"szukam przeciwbólowego schronu
przed granatem człowieka"
Kaja Kowalewska
Kilka dni później moim rodzicom udało się przekonać dyrektora więzienia do odwiedzin. Nie wiedząc jeszcze, że czeka mnie z nimi spotkanie, pełna niepokoju i narastającej niechęci do strażników — tym razem obstawiał mnie mężczyzna o długich, brązowych włosach i niewiarygodnie jasnych oczach — powłóczyłam niechętnie nogami. Szłam znaną mi już drogą, w miejsce kompletnego obnażenia, gdzie miałam kolejny raz wyzbyć się swojej godności i pozwolić, by ktoś oglądał moje podniszczone ciało nago — do pokoju przeszukiwań. Szybko się w nim rozebrałam, wykonałam czynności, które służbowym głosem nakazała mi ta sama, krwistooka kobieta, jednak gdy zawołała kogoś innego od Shizune, automatycznie się spięłam i zasłoniłam ciało rękami.
— Kiba! — zagrzmiała. Rzuciła mi przelotne spojrzenie i nakazała ubrać jedynie bieliznę. Wdzięczna za taki obrót spraw, pośpiesznie założyłam biustonosz i majtki, ale to wcale nie wyzbyło mnie poczucia skrępowania. — Kiba! — powtórzyła, a gdy mężczyzna dalej się nie zjawiał, zmarszczyła brwi i pokręciła ze zdenerwowaniem głową. — Poczekaj tu — rzuciła, a ja prychnęłam tylko pod nosem. Jakbym miała dokąd iść.
Odsunęłam się pod ścianę na samym końcu pomieszczenia, spokojnie czekając na strażnika. Nasłuchiwałam przy tym narzekań kobiety, która wykonywała rewizję, aż w końcu doszedł do mnie jej zniecierpliwiony głos:
— No w końcu — fuknęła z wyraźnym niesmakiem. — Ile można czekać?
— Nie pucuj się tak, Kurenai — odpowiedział jej, po głosie stwierdzając, młody chłopak. — Akamaru miał zatwardzenie — dodał z rozbawieniem.
Zdążyłam zmarszczyć ledwie brwi, gdy do pomieszczenia wkroczył przystojny, wysoki szatyn, co jednak bardziej przykuło moją uwagę — u jego boku stał wielki, biały pies. Zwierzę miało wąskie, ciemne ślepia i wpatrywało się we mnie o wiele mądrzej, niż jego właściciel. Pod wpływem spojrzenia jego pana wrzałam ze złości. Było w nim coś, co wyjątkowo mnie drażniło.
— Fiu fiu — mruknął cicho i zagwizdał, unosząc przy tym filuternie brwi. — A to nam się trafiła sztuka, Akamaru. — Poklepał psa po grzbiecie. Zwierzę zamerdało ogonem i wydało z siebie pojedyncze szczeknięcie.
— Pośpiesz się! — Doszedł do nas głos Kurenai. Najwyraźniej kobieta znała na wylot swojego kolegę i wiedziała, że ten będzie zwlekał. W tym momencie byłam wdzięczna za jej obecność.
— A ta jak zwykle zrzędzi — fuknął pod nosem i warknął coś w jej stronę, mrużąc przy tym oczy. Gdy skierował je z powrotem na mnie, kryła się w nich dziwna powaga. — Gotowa?
— Na co? — odparłam niepewnie.
— Shizune ma dzisiaj wolne, drugi ginekolog jest na urlopie, a trzeci złamał nogę i uznał, że w tym stanie nie może przyjść do pracy. Jedynym rozwiązaniem na dokończenie rewizji jesteśmy my — dodał z błyskotliwym uśmiechem. — A konkretniej Akamaru. Nie utrudniaj tego, jasne?
Odpowiedziałam mu niepewnym skinieniem głowy. Dopóki nie byłam pewna, do czego zmierza, nie potrafiłam się do niczego ustosunkować.
— Rób swoje — powiedział do psa, mimo wszystko podchodząc z nim w moją stronę. Automatycznie próbowałam wcisnąć się w ścianę, ale moje poczynania na nic się zdały. Zwierzę musnęło mnie swoim zimnym, mokrym nosem po udzie, sunąc nim w górę i gdy już miało zacząć węszyć pomiędzy moimi nogami, złapałam je za pysk i delikatnie odepchnęłam. Zawarczało w geście niezadowolenia, aż mi się włosy zjeżyły na ciele.
— Czy twój pies mógłby nie wpychać nosa tam, gdzie nie potrzeba? — syknęłam w obronie. Cały czas chroniłam swoje krocze dłońmi, łudząc się, że mnie to ominie.
Szatyn uśmiechnął się łobuzersko i gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajdowałam — stałam przed nim prawie nago, chowając kobiecość przed natarczywym nochalem jego kundla — zapewne zarumieniłabym się, jak to na flirt przystało. Tymczasem kipiałam czerwienią, wściekła, że upodlają mnie nawet w ten sposób.
— Ciesz się, że to tylko pies — zauważył z dziwnym błyskiem w oku. — Zawsze mógłby to być mój nos.
Prychnęłam odruchowo, wciąż nie robiąc zwierzęciu miejsca.
— Nie daj się prosić. Obiecuję, że nie będzie nieprzyjemnie — dodał i puścił mi oczko. — Może nawet ci się spodoba?
— Raczej wątpię — warknęłam. — Co to w ogóle za pomysł? Niby co miałabym tamtędy przemycać? No bo chyba nie chodzi wam o narkotyki. To mogłabym robić w drugą stronę.
Policjant uśmiechnął się cwaniacko i zbliżył na ekstremalnie bliską odległość. Oparł łokieć obok mojej głowy i niebezpiecznie się nade mną nachylił. Wstrzymałam oddech, nie mając pojęcia, co chce zrobić. Zabić? Pocałować? Czy co? Mój organizm reagował taką samą niewiedzą — wpierw się spiął, później poczułam wybuch gorąca, by za chwilę krew odpłynęła mi z twarzy pod wpływem strachu.
— Wierz mi, że jak będziesz wracać też cię obwąchamy — wymruczał, pociągając trzykrotnie nosem. — A teraz daj się zbadać — dodał stanowczo. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, jego dłoń przylgnęła do mojej szyi, miażdżąc krtań. Automatycznie złapałam go za rękę, próbując odciągnąć od siebie tę kupę mięśni, ale ani drgnęła. Tymczasem mi zaczynało brakować powietrza, a Akamaru zrobił swoje.
Co gorsza, klawisz dalej mnie nie puszczał.
