciało mi się spać.
— Odpoczywaj — mruknął wesoło i delikatnie pogłaskał mnie po głowie.
Moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, a niekontrolowane łzy przyozdobiły wpierw policzki, a później poduszkę. Blondyn, zauważywszy mój stan, zmieszał się nieco — uśmiech zszedł mu z ust, a w oczach pojawiło się zakłopotanie.
— C-co się stało?
— Dlaczego? — spytałam cicho, przełykając łzy. — Dlaczego mi pomagasz?
Strażnik chwilę przypatrywał mi się w skupieniu, by później znów ciepło się uśmiechnąć. Na sam ten widok moje serce ścisnęło się z niepohamowanego żalu — nie chciałam, żeby mnie zostawiał. Dał mi nadzieję. Wiarę. Patrzył inaczej, niż wszyscy. Nie oceniał. Nie szufladkował. Nie nienawidził.
Miał w sobie pokłady człowieczeństwa, które bezinteresownie mi ofiarował.
— Dziękuję — wyjąkałam, wtulając twarz w poduszkę. — Dziękuję!
— Ciiii. — Blondyn kucnął przy mnie i przyjacielsko objął ramieniem. Zapragnęłam wtulić się w niego i wypłakać wszystkie swoje żale, ale wiedziałam, że nie mogłam tego zrobić. Nie wypadało. — Po prostu odpoczywaj. Może uda mi się później wymknąć na chwilę, to przyjdę w odwiedziny. A teraz nie martw się — Ino nie ma tutaj wstępu, więc możesz spać spokojnie. Dobra?
— Dobra — mruknęłam w pierz. Moim ciałem wciąż wstrząsał nieprzyjemny szloch. Mimo to strażnik wstał i w akompaniamencie stukotu swoich butów, opuścił pomieszczenie.
Rozpłakałam się na dobre.