Powoli odlatywałam, wierzgając nogami, próbując złapać choćby skrawek powietrza, jeden mały kęs, ratujący życie, eliminujący ból w klatce piersiowej, uspokajający niedotleniony mózg, redukujący zawroty głowy i szum w uszach. Ostatkiem sił wydawałam z siebie niekontrolowane charknięcia. Panika szeptała mi, że zaraz umrę, skutecznie przysłaniając tym zdroworozsądkowe myślenie. Bałam się. Cholernie się bałam, bo ramię policjanta było na tyle silne, żeby doprowadzić mnie do omdlenia.
Upadłam na podłogę kompletnie bezwładna. Uderzyłam się w głowę, co natychmiastowo mnie ocuciło; zaczęłam łapczywie oddychać, krztusząc się powietrzem. Znowu trzęsłam się jak osika, znowu po moich policzkach spływały łzy, znowu czułam upokorzenie. Nawet lodowata podłoga nie była nieprzyjemna w porównaniu do odczuć, jakie mnie ogarnęły.
— Trzeba było się nie sprzeciwiać — podsumował swobodnie szatyn. Choć włosy zakryły mi twarz, widziałam jak razem z psem opuszczają pomieszczenie. Zaklęłam cicho pod nosem, wciąż niespokojnie dysząc.
— Kurwa mać, Kiba! — wrzasnęła Kurenai. Jej kolejne słowa były cichsze; kobieta najwyraźniej poszła za moim oprawcą. — Mówiłam ci kretynie, żebyś więcej tak nie robił! Ja nie mam zamiaru zbierać tych zwłok, radź sobie sam.
— Nie moja działka, Kurenai — odparł jej klawisz. — My swoje zrobiliśmy.
— Jesteś kretynem! Kto cię do tego przydzielił? — warknęła kobieta.
— I vice versa!
— Idiota — dodała cicho.
Kilka kroków później, Kurenai przy mnie klęczała, pomagając mi unormować oddech i zapanować nad strachem. Posadziła mnie na kozetce, stojącej po lewej stronie pomieszczenia, a następnie pozbierała moje ubrania i położyła je obok. Stanęła nade mną w rozkroku, ogarniając spojrzeniem trzęsące się ramiona i zapłakane policzki. Wcale nie prosiłam się o jej współczucie, którym mnie obdarzała. Albo o kpinę. Jedno z dwóch. Nie miałam ochoty na nią patrzeć, toteż nie wiedziałam, co się kryje w jej oczach.
— Ubierz się i idziemy — poleciła surowo.
Wciąż cicho pokaszlując, zaczęłam zakładać spodnie i bluzkę. Rękawem starłam łzy z policzków, odrzuciłam włosy do tyłu i zapięłam wysoko koszulę z nadzieją, że na mojej szyi nie pojawią się ślady duszenia. Nie potrzebowałam zainteresowania innych więźniarek.
Jak tylko wyszłyśmy z Kurenai z pomieszczenia, moim oczom ukazał się wysoki, czarnowłosy mężczyzna. W mgnieniu oka skojarzyłam go ze spacerniakiem; tam widziałam go po raz pierwszy. I tym razem wywołał u mnie te dziwne emocje, od których na rękach zagościła gęsia skórka. Jego nieodgadniony wzrok, niby obojętny, a z drugiej strony mający w sobie coś psychopatycznego, przewiercał mnie na wskroś, a ja nijak nie potrafiłam przed nim uciec. Jedynie spuściłam głowę, czując, jak miażdży mnie swoim spojrzeniem.
Mężczyzna bez żadnego słowa podszedł do mnie, a w jego dłoniach zabrzęczały kajdanki. Trzęsąc się na całym ciele, stanęłam sztywno, niemal na baczność. Tym razem jednak zabezpieczenie nie było tak wymyślne — brunet szarpnął moje ręce i założył bransolety jedynie na nadgarstkach. Miał przerażająco zimne palce, od których zrobiło mi się dziwnie chłodno. Zupełnie, jakby dotknęła mnie sama śmierć.
— Idziemy — zakomenderowała Kurenai. Z prawdziwą ulgą wyminęłam strażnika i choć czułam jego uparty wzrok na plecach, a nogi niemiłosiernie mi się plątały, cieszyłam się, że nie muszę na niego spoglądać. Wpatrywanie się w jego czarne oczy było czymś iście upiornym.
Tym razem zaprowadzono mnie do wielkiej sali, w której ustawiono kilkanaście stanowisk. Wszystkie były oddzielone od siebie deskami, natomiast pomiędzy rozmówcami ustawiono solidną szybę. Za jedną z nich siedzieli moi rodzice.
Na ich widok serce urosło mi w klatce piersiowej. Nie spodziewałam się tej wizyty tak szybko, przez co dopadło mnie wzruszenie mocniejsze, niż mogłoby się wydawać. Zauważywszy mamę — zgarbioną, ze łzami w oczach i niestarannie ułożonymi blond włosami, coś zakuło mnie w klatce piersiowej. Wyglądała strasznie. Zaniedbała się przeze mnie. Podobnie było z ojcem — na jego twarzy pojawiło się kilka dodatkowych zmarszczek, a jasnoróżowe włosy jakby posiwiały. Wykańczały ich nerwy, podobnie jak i mnie.
Usiadłam przy stanowisku i czym prędzej chwyciłam słuchawkę w ręce. Rodzice z bólem popatrzyli na moje nadgarstki, otoczone kajdankami, ale zignorowałam ich niemrawe miny. Liczyła się tylko ich obecność.
— Cześć — wysapałam bełkotliwie. Moje gardło ściskało wzruszenie. — Co słychać?
— Córeczko — odezwała się mama. Tata przytulał ją do siebie i nachylał się nad głośniczkiem, żeby móc mnie usłyszeć. — Powiedz lepiej, jak ty sobie radzisz? Sakuro, kochanie, tak się martwię, tak się boję…
— Ciii — wyszeptałam z nikłym uśmiechem. — Nie jest źle.
Kłamstwo przyszło mi wyjątkowo gładko. Zadowolona, że słuchawka nieco zniekształca głos, mogłam kręcić do woli, uważając przy tym na swój wyraz twarzy. Poza tym, pomijając gwałt — naprawdę nie było źle. Nikt mnie nie zaczepiał, nie gnoił, nie dokuczał. Trzymałam się z Temari na uboczu, prawie ze sobą nie rozmawiałyśmy, co też mi było na rękę. Gdyby nie ten incydent…
— A jak inne dziewczyny? — spytała z trwogą. — Nie mówią nic?
— Nie — odparłam od razu. — Jest naprawdę okej. — Musiałam się wysilić, żeby posłać jej przy tym uśmiech. Jak na złość wspomnienie gwałtu powróciło do mnie ze zdwojoną siłą, aż na moje ręce wskoczyła gęsia skórka.
— Tak mi ciebie szkoda — jęknęła mama. — Nawet nie wiesz, Sakura, jak za tobą tęsknimy.
Moje wargi zadrżały od napierającego na nie szlochu.
— Wiem — odpowiedziałam równie płaczliwym tonem głosu. — Wiem mamo. Też za wami tęsknię.
Rodzice przypatrywali mi się dłuższą chwilę z bólem, aż w końcu tata przejął słuchawkę. W jakiś sposób mi ulżyło — rozmowa miała przeistoczyć się z rozpamiętywania na konkrety.
— Rozmawialiśmy ostatnio z Kakashim — oznajmił bez cienia emocji.
— Był tu — burknęłam. — I zrezygnował.
— Wiem.
Ojciec dosłownie na chwilę odwrócił ode mnie wzrok, a ja poszłam w jego ślady. Oboje mieliśmy świadomość, co to oznacza. Moją śmierć.
— Nie poddamy się — oznajmił nagle. — Wiesz, że będziemy walczyć. Nie umrzesz tutaj, Sakuro.
Naprawdę chciałam się uśmiechnąć, ale w tej sytuacji nie potrafiłam. Ciężko mi było uwierzyć w słowa taty; obiecanki cacanki nie były dla mnie. Prawda była brutalna, a nasza trójka niestety musiała się z nią zmierzyć. Przyjąć to do siebie i… Tyle. Bo zaakceptować się tego nie dało.
— Wiem — przyznałam, robiąc im niepotrzebną nadzieję. — Dziękuję.
— Jeśli byś czegoś potrzebowała, mów. Może uda nam się coś przynieść. Nie wiem, książki, cokolwiek.
— Okej. — Westchnęłam głośno i potarłam dłonią skroń. Pulsowało mi w głowie od nadmiaru emocji. — Ktoś… Ktoś się odzywał? Pytał o mnie?
Rodzice spochmurnieli jeszcze bardziej. Skinęłam ze zrozumieniem głową; nikt z moich znajomych nie interesował się moją osobą. Zaakceptowali to, że uznano mnie za morderczynię. Przyszło im to bez żadnego trudu. Głupcy.
Skurwiele.
Rozmowa się nie kleiła. Ciężko było nam ciągnąć jakikolwiek temat. Rodzice co jakiś czas rzucali płochliwe spojrzenie na kajdanki, a obecność szyby między nami działała bardzo niekorzystnie. Bałam się tylko, że rozegra się tutaj scena jak w filmie, kiedy to zakochani przykładają do szkła ręce i w jakikolwiek sposób próbują się dotknąć. Zrobić cokolwiek. Nie zwariować.
Po kilkunastu minutach usłyszałam donośny krzyk: „Sakura Haruno!”. Automatycznie zwróciłam w tamtą stronę głowę, a rodzice zmrużyli oczy — musieli usłyszeć strażnika.
— Czas się zbierać — mruknęłam ze smutnym uśmiechem. — Kiedy przyjdziecie?
— To nie takie proste — odparł ponuro ojciec. — Najpierw dyrektor musi wyrazić zgodę…
— Rozumiem. — Westchnęłam głośno, gdy stanął nade mną klawisz. Rodzice przenieśli spłoszone spojrzenie na mężczyznę, chwilę później z powrotem lokując je we mnie.
— Do zobaczenia — powiedziałam cicho. Starałam się, by mój głos brzmiał pewnie, ale sukinsyn i tak się załamał.
Mama się rozpłakała, a tata jedynie skinął głową.
Odwiesiłam słuchawkę i potulnie poszłam ze strażnikiem, a ból po rozstaniu z rodzicami zaatakował mnie natychmiastowo. Gorączkowo zastanawiałam się, kiedy ich znów zobaczę, ale odpowiedź jak na złość nie chciała przyjść. Jednego byłam pewna: nieprędko.
Funkcjonariusz z psem rzeczywiście na mnie czekał. Jak tylko zobaczyłam na twarzy mężczyzny bezczelny uśmieszek, spotulniałam i odwróciłam wzrok. Kontrola przez jego kundla było czymś uwłaczającym, ale nie chciałam znów zostać przyduszona. Wyzuta z honoru, stanęłam przed nim w samej bieliźnie i uparcie wpatrywałam się w ścianę.
— Widzę, że ktoś tu się czegoś nauczył — skomentował Kiba, posyłając na mnie swojego psa. Zwierzę dokładnie mnie obwąchało, a jego zimny nochal nieprzyjemnie mnie drażnił. — No — mruknął zadowolony strażnik i podszedł w moją stronę. Chwycił w palce moją brodę i nakazał patrzeć sobie w oczy. — Nie podskakuj, a nikt nie zrobi ci krzywdy. Jasne?
Z oporem skinęłam głową, a strażnik zabrał rękę. Otaksował mnie jeszcze spojrzeniem, nim bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Odetchnęłam z ulgą, choć wstyd wypalał mi dziury na policzkach. W takim też stanie — poniżona i zasmucona rozstaniem z rodzicami, wróciłam do celi.
Nieśpiesznie zajęłam miejsce na swojej pryczy; Temari natomiast drzemała. Wolałam jej nie budzić, dlatego też postanowiłam oddać się zajęciu, które ją pochłonęło do reszty.
Nigdy bym nie przypuszczała, że przyduszenie człowieka może odebrać mu wszystkie siły i ukołysać do snu.
— Sakura Haruno!
Podniosłam się gwałtownie do siadu, podobnie jak Temari. Obie popatrzyłyśmy na strażnika zaspanym wzrokiem, nie do końca kontaktując, co się dzieje. Gdy jednak w moje oczy rzuciła się ruda czupryna, krew odpłynęła mi z twarzy, a mięśnie automatycznie zwiotczały. Zapragnęłam zapaść się pod ziemię. Albo dostać zapaści — jedno z dwóch. Wszystko, byleby tylko nie musieć przeżywać tego piekła jeszcze raz.
— Haruno, rusz się.
Posłałam Temari zrozpaczone spojrzenie. Dziewczyna bezproblemowo zorientowała się, że coś jest nie tak, oraz że wrócę do celi w podobnym stanie, jak ostatnio. Albo i nawet gorszym. Zmarszczyła nieco brwi, lustrując uważnie malującą się na mojej twarzy rozpacz. Niemo błagałam ją o pomoc, a gdy strażnik ponowił wołanie, zerknęłam na niego płochliwie.
— Gdzie idziemy? — spytałam słabo, mimo iż doskonale znałam odpowiedź na to pytanie. Mężczyzna zmrużył z niezadowoleniem oczy, prostując się przy kratach.