W więziennym szpitalu spędziłam pięć dni. W tym czasie opuchlizna z twarzy zdążyła zejść, lecz brzydki siniak w dalszym ciągu otaczał moje oko. Podobna sytuacja działa się na brzuchu; rozlany fiolet przyozdabiał skórę, gdzieniegdzie przechodząc w zielono-żółty kolor. Wyglądało to paskudnie, ale nie bolało już tak dojmująco, jak przez pierwsze dwa dni.
Wróciwszy do celi, Temari przywitała mnie kpiącym uśmiechem. Czekałam, aż zacznie mi bić brawo, ale najwyraźniej z bólem serca się przed tym powstrzymała. W zamian tylko otaksowała moje ciało swoim pełnym ironii wzrokiem, szukając dowodów potyczki z Ino. Cóż, nie musiała się specjalnie wysilać.
— Wiesz, że to było wyjątkowo głupie? — mruknęła, prostując się na łóżku. — Naprawdę, Kirsche, wyjątkowo głupie.
— Daj mi spokój — fuknęłam, odwracając się przodem do krat. — I tak nie zamierzam rezygnować. Nawet, jeżeli kolejne starcie z panną w-dupie-mi-się-poprzewracało będzie oznaczać powrót do szpitala i połamane żebra — dodałam stanowczo.
Nie widziałam twarzy Temari, ale dałabym sobie rękę uciąć, że zmarszczyła ze zdziwieniem brwi. Głęboko w podświadomości chciałam wierzyć, że tak naprawdę była pełna podziwu, i może tak nawet było, ale co najwyżej dla mojej głupoty. Tak, byłam głupia. Wyjątkowo głupia, jak to sama dziewczyna stwierdziła. Ale miałam w tym swój cel.
Poza tym wolałam zostać skatowana przez Ino, niż być gwałconą do końca swojego życia.
— Jak chcesz. — Temari westchnęła cicho i bez żadnego pośpiechu, powróciła do leżenia na swoim posłaniu. — Uważam po prostu, że powinnaś wiedzieć…
— Co takiego? — fuknęłam, gwałtownie się odwracając. — Co znowu powinnam wiedzieć?
— Ino jest zwykłą szmatą, rozumiesz?
Zagryzłam wargi na tyle mocno, że ostry ból przeszył całą moją żuchwę. Tak bardzo chciałam powstrzymać łzy i nie dać kolejny raz się złamać i pokazać, jak słaba jestem, ale to było wyjątkowo ciężkie. Tutaj, w tym okrutnym miejscu, nie umiałam nad sobą panować. Byle drobnostka doprowadzała mnie do ataku paniki, a co za tym idzie — płaczu.
Naprawdę stałam się płochliwa.
— Chcę po prostu, żebyś wiedziała…
— W takim razie kto jeszcze może mi pomóc? Skoro ty nie chcesz, Ino jest szmatą — podkreśliłam — to kto nauczy mnie samoobrony? Potrzebuję tego, wiesz o tym.
Temari chwilę milczała, jakby szukając w myślach odpowiedniego imienia. Przypatrywała mi się natarczywie, a intensywność jej spojrzenia była nie do zniesienia. Jej piękne oczy onieśmielały, co było wyjątkowo głupie i niepoważne, ale nie umiałam pozbyć się tego wrażenia. W jakiś sposób moja współlokatorka miała nade mną całkowitą władzę, a ja choćbym chciała, nie potrafiłam się sprzeciwić. Od początku mnie sobie podporządkowała, uczyniła swoją uczennicą, którą porzuciła w najważniejszym momencie nauki. Nienawidziłam jej za to. A jednocześnie byłam wdzięczna, bo to dzięki niej zaczęłam coś robić — nawet jeśli to coś oznaczało dostanie po mordzie. Mimo wszystko sprawiła, że uwierzyłam w lepsze jutro; bez gwałtów i przemocy tych chorych klawiszy-psycholi, którzy robią z więźniarkami co tylko im się podoba. Dała mi nadzieję. Dała mi chęć do walki. Dała mi siłę.
Temari no Sabaku zmieniła Sakurę Haruno.
Czułam w kościach, że zyskałam dzięki blondynce z durnymi kitkami coś, czego już nikt nie mógł mi odebrać. I zamierzałam o to walczyć do samego końca. O swój honor i szacunek, na który mimo wszystko zasługiwałam. O godność, która została wyrwana z mojego ciała, podeptana i spłukana pod prysznicem, którym obarczano mnie po gwałcie. O wszystko to, co zdążono mi odebrać. Chciałam walczyć o siebie. Czuć, że moje życie za kratkami wciąż miało jakiś sens. I bynajmniej nie chodziło tu o zaspokajanie strażnika-zboczeńca. Pragnęłam po prostu mieć jakiś cel, nawet, jeśli miała nim być nauka samoobrony i pokazanie, że Sakury Haruno nie gwałci się bez żadnych konsekwencji.
Łaknęłam zemsty.
— Temari — fuknęłam, pośpieszając ją tym samym. Dziewczyna zmarszczyła nieco brwi i pokręciła ze zrezygnowaniem głową. — Temari! — jęknęłam zniecierpliwiona. — Co mam robić?
— Spróbuj zagadać z Tenten — podsunęła, układając prawą rękę pod głową. — Dziewczyna trenowała kiedyś jakieś sztuki walki, powinna ci pomóc.
— Nie mogłaś mi o tym od razu powiedzieć? — warknęłam, zbliżając się do blondynki. Podniosła się do siadu; trzymała gardę, jakby to powiedziała Ino. Najwyraźniej no Sabaku nie miała mnie za tak słabą, jak myślałam. — Oszczędziłabyś mi tym bólu.
— Tutaj nikt nikogo nie oszczędza — zauważyła spokojnie. — A to, że dzielimy razem celę nie oznacza, że jesteśmy przyjaciółkami. Jasne?
Zacisnęłam usta w wąską linę. Nie oczekiwałam od niej sympatii, jednak usłyszenie prosto w twarz, że nie traktuje mnie jak sojuszniczki, zabolało. Powłoka twardej Sakury, która zdążyła w minimalnym stopniu urosnąć, znów się skruszyła. Z drugiej strony utrata jedynej osoby, która w stosunku do mnie była miła, nie wchodziła w rachubę. Musiałam więc przyjąć jej znikomą pomoc i bez słowa sprzeciwu, kiwnąć jedynie głową.
Powoli uczyłam się życia w kiciu. Powoli docierało do mojej głupiutkiej główki, że nikt nie będzie mnie po niej głaskać. Powoli zaczynałam rozumieć, że to najprawdziwsze więzienie, a ja odsiadywałam najprawdziwszy wyrok. Chcąc nie chcąc, musiałam przystosować się do tej rzeczywistości i walczyć z niesprawiedliwościami, które dotykały zapewne co drugą więźniarkę. Nie wierzyłam, że byłam jedyną poszkodowaną.
Nie odzywając się więcej, usiadłam na łóżku i podciągnęłam pod siebie nogi, gorączkowo zastanawiając się, jak wyglądała Tenten. Nie kojarzyłam jej imienia, a już tym bardziej wyglądu. Nie miałam zielonego pojęcia do kogo się zgłosić, ale nie zamierzałam pytać o to Temari. Wystarczająco mi już pomogła — tak mi się przynajmniej wydawało. Tutaj, w więzieniu, każda informacja była na wagę złota, a ja nie mogłam pozbawić siebie swojego najlepszego źródła wiedzy na temat tego miejsca. No Sabaku była dla mnie zbyt cenna.

Następnego dnia tradycyjnie wyszłyśmy na spacerniak. Światło słoneczne dało mi nieźle w kość; od kilku dni nie wychodziłam poza mury kicia, więc wręcz boleśnie mnie oślepiło i chwilowo otępiło. Musiałam długo mrużyć oczy, żeby przyzwyczaić je do zmiany otoczenia.
Poszłam za Temari niczym grzeczny szczeniak, rozglądając się jednocześnie za Tenten. Próbowałam znaleźć dziewczynę, która wyglądałaby na wysportowaną i chętną do pomocy, ale nikt szczególny nie rzucił mi się w oczy. Za to dość szybko namierzyłam Ino; szła w naszym kierunku z cwaniackim uśmiechem przyklejonym do ust. Od tego widoku włosy mi się zjeżyły na rękach. Dziewczyna wyglądała tak, jakby chciała mnie pożreć żywcem. A ja nie zamierzałam po raz kolejny stać się jej ofiarą. Odwróciłam szybko wzrok, udając, że tego nie widziałam, jednak Temari zatrzymała się i wskazała na blondynkę głową. Niechętnie przeniosłam spojrzenie na swojego wroga, robiąc wszystko, żeby tylko nie pokazać strachu. A bałam się cholernie, wiedząc, co jej pięści potrafią zrobić z człowiekiem.
— No, no, no — mruknęła, leniwie bijąc brawo swoimi wypielęgnowanymi dłońmi. — Nie sądziłam, że tak szybko się z tego wyliżesz.
Zacisnęłam zęby, żeby powiedzieć czegoś niepotrzebnego. Nie chciałam robić wokół siebie szumu ani wywoływać afer. Jedno sponiewieranie w zupełności mi wystarczało.
Temari spiorunowała ją wrogim spojrzeniem, ale nie odezwała się słowem. Za to Ino przystanęła przy nas i zlustrowała wzrokiem moją współlokatorkę od góry do dołu, przekazując jej tym samym, że ma jej opinię głęboko w poważaniu. Nie trzeba było ich znać, żeby wiedzieć, że się nienawidzą. To chore uczucie wisiało w powietrzu i wkradało się w każdą najmniejszą szczelinę mojego umysłu. I szczerze — nie chciałam w tym momencie stać obok nich.
— Co, obrońco uciśnionych, języka w gębie ci zabrakło? — prychnęła Ino, uśmiechając się od ucha do ucha. Irytował mnie jej melodyjny głos i uwodzicielskie spojrzenie; nawet obrażając kogoś wyglądała zalotnie.
— Daruj sobie, Yamanaka — mruknęła Temari, wyraźnie znudzona. — Nic mi do waszej sprawy. Byłam zwyczajnie ciekawa, co tym razem wymyślisz, by ją pobić. — No Sabaku wskazała głową na mnie; zawrzałam ze złości. To był solidny policzek od dziewczyny, choć tak naprawdę sama nie wiedziałam, czego od niej oczekiwać. Najwyraźniej miałam nadzieję, że stanie w mojej obronie i się przeliczyłam.
— Dla twojej wiadomości, kochaniutka — Ino zaszczebiotała rzęsami i objęła mnie ramieniem; wybałuszyłam ze zdumienia oczy, błagając Temari o pomoc — dzisiaj nie zamierzam obijać tej buźki. — Blondynka przejechała gładką dłonią po mojej brodzie, jakbym była jej lalką. A ja nie potrafiłam się postawić. — Jeszcze mi się przyda. Prawda? — Poczułam, jak moja głowa pod naporem palców Ino zwraca się w jej kierunku. Chcąc nie chcąc, odruchowo skinęłam na tak.
No Sabaku prychnęła w odpowiedzi, wyraźnie nie mając ochoty angażować się w nie swoje sprawy. Nie spodziewałam się po niej niczego innego, dlatego gdy leniwie skierowała się w stronę swojej ławki, nawet jej nie przeklęłam. Nie oczekiwałam, że uratuje mnie z opresji.
— No, to skoro zostałyśmy same, możemy porozmawiać o naszej umowie — powiedziała Ino, siłą prowadząc mnie do swoich przyjaciółek. Z początku próbowałam się zapierać, z obawy, że jednak dziewczyna kłamała, ale gdy tylko zmierzyła mnie morderczym spojrzeniem, odpuściłam. Właściwie było mi już wszystko jedno. Lepszy szpital od gwałtów.
— Jakiej umowie? — spytałam, siląc się na ostry ton głosu. Wyszło żałośnie. — Pobicie chcesz nazwać spełnieniem warunków?
— Demonstracją umiejętności. Chciałaś brać kota w worku? — prychnęła, mocniej dociskając mnie do siebie. — A gdybym nie umiała się bić?
— Pieprzenie — skomentowałam cicho, za co Ino wbiła mi palce w ramię. Syknęłam, próbując się wyrwać — na marne.
— Wyrażaj się. Póki co jesteś tutaj nic niewartym ścierwem, więc trochę szacunku, jasne?
— Mam szanować osobę, która mnie prawie zabiła?
Wystarczyło, że dziewczyna na mnie popatrzyła, żebym poznała odpowiedź. Dla niej nie liczył się sposób, ale rezultat. Jeśli więc pobicie do tego stopnia, że rozpływałam się w ramionach strażnika i to bynajmniej nie z pozytywnych emocji, miał wywołać względem niej respekt, nie zamierzała z tego nie skorzystać. A ja niestety musiałam na to przystać.
— Posłuchaj. — Zatrzymałyśmy się kilka metrów od jej przyjaciółeczek. Tym razem nie patrzyły na mnie z wrogością, najwyraźniej uznawszy, że nie stanowię żadnego zagrożenia. Zajęły się rozmową między sobą, pozwalając Ino na samodzielne działanie. — Wybrałam już sposób zapłaty. Skoro powiedziałaś, że możesz skołować dla mnie co-nieco — zacytowała mnie — to czemu nie mogłabyś skołować dla mnie czasu jednego ze strażników?
Nie podobało mi się to. Ani uśmiech blondynki, ani jej pełne wyższości spojrzenie, ani to, czego ode mnie oczekiwała. Automatycznie się spięłam, próbując jednocześnie nie zemdleć. Cholernie się jej bałam, zwłaszcza, gdy patrzyła na mnie w tej sposób — pełen wyższości i pewności, że może robić ze mną co chce. Że znalazła sobie marionetkę, którą może pomiatać.
— Nie rozumiem — odparłam słabo, czując, jak krew odpływa mi z twarzy. Wcale nie chciałam poznawać prawdy.
Ino zaśmiała się melodyjnie, wywołując u mnie mdłości. Złapała moje ramiona, odwróciła tyłem do siebie i ukradkiem wskazała na jednego ze strażników.
— Chcę jego — powiedziała, mrożąc mi krew w żyłach. Ale nie jej zachcianka była najgorsza. Obiekt westchnień Yamanaki doprowadzał mnie do palpitacji serca.