— Zobaczysz — odpowiedział zdawkowo.
Popatrzyłam jeszcze raz na Temari. Całe moje ciało obezwładniły drgawki i zapewne byłam blada jak ściana. Strach mnie sparaliżował.
— Nie chcę — wyszeptałam słabo. — Błagam, nie chcę.
— Kirsche? — Blondynka zmarszczyła brwi i spoglądała to na mnie, to na strażnika.
— Co mogę zrobić? — spytałam, łapiąc się ostatniej deski ratunku — stażu Temari. Jeśli ktokolwiek mógł mi w tym momencie pomóc, była to właśnie ona.
Klawisz wszedł do celi i bez zbędnych delikatności, chwycił mnie mocno za ramię i podciągnął w górę. Pisnęłam cicho, próbując jednocześnie wyszarpać rękę; nic z tego. Mężczyzna był dla mnie za silny.
— Hej — Temari również wstała i podeszła do naszej dwójki — o co chodzi? Gdzie ją zabieracie i czemu, do cholery, nie chce tam iść?
— Nie twoja sprawa, No Sabaku — odwarknął mężczyzna. — I nie podskakuj, bo jeszcze na własnej skórze się przekonasz, czemu tak bardzo się zapiera — dodał, siłą wyciągając mnie z celi.
— Puść! — syknęłam, chcąc zrobić wszystko, żeby uchronić się od gwałtu. Żeby tym razem nie zarzucać sobie, że to moja wina, bo byłam bierna. Pragnęłam mieć świadomość, że walczyłam — to była moja nadzieja, że po wszystkim będę czuć się choć trochę lepiej.
— Nie szarp się — wycedził mężczyzna, uderzając moim ciałem o kraty. Zadzwoniły głośno, gdy spotkały się z moją głową. — I tak ze mną nie wygrasz.
— Bądź silna, Kirsche. Cokolwiek chcą ci zrobić, bądź silna. — Usłyszałam głos Temari, a zaraz później pisk zamykanej celi. Śmiało mogłam stwierdzić, że prócz przytłumionych rozmów innych więźniarek, do moich uszu dobiega również dźwięk uderzania serca o ściany klatki piersiowej. Cholernie się bałam. Na tyle, że nie powstrzymałam już nawet łez, gdy strażnik do mnie podszedł i znów mocno ścisnął za ramię.
— Dlaczego? — spytałam słabo. — Nie macie prawa. To… To niezgodne z…
— Też nie miałaś prawa zabijać tamtego kolesia — odparł spokojnie. — Karma — dodał.
— Nikogo nie zabiłam! — pisnęłam niczym małe dziecko. — Proszę… Proszę, nie zabieraj mnie do niego. Błagam — łkałam, garściami wyrzucając z siebie dumę. Mogłam się w ten sposób upodlić, żeby uniknąć gwałtu. W tym momencie błagania o litość i pomoc nie stanowiły przeszkody dla mojej dumy.
Rudowłosy uśmiechnął się kpiąco i bez żadnego słowa, pociągnął w znanym mi kierunku. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa — obezwładniał je strach. Nigdy wcześniej się tak nie bałam. Oblewały mnie poty zimna, w uszach dzwoniło jak w kościele, a serce nie nadążało z pompowaniem krwi. Odnosiłam wrażenie, że coś mi siedzi na klatce piersiowej — tak bardzo brakowało mi tchu. A najgorsza w tym wszystkim była świadomość. Wiedziałam, dokąd idę, co mi zrobią. Wiedziałam, że się nie obronię. Wiedziałam, że znowu będę płakać z bólu i upokorzenia, a później zaciskać zęby z żalu. Wiedziałam to wszystko, a to paraliżowało mnie wyjątkowo skutecznie.
Torba zasłoniła mi twarz, a ja, ogarnięta paniką, znów zaczęłam się rzucać w ramionach mężczyzny. Kolejny raz wylądowałam na ścianie, dociskana przedramieniem strażnika. Scenariusz się powtarzał; brakowało mi tchu, niemal zemdlałam z braku powietrza. A potem mnie puścił; upadłam na kolana, boleśnie je sobie obijając. Nie zdążyłam nawet zareagować, a już zostałam postawiona do pionu i poprowadzona prosto w ramiona swojego gwałciciela.
Będąc we właściwym pomieszczeniu, w rękach właściwego policjanta, w niewłaściwym celu, ledwo trzymałam się na nogach. Strach i bezsilność w jakiś magiczny sposób otumaniały moje zmysły; czułam się tak, jakbym trwała w jakiś niebycie, jakbym wyszła z własnego ciała i pływała po morzu nieświadomości.
Ale mój oprawca szybko ściągnął mnie na ziemię.
Spodziewałam się, że znów zdejmie mi torbę, a ja tym razem wykorzystam moment i spojrzę mu prosto w jego obrzydliwe, przepełnione chorym podnieceniem, oczy. Jednak nic takiego się nie stało; w zamian znów zostałam przyciśnięta do ściany, a łapska tego faceta wylądowały obok mojej głowy. Niepewnie wystawiłam przed siebie dłonie, napotykając tym samym na jego szeroki tors, ukryty pod bawełnianą koszulką. Wzdrygnęłam się i potulnie cofnęłam ręce.
— Miałem zamiar ściągać ci tę torbę z głowy — wyszeptał tuż obok mojego ucha, zakrytego materiałem — ale świadomość, że nie wiesz, kim jestem, jest całkiem podniecająca. — Powiedziawszy to docisnął swoje ciało do mojego; z gardła wymsknął mi się zduszony jęk.
— Błagam, nie rób tego — wyjęczałam. Po mojej twarzy łzy spływały ciurkiem, cała się trzęsłam i byłam pewna, że ten skurwysyn doskonale to czuł. Bawił się mną jak chciał.
— Zgłupiałbym, gdybym cię tak zostawił — odpowiedział, wciskając kolano między moje nogi. Mój oddech jeszcze bardziej się pogłębił. — Za bardzo mnie kręcisz.
— Nie możesz tego robić. Nie możesz.
Mężczyzna zaśmiał się mrukliwie. Czułam, jak jego klatka rytmicznie podryguje, jak jego oddech owiewa moją odsłoniętą szyję. To ciepło mnie drażniło. Obrzydzało. Dostawałam mdłości na samą myśl o tym, co się za chwilę wydarzy.
— A kto mi zabroni?
I zrobił. Jak wcześniej — bez skrupułów. Bo byłam tylko jego nędzną zabawką.