Wpatrywałam się ze strachem w ciemnookiego mężczyznę, który za każdym razem chłodził mi krew w żyłach swoim spojrzeniem. Czarne włosy delikatnie okalały jego policzki, tylko uwydatniając tym ostre rysy twarzy. Ciemne jak węgiel oczy, wiecznie lekko przymrużone, jakby ich posiadacz ciągle się na coś złościł, tylko dodawały mu złego uroku. Wisiała nad nim ciężka aura, coś, co przerażało mnie do szpiku kości. Coś, co od niego odrzucało. Miękły mi na jego widok kolana i wcale nie chodziło o jego boski urok, bo choć przystojny był, to nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Mężczyzna wyjątkowo mocno mnie od siebie odpychał i nie umiałam nawet określić, dlaczego. Coś z nim było nie tak.
Przełknęłam ślinę, czując się jak w kreskówce, podczas której bohater ma do wykonania ciężkie zadanie i się go obawia. Miałam wrażenie, że ktoś bardzo zabawny wtrącił mnie do takiej właśnie bajki, chcąc zobaczyć, jak sobie poradzę. A ja sobie nie radziłam. Wystarczały mi gwałty i ciągłe upokorzenia. Nie chciałam mieć na głowie jeszcze jego.
— Nie — wyjęczałam, kręcąc odruchowo głową. — Nie, nie zrobię tego.
— A więc nie chcesz nauczyć się bić? — spytała Ino, owiewając ciepłym oddechem mój policzek. — A powiedz mi, kochana, czemu właściwie miałaś taką zachciankę? — Nagle dziewczyna szybkim ruchem obróciła mnie przodem do siebie i kolejny raz wcisnęła palce w moje prawe ramię. Zasyczałam z bólu, — Czyżby ktoś cię tutaj krzywdził? A może… A może gwałcił? Czyżbyś to przed tym kimś chciała się bronić?
Na dobrą chwilę mnie zamurowało. Zamarłam jak stałam, z pustym spojrzeniem wbitym w punkt przede mną; najprawdopodobniej była to szyja mojej rozmówczyni. Poczułam się tak, jakby Ino uderzyła mnie obuchem w głowę i przez powstałą dziurę wcisnęła tam masę negatywnych emocji, głównie przerażenia. Ta chwila, podczas której nie mogłam dojść do siebie, była koszmarna.
Niespodziewanie — sama nie spodziewałam się po sobie tak gwałtownej reakcji — odepchnęłam od siebie blondynkę i w akompaniamencie jej śmiechu, uciekłam pod ścianę więzienia, z nadzieją, że zasłoni mnie przed wścibskimi spojrzeniami pięknych twardzielek. Usiadłam na rozgrzanej ziemi i z trudem łapałam powietrze, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Jej słowa były ciosem poniżej pasa. Świadomość, że ona o wszystkim wiedziała, uporczywie dźgała moje ciało nożem gdzie popadło, czerpiąc z tego niewysłowioną radość. A mój umysł wcale nie chciał przyjąć tłumaczeń, że być może Ino po prostu strzelała, żeby mnie przeciągnąć na swoją stronę i zmusić do zagadania bruneta. Odtrącał tę opcję, jakby Yamanaka była wszechwiedząca i — co gorsza — zmówiła się z moim gwałcicielem.
Objęłam kolana rękami, z całych sił walcząc z podchodzącymi łzami. Nie chciałam tu być. Tak cholernie nie chciałam. Więzienie nie było dla mnie. Ile bym nie robiła, jak bardzo bym się nie starała, nie umiałam się przystosować. Mazgaiłam się na każdym kroku, powtarzając w myślach jak mantrę, że tutaj nie pasuję. Że to nie jest miejsce dla osoby mojego pokroju. Że za niewinność nie powinno spotykać człowieka coś tak strasznego. Za każdym razem, gdy tylko się pozbierałam, znów dostawałam po głowie, a moje osiągnięcia — wiara i chęci do walki — znikały jak za dotknięciem magicznej różdżki. Sypałam się, jak tylko ktoś mocniej nadepnął mi na odcisk. Byłam krucha, nie potrafiłam się pozbierać i zbudować wystarczająco silnej skorupy. Jak tylko odniosłam wrażenie, że udało mi się pozbierać gruzy życia, te na nowo się rozdrabniały, będąc tym samym jeszcze bardziej uporczywym brudem. Wszystko było nie tak. A ja, wyjątkowo słaba i beznadziejnie żałosna, nie potrafiłam tego zmienić.
Bolało mnie serce, gdy patrzyłam na te wszystkie dziewczyny, z których już dawno uleciała chęć do życia. Snuły się po spacerniaku bez żadnej nadziei, nie łudząc się, że cokolwiek w ich życiu się zmieni. A we mnie jednak cholera się tliła, dlatego nie mogłam pogodzić się ze swoim losem. Dlatego siedziałam pod ścianą i walczyłam ze łzami, które zamazywały mi obraz i rozdzierały duszę. Dlatego po raz kolejny pozwoliłam ulecieć rozpaczy, która wzbierała we mnie niczym potężna fala. Czułam się jakbym ciągle siedziała na cholernym rollercoasterze — byłam emocjonalną bombą, pragnącą zrozumienia i pomocy.
Chciałam umrzeć.
A long, long time ago…
I can still remember
How that music used to make me smile.
Przymknęłam powieki, rozkoszując się melodią, która znienacka pojawiła się w mojej głowie. Wspomnienia wróciły, tym razem nieboleśnie przypominając mi o tych szczęśliwych momentach. Właśnie wtedy poznałam Saia. Byliśmy kompletnie pijani i razem śpiewaliśmy piosenkę, która, jak się później okazało, nas połączyła.
And I knew if I had my chance
That I could make those people dance
And, maybe, they'd be happy for a while.
Dałabym wszystko, żeby znów ją usłyszeć. Zatopić się w ramionach ukochanego mężczyzny i tańczyć w jej rytm. Lub nawet nie. Po prostu — trwać przy nim, otulona jego ciepłem i dźwiękami tej piosenki. Naszej piosenki,
"this'll be the day that I die."
"this'll be the day that I die."
Zacisnęłam zęby, gdy nieproszone łzy znów napłynęły do moich oczu. Czułam, że niedługo będę mogła to zaśpiewać. Prowadzona na śmierć, wykrzyczę im wszystkim w twarz, że to dzień mojej śmierci. Dzień śmierci niewinnej osoby. Skrzywdzonej przez sąd, strażnika i więźniarkę. Skrzywdzonej przez pieprzony los. Skrzywdzonej przez… Samą siebie?
Skąd te wątpliwości?
— Hej, w porządku?
Otworzyłam gwałtownie oczy, ze strachem wpatrując się w przyjazny ocean. Dostrzegłszy Uzumakiego, momentalnie się rozluźniłam, przez co po moich policzkach spłynęły pojedyncze krople, kryjące w sobie odrobinę bólu. Gdybym tylko mogła wypłakać wszystko, co mnie dręczy — nie zawahałabym się. Ale tak się niestety nie dało.
— T-tak — powiedziałam niepewnie, ocierając twarz.
Strażnik wyciągnął w moją stronę dłoń z chusteczkami. Z uśmiechem wdzięczności wzięłam jedną i prędko wysmarkałam w nią nos, chowając ją później do kieszeni. Nie czułam przy blondynie skrępowania. On jako jedyny w jakiś sposób mnie rozumiał, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Był dobrą duszą w całym tym gównie.