Płakałam. W żaden sposób nie powstrzymywałam łez, tak bardzo bolało mnie całe ciało oraz upokorzona dusza. Cierpiałam fizycznie i psychicznie, wiłam się z rozpaczy i zasmarkana, prosiłam Boga, żeby już mnie zabił. Żeby to piekło się skończyło.
Nie wytrzymam dłużej — krzyczałam w myślach. Nie wytrzymam. Nie chcę tu być. Nie chcę.
Chcę umrzeć.
Zgięta w pół, ryczałam na pryczy, ignorując wzrok Temari. Dziewczyna wypalała mi dziurę w plecach, ale pogrążona w spazmach, nie zwracałam na nią uwagi. Aktualnie, prócz swojej rozpaczy, nie dostrzegałam wokół niczego.
Nie rozumiałam, jak można skrzywdzić w ten sposób człowieka. Złamać go. Doprowadzić do skraju wytrzymałości, do myśli samobójczych i obrzydzenia życia, które kiedyś tak się kochało. Nie potrafiłam pojąć, jakim trzeba być potworem, żeby coś takiego zrobić. A jednak — mój osobisty sadysta istniał, i za cel obrał sobie mnie — bo byłam kruchą istotą o ciekawie różowych włosach, jak mi dzisiaj powiedział. Co gorsza, nie zamierzał rezygnować z tej „przyjemności”, o czym również nie omieszkał wspomnieć. Myśl, że zgwałci mnie jeszcze niejednokrotnie, natrętnie wwiercała się w umysł. Nie czułam ulgi, że już po wszystkim. Mój koszmar miał trwać i trwać, dopóki mu się nie znudzę. A nie znudzę za szybko — tego również się dowiedziałam. Co więc mogłam zrobić?
Błagać o rychłą śmierć.
— Kirsche… Co tam się stało?
Pociągnęłam żałośnie nosem i szybkimi ruchami starłam łzy z policzków, co na niewiele się zdało. Natychmiastowo zastąpiły je kolejne. Odwróciłam się w stronę dziewczyny; siedziała na swojej pryczy, z nogami rozstawionymi szeroko na podłodze i pochylała się w moją stronę. W jej pięknych oczach dostrzegłam szczerą troskę, co nie tyle mnie zdumiało, ale minimalnie pocieszyło. Myśl, że istniała jedna osoba, która się o mnie martwi, podnosiła na duchu.
— On… Z-z… Zgwałcił… — wyjęczałam i zamknęłam powieki, spod których wytoczyły się kolejne łzy. Zaszlochałam żałośnie; moje gardło ścisnęła kolejna dawka rozpaczy.
— Ten strażnik? — spytała z powagą. — On?
Pokręciłam głową, zaciskając zęby, żeby nie zacząć krzyczeć.
— Ktoś inny… Nie… Nie widziałam twarzy. Zasłonili mi oczy.
Temari milczała, najwyraźniej analizując zaistniałą sytuację. Pod naporem jej srogiego spojrzenia pragnęłam zapaść się pod ziemię, ale zamiast rzeczywiście coś poczynić, żeby przed nim uciec, jedynie wbiłam wzrok w podłogę. Upokorzona, zalana łzami i wstydem. Trzęsłam się z nadmiaru emocji, które się we mnie nagromadziły, i za nic nie mogłam nad tym zapanować. Wydawało mi się to żałosne, ale nie potrafiłam nic zrobić. Mogłam jedynie beczeć.
Do tego jesteś stworzona.
Poczułam ukłucie serca na wspomnienie głosu Saia — przepełnionego pogardą i czymś na kształt nienawiści. Na kształt, bo chłopak mnie nie nienawidził. Ale prócz miłości, czuł coś jeszcze, coś złego. Coś, co wywoływało u mnie łzy i wpędzało w furię.
Tylko płaczesz i płaczesz.
Kiedyś obiecałam sobie, że przestanę być płaczkiem. Że wezmę się w garść. Że zacznę panować nad emocjami. Że będę czerpać z życia ile wlezie, nie przejmując się błahostkami.
Nic innego nie potrafisz.
Te słowa bolały. Zarówno wtedy, jak i teraz, choć sytuacja była diametralnie różna. Wtedy pokłóciliśmy się o pierdołę, a ja jak zawsze się rozbeczałam. Tutaj zostałam zgwałcona — miałam prawo płakać.
— Już drugi raz — dodałam cicho, gdy nieco ochłonęłam. Łzy powoli zasychały na moich policzkach, a drgawki ustępowały. Wpadałam w dziwny letarg — znów było mi już wszystko jedno, choć serce w dalszym ciągu ściskał niewysłowiony żal. Bolało jak cholera.
— Więc wtedy też — mruknęła do siebie Temari. Prawie jej nie usłyszałam; przysłoniła usta piąstkami i zdawało się, że obgryzała paznokcie. — Powinnaś to gdzieś zgłosić.
— Przecież to nic nie da — prychnęłam. Na samą myśl o mojej bezsilności, oczy znów mi mokły. — On się wywinie.
— W takim razie musisz zrobić wszystko, żeby cię więcej nie zgwałcił — zauważyła. — Broń się.
— Niby jak? Nie umiem. — Westchnęłam głośno i schowałam twarz w dłoniach. — Nie umiem.
— Więc się naucz. I tak nie masz tutaj niczego innego do roboty.
Zamarłam, porażona mocą jej słów. Niby nie było w nich niczego dziwnego — ot, zwykła oczywistość, którą wypowiedziała na głos. Dla mnie jednak to jedno zdanie było nadzieją. Cholera rozrosła się w moim sercu, dając mi chwilowe ukojenie. Uwierzyłam, że to mogłoby się sprawdzić — nauczyłabym się bronić i pokonałabym strażnika. Wyrwałabym się z jego szponów i ocaliła od cierpienia. To naprawdę było możliwe.
— Pomóż mi — wypaliłam bez namysłu, prostując się.
Temari drgnęła i również się wyprostowała. Na jej twarzy pojawiło się zdenerwowanie i zniechęcenie. Od razu wiedziałam, że to nie będzie takie proste.
— Chyba żartujesz — prychnęła, odwracając głowę. Przybrała maskę dumnej kobiety, która nie zamierza nikomu pomagać. Ubodło mnie to jak diabli, ale obiecałam sobie nie zrezygnować z mojego, a właściwie jej, planu.
Skoro sama to zaproponowała, niech mi teraz udzieli chociaż kilku rad! Pokaże co robić! Cokolwiek!
— Temari — jęknęłam. — Proszę cię. Błagam. Musisz mi pomóc.
— Nic nie muszę — ucięła ostro. — I nie zamierzam ci pomagać.
— Dlaczego? — Moja nadzieja prysła jak bańka mydlana. Rozsypała się na małe kawałeczki i patrząc na nie, nie wierzyłam, że uda mi się je poskładać do kupy. Czułam się jakbym oberwała czymś ciężkim w łeb — huczało mi w głowie od nadmiaru rozczarowania, jakie się w niej nagromadziło.
— Bo mi się nie chce — odpowiedziała spokojnie i bez pośpiechu położyła się na pryczy. — Najwyraźniej lenistwo dostałam w spadku od Shikamaru — skwitowała z lekkim uśmiechem.
Zacisnęłam zęby i przełknęłam gorycz tych słów. W milczeniu odwróciłam głowę, nie chcąc ukazać jej swoich łez. Z rozczarowania płakałam, nie ze strachu. A to było o wiele gorsze. Dostać nadzieję, a później ją stracić — piekielnie nieprzyjemny, gryzący ból.
Nazajutrz czułam się jak wrak człowieka. Nie spałam zbyt dobrze; nocą nawiedzały mnie koszmary, a jedyne, co z nich zapamiętałam — albo co najbardziej wdarło się do mojego umysłu — były nienawistne, czarne jak węgiel, oczy. Nie miałam pojęcia czemu akurat one mnie nawiedzały, ale dość szybko przyporządkowałam je do strażnika, którego rażąco zimny wzrok przypominał spojrzenie potwora. Niemniej nie tylko to mnie prześladowało — krzyczałam w tym śnie. Mój pisk przewiercał mi czaszkę na wskroś i powodował pulsujący ból głowy; zarówno podczas porannego apelu, jak i w czasie śniadania. Ustąpił dopiero na spacerniaku, gdzie mogłam zaczerpnąć względnie świeżego powietrza i wystawić twarz ku słońcu. Ciepło przyjemnie muskało moją skórę, potęgując uczucie otępienia i senności. Zamiast siedzieć, chciałam się położyć i usnąć — z uśmiechem na ustach, wyobrażając sobie, że jestem na soczyście zielonej trawie, a nie brudnym, ogrodzonym wysokim ogrodzeniem, placu.
Ale miałam plan. Plan, który zamierzałam zrealizować, choć na samą myśl o nim trzęsłam portkami. Zauważyłam również, że na moich rękach pojawiła się gęsia skórka; pomimo ciepła obciągnęłam rękawy niebieskiej koszuli, by zakryły moje przerażenie. Jednak nie mogłam usunąć białego odcienia swojej twarzy, na złość samej sobie, oczywiście. Blada jak ściana zdradzałam emocję, która mną targała: strach.
— W porządku?
Temari siedziała po mojej prawej i dopiero teraz zauważyłam, że mi się przygląda. Mrużyła lekko oczy i bynajmniej nie od promieni słonecznych. Analizowała moje zachowanie.
Matsuri, znajdująca się po mojej lewej, również zwróciła wzrok w moim kierunku.
Uznawszy, że to właśnie ten moment, wzięłam głęboki wdech i się wyprostowałam. Uczucie senności minęło, podobnie jak marzenia o pachnącej trawie. Musiałam zmierzyć się z kimś, o kim bałam się choćby myśleć.
Odmruknęłam coś dziewczynom i wstałam, wyprostowana jak struna. Nie wiedziałam w jakim celu maltretowałam tak kręgosłup; najprawdopodobniej chciałam dodać tym sobie pewności siebie i roztoczyć wokół aurę, że tak właśnie się czułam. W gruncie rzeczy musiałam wyglądać wyjątkowo żałośnie, bo Temari postanowiła interweniować.
— Co ty wyprawiasz, Kirsche?
Namierzyłam swój cel i odruchowo łapczywiej wciągnęłam powietrze do płuc. Serce zadudniło mocniej w klatce piersiowej, sprawiając mi tym niemalże ból i odbierając chęci do działania, ale tym razem zdeterminowanie wzięło górę.
— Idę szukać pomocy u kogoś innego — oznajmiłam spokojnie i nie odwracając się za siebie, ruszyłam w obranym sobie kierunku.
Idąc przez plac miałam wrażenie, że nogi plączą mi się niemiłosiernie. Chciałam wyglądać na odważną, pewną siebie kobietę, a czułam się jak zagubiony źrebak, pierwszy raz stający na nogi. Każdy kolejny krok był trudniejszy, bo zbliżał mnie do mojego celu. Powoli ogarniała mnie panika, a wraz z nią wprost proporcjonalnie rosła chęć odwrotu. Mimo to obiecałam sobie, że nie zrezygnuję. Wóz albo przewóz. Wygram lub nic się nie zmieni — co mi zależy?
Albo ośmieszę się i narażę na niepotrzebne kłopoty.
Mimowolnie zwolniłam, gdy dziewczyny, siedzące na oddalonej o kilkanaście metrów ławce, zwróciły na mnie swoje spojrzenia. Poczułam się tak, jakby rzuciło się na mnie stado małych lwiątek — niby nieszczególnie groźnych, ale uporczywie raniących swoimi ostrymi ząbkami. Wpijały się we mnie na tyle nieprzyjemnie, że moja pewność siebie spadła na samo dno. Mimo to szłam — nogi same mnie niosły, nie zważając na panicznie szarpiące się serce i wykrzykujący w moją stronę przekleństwa mózg. Już nic nie mogło mnie zatrzymać.
Oprócz zimnego wzroku Ino.
Stanąwszy z blondynką twarzą w twarz, musiałam zadrzeć głowę. Dziewczyna była ode mnie wyższa, przez co z łatwością mogła patrzeć na mnie z góry — zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Taksowała mnie swoimi niebieskimi oczami, jakbym była ciekawym okazem, który jednocześnie wkurwia i chce się go zabić. Nigdy wcześniej nie widziałam chęci mordu w oczach; teraz miałam okazję na własnej skórze się przekonać, jak przerażająco to wygląda.
Tradycyjnie w sytuacjach zagrożenia, zaschło mi w gardle. Sahara dała o sobie znać w najgorszym z możliwych momentów. Rozdziawiłam jedynie usta, jakbym była głupią rybą, która właśnie umarła. W gruncie rzeczy właśnie tak się czułam — spojrzenie Ino zabijało. Cięło moją pewność siebie i kruszyło ostatnie chęci na podjęcie tematu. Zaatakowała mnie gęsia skórka, na szczęście ukryta pod długimi rękawami koszuli, a z twarzy odpłynęła resztka krwi. Zakręciło mi się w głowie, zwłaszcza, że nie tylko blondynka bombardowała mnie swoim spojrzeniem — zza jej pleców kukały na mnie pozostałe piękne i niewątpliwie silne dziewczyny. Wszystkie mogłyby mnie przerobić na miazgę. A ja jak gdyby nigdy nic odważyłam się do nich podejść.