— Dziękuję — mruknęłam cicho, pociągając żałośnie nosem. — Chwila słabości.
— Każdy tu tak czasem ma — odparł, uśmiechając się ciepło. — Nawet ja.
Nie odpowiedziałam nic, bo tak naprawdę nie wiedziałam, co mówić. Z tym mężczyzną po prostu dobrze się milczało. Sama jego obecność podnosiła mnie na duchu.
Nie spodziewałam się, że strażnik spędzi ze mną więcej czasu, więc mocno się zdziwiłam, gdy usiadł koło mnie i wpatrzył w niebo. Powędrowałam za jego spojrzeniem, przyglądając się leniwym, białym obłoczkom, które nieśpiesznie wędrowały po sklepieniu, oddając się jednocześnie pieszczotom promieni słonecznych. Wysuszyły łzy i zepchnęły emocje w kąt. Pozostawiły wyprutą z uczuć, zdezorientowaną i niegotową na powrót do szarej rzeczywistości. A mój towarzysz dość szybko mnie do niej sprowadził.
— Wiem, że ciężko się do tego przyzwyczaić. Widziałem od groma dziewczyn podobnych do ciebie. Za delikatnych na więzienie. I nigdy nie wiem, jak mogę im pomóc. Jak pomóc tobie. — Blondyn spojrzał na mnie tak ciepło, że moje serce na nowo popękało. Na chwilę obecną był jedynym człowiekiem, który żywił w stosunku do mojej osoby przyjazne uczucia. A to wywoływało cholerny ból. A jednocześnie radość, że w tym chorym miejscu istniał jeszcze ktoś dobry.
— Też nie wiem — wykrztusiłam z siebie, powstrzymując paniczny napad płaczu.
— Jeśli coś cię gnębi — powiedział, spoglądając na mnie z nieukrywaną powagą — zawsze możesz mi powiedzieć. Jestem tu nie tylko po to, żeby was pilnować. Chciałbym wam też pomóc.
Patrzyłam na mężczyznę z nieukrywanym bólem. W głowie natychmiast pojawił się obraz gwałtu i przeogromna chęć wygadania się, że zostałam tak zbluzgana, jednak gardło ścisnął strach. Bałam się, że oskarżenie któregoś z jego współpracowników zmieni nastawienie, jakie do mnie na chwilę obecną posiadał. Nie chciałam go stracić, przez co jedynie zagryzłam zęby i wbiłam wzrok w ziemię, trzęsąc się z nerwów.
— Nic mnie nie gnębi — wycedziłam, chroniąc się przed atakiem płaczu. — Po prostu jeszcze nie przywykłam.
Blondyn skinął głową ze zrozumieniem. Nie miałam pewności, czy mi uwierzył, ale byłam mu wdzięczna, że nie drążył tematu.
Przełknęłam gorycz, próbując się uspokoić. Spoglądałam na więźniarki i chodzących po spacerniaku strażników z nadzieją, że nie spędzę tutaj swoich ostatnich dni. Chciałam zestarzeć się ze swoim mężem, otoczona gromadką dzieci, a nie murami więziennymi. Nie tak wyobrażałam sobie moje życie.
Potrząsnęłam głową, odganiając od siebie nieprzyjemne myśli. Musiałam stać się obojętna, żeby zdobyć siłę. Nie miałam szans na zwycięstwo w starciu z prześladowcą, jeśli uczucia nadal będą brały nade mną górę. Siła — tego mi brakowało. Do tego dążyłam. I właśnie dlatego zwróciłam się do Ino, a nie do Tenten, czy jakiejkolwiek innej osoby. Byłam pewna, że to właśnie Yamanaka może mi pomóc.
Z odrazą popatrzyłam na strażnika, który wywoływał we mnie dreszcze. Przyglądałam mu się dłuższą chwilę, lustrując dokładnie jego spokojne, opanowane ruchy. Schował ręce do kieszeni munduru; u jego lewego boku wisiała pałka, natomiast do prawego biodra miał przypięty pistolet. Co dziwne, nie to sprawiało, że się go bałam. To jego cholerne spojrzenie, przewiercające człowieka na wskroś, które teraz ulokował w jakiejś grupce dziewczyn, sprawiało, że odechciewało się żyć. A w każdym razie ja się tak czułam. I nie miałam zielonego pojęcia, czemu Ino do niego lgnęła.
— Kto to jest? — spytałam, głową wskazując odpowiednią osobę. Blondyn podążył za moimi oczami, zatrzymując się wreszcie na brunecie.
— To Sasuke, mój przyjaciel — mruknął wesoło, poprawiając się w miejscu. — Trochę z niego gbur, ale da się lubić.
— Nie wątpię — odparłam z nieskrywaną niechęcią.
Uzumaki łypnął na mnie podejrzliwie i zrobił mi kuksańca w żebra. Podskoczyłam automatycznie, nie spodziewając się tego gestu.
— A co, podoba ci się? — Jego bezpośredniość rozłożyła mnie na łopatki. Nigdy nie posądzałabym klawisza o tak zwyczajne, a jednocześnie — patrząc na miejsce, w którym się znajdujemy, oraz odmienność przypisanych nam tutaj ról — niezwyczajne zaciekawienie. Ogarnęła mnie totalna dezorientacja. Pomijając już fakt, że dzięki temu jednemu pytaniu, zadanemu w tak prosty sposób, całkowicie zatarły się pomiędzy nami granice strażnik-więzień. Nie czułam tego, że blondyn mnie pilnuje, oraz że mógłby strzelić mi w łeb, gdybym coś odwaliła. Było w nim za dużo dobroci.
— Nie — parsknęłam, krzywiąc się nieznacznie. — Mi nie — dodałam po chwili ciszy, rzucając ukradkowe spojrzenie Ino. Rozmawiała z Karin, spoglądając co jakiś czas to na mnie, to na Sasuke.
— Są gusta i guściki, co nie? — Blondyn wyszczerzył się, poruszając zabawnie brwiami. Nie sposób było nie odwzajemnić jego szczerego uśmiechu. — A tak w ogóle, to Naruto jestem. — Wyciągnął do mnie dłoń i cierpliwie poczekał, aż ogarnę, że strażnik właśnie przedstawił się więźniarce.
— Sakura.
— Ładnie — stwierdził, kiwając z uznaniem głową. — No nic, Sakuro, wracam na patrol. — Uzumaki puścił do mnie oczko i błyskawicznie podniósł się z ziemi. Otrzepał przykurzone spodnie i jeszcze raz posłał mi swój piękny uśmiech. — W razie czego wal śmiało — dodał i skierował się w kierunku Sasuke.
Brunet dość szybko zauważył swojego przyjaciela, oraz to, że zostałam sama. Znów intensywnie się we mnie wpatrzył, a cała dobra energia, którą zgromadziłam za pomocą Naruto, gwałtownie uleciała. Struchlałam, pokornie odwracając spojrzenie.
Nienawidziłam go. A jeszcze bardziej nienawidziłam siebie, za swoją uległość.
Oh, and there we were all in one place,
A generation lost in space
With no time left to start again.