Ino nie musiała nawet nic mówić, żeby przekazać mi swoje zniecierpliwienie. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i uniosła wysoko prawą brew, jednocześnie wykrzywiając usta w zalotnie-kpiącym uśmieszku. Zmniejszyłam się pod wpływem jej wyzywającej postawy i zaczęłam skubać opuszkami palców swoją koszulę. Chciałam zniknąć.
Głupia, co ty sobie myślałaś? Że możesz ot tak sobie podejść do Ino i czegoś od niej wymagać? Wyjątkowo durny pomysł.
Desperacja — właśnie to mnie pchnęło w jej szpony.
— Ja — zaczęłam, nie wiedząc nawet, gdzie usadowić rozbiegane spojrzenie. Tym razem moja twarz nabrała kolorów — policzki zaczęły mnie palić z zażenowania. Jeszcze nigdy nie czułam się tak głupio.
Dość! — krzyknęłam do siebie. Wóz albo przewóz, tak?
Uniosłam odważnie wzrok, znikąd czując przypływ nagłej energii. Najwyraźniej Ino również wyczuła zmianę w moim nastawieniu, bo zmryżyła lekko oczy, zaskoczona, że potrafię być zdeterminowana. Zacisnęłam mocno piąstki, jakby miały mi dodać sił, wyprostowałam się i wyrzuciłam na jednym tchu:
— Chcę, żebyś nauczyła mnie jak się bić.
Spojrzenie Ino mówiło jedno: ta różowa laska zwariowała. Widziałam to w jej rozszerzonych z rozbawienia oczach oraz w postawie, która nieco się rozluźniła. Na jej usta wkroczył szczery, wyjątkowo kpiący i zjadliwy uśmiech, a ja sama poczułam się jeszcze gorzej.
Dziewczyna odwróciła się do swoich przyjaciółek i zaśmiała melodyjnie. Przymknęłam powieki, jakbym właśnie dostała od niej z liścia w twarz.
— Słyszałyście? — spytała dźwięcznym, rozbawionym głosem. — Słyszałyście ją?
Blondynce zawtórowała fala śmiechu. Przygryzłam ze zdenerwowania dolną wargę. Byłam w stanie znieść to wszystko, byleby tylko przygarnęła mnie pod swoje skrzydła. Nie zamierzałam tak łatwo rezygnować, skoro odważyłam się wypowiedzieć na głos, czego od niej oczekuję.
— Chyba ci się coś popierdoliło, dziewczynko. — Do rozmowy wtrąciła się Karin. Luźnym krokiem podeszła do swojej przyjaciółki i wcisnąwszy ręce do kieszeni, również posyłała mi pełne jadu spojrzenie.
Ściągnęłam usta w cienką linię, jeszcze mocniej zaciskając piąstki. Paznokcie nieprzyjemnie wrzynały mi się w skórę i byłam pewna, że za niedługo ją przebiją. Jednak obecnie był to jedyny sposób na wyładowanie swojej frustracji, jeśli nie chciałam podpaść dziewczynom. A przede wszystkim — jeśli nie chciałam podpaść Ino.
— Nie — zaprzeczyłam ze spokojem, ale i determinacją w głosie. — Chcę, żebyś mnie szkoliła — zwróciłam się bezpośrednio do blondynki, ciskając w nią błyskawice.
Dziewczyna, szczerze zaskoczona moim uporem, zrzuciła z siebie maskę zołzy i pokazała swoje prawdziwe oblicze — niewyobrażalnego wkurwienia.
Nie rozumiałam, skąd w nich tyle niechęci. Nie zrobiłam im niczego złego, chciałam uzyskać pomoc nie zostając im przy tym dłużną, a te nawet nie zamierzały ze mną o tym rozmawiać. Denerwowało mnie to i krępowało jednocześnie. Pragnęłam wygrać i spokojnie wycofać, nie narażając się na obrażenia. Targały mną sprzeczne emocje i sama się dziwiłam, że jeszcze stoję w miejscu.
— A niby jaki miałabym mieć w tym interes? — warknęła Ino, podchodząc do mnie o krok. Nie cofnęłam się, tylko odważnie wypięłam pierś, co najwyraźniej zdziwiło rozmówczynię. Czyżby wszystkie dziewczyny się jej usuwały?
W coś ty się wplątała, głupia?
— Mogłabym skołować dla ciebie co-nieco — odpowiedziałam, wcale nie mając pewności, że mi się to uda. Musiałam ją jednak jakoś do siebie przekonać.
— Niby jak? — prychnęła, na powrót krzyżując ramiona. — Czyżbyś była tu na jakichś specjalnych warunkach, hm?
Szybko zorientowałam się, że takie dziewczyny nie są tu mile widziane. Musiałam zmienić swoją taktykę.
— Nie — zaprzeczyłam prędko. Za szybko. Głos mi zadrżał, co zagłuszyłam odkaszlnięciem. — Ale mam prawnika, który mógłby coś dla ciebie załatwić, jeśli zgodzisz się mi pomóc.
Blondynka zmrużyła złowrogo oczy, dokładnie analizując przedstawioną jej propozycję. W międzyczasie modliłam się, żeby tylko się zgodziła, obiecując sobie jednocześnie, że jak tylko wrócę do celi, obmyślę dokładny plan skołowania jej potrzebnych rzeczy.
Starałam się z uporem patrzeć na Ino, jednak w walce na spojrzenia, dziewczyna zdecydowanie wygrywała. Zniecierpliwiona odwróciłam wzrok, nie mogąc dłużej wytrzymać świdrowania mnie tymi pięknymi, wrednymi, niebieskimi oczami. I to był mój błąd.
Poczułam mocne uderzenie i paraliżujący ból pod lewym okiem, który powalił mnie na ziemię. Obiłam sobie pośladki i niemal nakryłam się nogami, jednocześnie dłonią przysłaniając pulsujące miejsce. Do oczu natychmiastowo podeszły mi łzy a w głowie zaszumiało mi od siły uderzeniowej. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje; dopiero klęcząca obok mnie Ino dała mi do zrozumienia, że rzeczywiście mi przywaliła.
— Lekcja pierwsza: trzymaj gardę.
No i skończyło się dobre. Nie mam już zapasowych rozdziałów, ani czasu na pisanie, ani weny. Jestem w kropce i nie wiem, kiedy czwóreczka ruszy. xd Mam nadzieję, że niebawem coś mnie tknie i zacznę pisać jak najęta. Tęsknię za tym. :3 Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło — niektórzy mają czas na nadrobienie zaległości, mheheheh. :D
Nie macie pojęcia, jak okropnie się stresuję, gdy dodaję nowy rozdział. I to chyba przez to, że ta tematyka taka nie do końca moja — na Baranku było mi łatwiej. xd No ale już nie narzekam.