No dobra, długo pisałam ten rozdział, wiem. I z całą pewnością kolejny również będę pisała dość długo, a to tylko dlatego, że do tej historii muszę mieć naprawdę ochotę i wenę. Nie jestem w stanie pisać jej na siłę, tylko muszę to czuć. Dlatego musicie mi wybaczyć te długie przerwy. :)
Mimo wszystko mam nadzieję, że udało mi się zrekompensować wam czas czekania treścią. Niby w tym rozdziale nie działo się nic szczególnego, ale jest on przełomowy w tej historii, więc staram się nie narzekać na jego zawartość. :p Nie zanudziliście się? ;)
Przy okazji zachęcam do głosowania na Zastrzyk w sondzie na blog miesiąca na ŚBN, jeśli tylko macie taką ochotę. :)
No to co, zostaniecie tu ze mną do końca, czy uciekacie, bo wieje nudą? :p

11 komentarzy:

  1. WIEJE NUDĄ, SPADAM XDDDDDDDDDDDDD
    Nie no, żarcik <3 Nie nudziłam się ani trochę, nawet przez chwilę, czytałam jednym tchem :3
    Jak dobrze, że wreszcie pojawił się Naruto, jakaś dobra i pozytywna postać wśród tych wszystkich gburów, gwałticieli, morderców itp itd :D Bardzo podoba mi się to, jak go przedstawiłaś, mam nadzieję, że jakoś tej biednej Sakurze pomoże.
    Chyba za mało powiedziane, że Ino ma zrytą banię, ta dziewczyna jest nieźle popieprzona. Ale w sumie w takim więzieniu chyba zawsze znajduje się taki ważniak, przed którym wszyscy zwiewają gdzie pieprz rośnie.
    CIESZĘ SIĘ, ŻE TYM RAZEM NIKOGO NIE ZGWAŁCIŁAŚ .__. XD Bo tego już bym nie wytrzymała :(
    A i nadal zastanawiam się, co się stanie w związku z Sasuke, no. Mam wrażenie cały czas, że jeśli chodzi o niego to robi się taka mała cisza przed burzą. Chyba, że już to mówiłam pod poprzednim rozdziałem, jeśli tak to musisz mi wybaczyć za powtarzanie się xD
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocne lovki za ten long ass rozdział! <333 Jak czytam Twoje opowiadanie, to od razu mam wenę na swoje.
    No i Naruto się pojawił!!!! <333 Nie mogę się doczekać piąteczki, więc pisz pisz!

    OdpowiedzUsuń
  3. NO TO TERAZ ZACZNIE SIĘ ARMAGEDDON!!!!!! UCIEKAJCIE PÓKI MOŻECIE, BO CHUSTII WKRACZA DO AKCJI XDDD

    No cześć, Kasieńko! :3
    Widzisz, w końcu się doczekałaś komentarza ode mnie ♥ Zobaczymy, czy będziesz tego żałować, czy nie, he he he he...

    No, to... Jeszcze kiedy nie miałaś tego bloga założonego, coś mi przebąkiwałaś (bo chyba dobrze pamiętam), że boisz się, że ta historia wyjdzie podobna do mojej Dziewczyny. Przyznam szczerze, że początek rzeczywiście mi się z nią skojarzył. Głównie dlatego, że Sakura podobnie jak Temari przeczy oskarżeniom i wierzy w swoją niewinność. Ale i sam klimat opowiadania wydał mi się znajomy...

    Do czasu, bo szybko przekonałam się, że masz zupełnie inny plan działania :)

    Negatywy: właściwie tylko jeden. Czasami za bardzo rozbudowujesz przemyślenia Sakury, mam wrażenie, że ciągle czytam to samo, tylko ubrane w inne słowa. To męczy i przyznam, że kilka razy te rozkminy jedynie przeleciałam wzrokiem. Ale to tylko czasem, bo tak to raczej jest okej :D

    Pozytywy: tu już będzie kilka.
    Najważniejsze: TEMARI. Chociaż nie mogę darować, że uśmierciłaś Shikamaru, to do pewnego stopnia potrafię to zrozumieć i docenić, ponieważ wręcz uwielbiam fragmenty, kiedy Tem o nim wspomina. Jak chociażby ten tekst o paleniu papierosów, no zakochałam się w nim i chyba nigdy nie usunę z komórki screena tego fragmentu, bo lubię sobie do niego wracać. Średnio raz w tygodniu xd ALE O TEMARI MIAŁAM MÓWIĆ - za kreację jej postaci mogłabym ci stopy ucałować, ale za daleko mieszkasz... no i nie oszukujmy się, całowanie czyichś stóp nie jest fajne :P Dlatego ograniczę się do pełnych uznania braw :)

    Niemniej ważne. Lubię całą kadrę więzienia, lubię to, że każdy z nich jest wyraźnie zarysowany. Kurenai, Tsunade, Kiba, Naruto, Rudowłosy Strażnik, który prowadził Sakurę na gwałt....Normalnie bym nie zwróciła na nich uwagi, większość osób w FF przedstawia ich standardowo. U ciebie są inny, ale zarazem nadal pasują pod postacie Kishimoto. Zazdroszczę ci tego ._.

    Mniej ważne, ale nadal ważne. Ino - z reguły jej nie lubię, bo kiedyś popularny był fandom ShikaIno. Zaczęłam ją akceptować jako przyjaciółkę Sakury w wielu opowiadaniach, ale to tyle, zawsze żywiłam do niej niemal nienawiść. Nie myślałam, że uda mi się polubić jej wersję, kiedy jest konkretną suką, a ty ją tak pokazujesz. Ciesze się, że dała Sakurze taki wpierdol - pokazała jej, na czym polega życie w więzieniu i że tutaj nie ma nic za darmo, ani bez cierpienia. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz jej pokarze, bo, szczerze mówiąc, Sakura tutaj póki co wychodziła na pizdeczkę, która tylko płacze i sobie nie radzi. Niech Ino zrobi z niej badass queen! Tak, żeby mogła się obronić przed gwałcicielem.

    Skoro o nim mowa - nawet nie będę zgadywać, kim on jest. Naturalnym wyborem wydaje się być Sasuke, ale ja w to wątpię. Przez moment myślałam, że mógł to być Naruto; niby taki miły i w ogóle, ale tak naprawdę niewyżyty seksualnie cwel. Ale jak tak teraz myślę, to musi być ktoś, kogo tu jeszcze nie przedstawiłaś. Wtedy obstawiałabym Suigetsu przez opis Yuugo "Nie chcę ich krzywdzić, ale nie chcę też krzywdzić przyjaciela."/ Jak nie on, to wrócę do oczywistej opcji z Saskiem XDD

    Ej dobra, coś mi nie idzie to komentowanie, ale chciałam, żebys z grubsza wiedziała, jakie mam zdanie o tym opowiadanie. Oczywiście pozytywy przeważają nad negatywami, dlatego chyba się domyślasz, że jestem raczej oczarowana. O twoim stylu już nie wspomnę, bo o ile pamiętam to pozachwycałam się nim przy partówkach i zdania nie zmieniam :D

    BUZIAKI ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. SIEMASZ ZIOMALU
    WIESZ, PRZYSZŁAM CI POWIEDZIEĆ, ŻE KURNA, TWOJE ZGŁOSZENIE ZOSTAŁO ZAAKCEPTOWANE I DODANE DO NASZEGO SUPER SPISU I SŁUCHAJ, MASZ MOJE POZWOLENIE, NA ZGŁASZANIE NOWYCH ROZDZIAŁÓW, C'NIE?

    NO TO TEN, POZDRO MORECZKO, HEHE
    MAYAKO I SKŁAD ZE
    ŚWIATA BLOGÓW NARUTOMANII

    OdpowiedzUsuń
  5. No, widzę że zaczynasz poruszać wątek miłosny. Naruto - ziomek z friendzone'u, Sasuke - wredny ukochany. Pewnie na początku będzie ją traktował jak śmiecia, sądząc po informacji w zakładce z bohaterami.
    Skoro gwałcicielem nie jest Naruto (i na pewno nie jest to Sasuke), to już sama nie wiem kto. :D Mam parę pomysłów, ale nie będę Ci psuła opowiadania, więc jak już je skończysz to Ci powiem, czy dobrze trafiłam, czy nie. :D
    Rozdział mi się podoba, troszkę rzeczywiście spokojniejszy (poza bójką), ale podoba mi się determinacja (i jej źródła) jakie pokazałaś w Sakurze. Czasem są potrzebne takie rozdziały, żeby lepiej poznać bohaterów i bardziej wczuć się w ich miejsce.
    Chcę więcej, ale wybaczam Ci te długie okresy oczekiwania. Żeby stworzyć coś takiego, czas jest konieczny. :D Tylko nie karz mi czekać za długo! :*
    Tym razem krócej, bo większość tych błyskotliwych refleksji zamieściłam rozdział temu (hehe). :P
    Czekam na więcej, buźka! Lorie :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Twojego ostatniego bloga bardzo lubiłam czytać, więc kiedy się skończył poczułam pewną pustkę. Potem tą pustkę wypełniły inne, mniej ciekawe rzeczy. Ale ostatnio zaczęła mi doskwierać chęć czytania czegoś nowego, nowych historii. Po przekopaniu wielu blogów, które czasem nie przypadały mi do gustu, przypomniałam sobie o Tobie. Weszłam na "Baranka" i widzę link do nowego bloga. Zaczynam czytać i czuję pewien niepokój (coś w stylu"czy to na pewno to?" itp.), no ale lecimy dalej. Tak zagłębiam się w tą historię, czytam i czytam. Chęć poznania dalszych losów bohaterów jest tak ogromna, że próbuję dostać się do kolejnego rozdziału. I co? I okazuje się, że tego rozdziału nie ma- jeszcze. No dobra poczekam, wchodzę każdego dnia i nic cisza. Także śpiesz się z pisaniem następnej notki, bo serio nie wytrzymam i coś komuś zrobię. Może powiem jeszcze, że jestem chora i bez nowej noci nie wyzdrowieję. Taki mały szantaż, ale co tamXD
    Czekam na kolejne rozdziały,
    Celaena

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak już pisałam u Majki na ZD, przez to całe betowanie zapominam zostawiać komentarze T_T Coś mi tu śmierdzioszka z tym Naruto. Jakoś mało prawdopodobne, żebyś nagle dodała złotą owieczkę - wybawiciela z piekła. Coś tu jeszcze spierdolisz z nim, czuję to. XD Lepiej się do niego nie przywiązywać, bo złamiesz mi serce XDDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocha kocham kocham Cieeee i twój ZetEś <3
    Ładna piosenka? :3

    OdpowiedzUsuń
  9. O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże!!!.... x1000
    Dobra, wdech i wydech, wdech i wydech, wdech i wydech - Jeny, to nie porodówka, a jednak zmusiłaś mnie do tego :)
    Tak bardzo chłonęłam te wszystkie momenty Naruto x Sakura. Chcę teraz, tu, zaraz ten paring xD Zakochałam się w publikowanej przez Ciebie treści. Wszystko masz tak idealnie dopracowane, opisujesz wszystkie wewnętrzne uczucia Sakury, jej chwilę szczęścia i to, co niesłusznie ją dotknęło. Jesteś dla mnie blogowym wzorem :)! Co jeszcze mogłabym napisać? Czułam niepokój, palpitacje serca, gniew i łzy Sakury na sobie, a właściwie całą sobą. Kocham cię, znaczy uwielbiam za to, jak cudownie przy twoich treściach mogę... utożsamić się z bohatrką.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przez cały czas jak czytałam ten rozdział jedna sprawa nie dawała mi spokoju i dalej nie daje. Kto jest gggwałcicielem? Mam nadzieję że nie przypisalas do tej roli żadnego z pozytywnych bohaterów naruto... Już dość mocno zaskoczyłaś mnie Kibą... ;P
    Ciekawa tez jestem jak Sakira spełni zachcianke Ino. Życzę jej powodzenia.
    Brakuje mi tu Itasia ❤ i Madary ❤ no ale to dlatego że ich kocham! Życzę Ci dużo weny! Całuski :*

    OdpowiedzUsuń

CREATED BY
Mayako