Do następnego! :)
Piszesz, że to nie twoja tematyka, ale czyta się to zajebiście. Rozdział cały czas trzymał mnie w napięciu. Jestem bardzo ciekawa, co się jeszcze wydarzy i liczę na trochę więcej pozytywnych rzeczy, spotykających Sakurę, bo na razie cały czas dostaje po dupie. Szkoda mi jej. Upokarzana, upodlona... Mam nadzieję, że chociaż Ino nauczy ją jak skopać gwałcicielowi tyłek (tak swoją drogą, to jestem bardzo ciekawa kim on jest. Dotychczas obstawiałam Sasuke, ale mam nadzieję, że to jednak nie on). Może też jakoś zakumpluje się z jednym ze strażników - Naruto? Byłoby miło, gdyby poznała kogoś, z kogo to miejsce nie wyssało duszy xd
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle, to bardzo lubię Temari (choć fakt, że zabiła Shikamaru trochę mnie niszczy <3
No i co by tu jeszcze powiedzieć... Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału. Weny, Kejża! <3
(A tak btw to początkowo czytając twoje opowiadanie jakoś tak skojarzyłam je sobie z serialem Orange is the new black, który jakiś czas temu zaczęłam oglądać. Jeśli go nie widziałaś, to polecam. Może cię zainspiruje? :D)
Cieszy mnie bardzo, że Zastrzyk się dobrze czyta. Staram się jak mogę, choć tak jak mówię - jestem przyzwyczajona do pisania lekkich romansów, ale we wszystkim trzeba się sprawdzić. :D
UsuńTez lubię moją Temari, przyznam nieskromnie. :D
Słyszałam o tym serialu, kumpela mi mówiła i mam w planach się za niego zabrać jakoś niebawem. :D Choć przyznam, że zaczynając tę historię, nie miałam o nim zielonego pojęcia. xd
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. :)
Chyba jestem zbyt słaba psychicznie do tego opowiadania. Piszesz świetnie - wszystkie sceny mam przed oczami, i chyba właśnie to jest najgorsze. Te sceny gwałtu, chwile słabości Sakury - to dla mnie zdecydowanie za dużo. Mimo, że przy takich momentach za każdym razem zbierają mi się łzy w oczach, nie przestanę czytać tego opowiadania. Cóż, sama ostatnio nie mam za bardzo weny, więc mogę tylko przybić piąteczkę.
OdpowiedzUsuńDo następnego.
Domyślam się, że to opowiadanie nie należy do łatwych. Zarówno do pisania, jak i czytania. xd Dlatego naprawdę doceniam, że mimo wszystko ze mną jesteś i to znosisz. Dziękuję. :*
UsuńBuziaki!
Ale zrobiłaś z Kiby frajera! Poniekąd mam wrażenie, że to on gwałci Sakurę, ale to tylko moje małe przypuszczenia. Poza tym nie spodziewałam się, że epizod z gwałtem znowu i tak szybko się powtórzy. Cały czas trzymasz napięcie, pozostawiasz w tej niepewności. :D Najbardziej przypadła mi do gustu końcówka rozdziału, gdy do akcji wkroczyła w końcu Ino i Karin. Ciekawe czy różowowłosa serio zdoła załatwić jakieś narkotyki, przecież Kakashi ją opuścił, z widzeniami jest ciężko, a poza tym sprawdzają ją cały czas. I czekam dalej na epizody z Tayuyą! *.*
OdpowiedzUsuńWeny życzę, bo jak widzę teraz naprawdę się przyda! :c
Hahah nie powiem nic, co mogłoby zdradzić tożsamość gwałciciela. Nie, nie, nie. xd Niespodzianka będzie. :D
UsuńCieszę się, że rozdział Ci przypadł do gustu. :)
Buziaki! :*
</3
OdpowiedzUsuńSkomentuję ten i poprzedni rozdział jak wyjde ze szpitala, bo laptopa tu nie mam xd :)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa <3
OdpowiedzUsuńMe likey - życzę Ci weny, żebyś szybko jebła czwóreczką <3
OdpowiedzUsuńHahah dziękuję, postaram się skończyć czwóreczkę jak najszybciej. <3
UsuńKejża jak mogłaś zgwałci Sakure po raz drugi ty potworze :D. A i tak wogule zajebisty rozdział xD
OdpowiedzUsuńMOGŁAM. XD
UsuńDziękuję pięknie! :*
Jest, ale się cieszę, że ta Sakura wreszcie zaczęła coś ze sobą robić i wykazała jakiekolwiek chęci, żeby zacząć się bronić przed tym skurwysynem! Duży plus jej za to, chociaż szkoda tego oczka podbitego przez Ino xD Mam nadzieję, że ta jej naprawdę pomoże w jakiś sposób i nie będzie kolejnych gwałtów, których opisy rozdzierają mi serce :(
OdpowiedzUsuńNo i to spotkanie z rodzicami też mnie chwyciło, bardzo mocno ._.
Swoją drogą Kibę i Akamaru zawsze kojarzyłam jako takiego milusiego, tak jak z tego obrazka, a tu taki chuj xD Prawie ją udusił xDDDD Ale i tak uwielbiam Akamaru <3 No to się chyba nigdy nie zmieni.
Tak mnie ciekawi tożsamość głwałciciela, że daj spokój... :> Mam nadzieję, że niedługo się dowiemy kto to i coś mi mówi, że Sasuke macza w tym swoje paluchy. No i ciekawe, czy będize jakaś większa afera związana z jego osobą :>
Dużo weny ci życzę na czwórkę :3 Nie mogę się już doczekać! :D
Na oczku się nie skończy, mhehehehe. :> Ale już nie spoileruję. xD
UsuńAle na początku Kiba był całkiem miły, no weź. xD Po prostu szybko traci głowę i bardzo łatwo się wkurwia. xD
BYĆ MOŻE MACZA W TYM NIE TYLKO SWOJE PALUCHY, ALE NIC NIE MÓWIĘ. XDDDDDD
Dziękuję pięknie za komentarz, buziaki! :*
Przecież to jasne, że Sasuke gwałci Sakurę (chociaż... może to jednak ktoś inny? XD), tak to by się na niej nie skupiał kiedy we wcześniejszych rozdziałach spacerował z Naruto. No i ogólnie, jest dla mnie tutaj obrzydliwy, fuuuuuuu.
OdpowiedzUsuńOgólnie taka smutna ta historia. Sakura posądzona o coś czego nie zrobiła, jeszcze do tego gwałt. Ja bym chyba zatłukła na śmierć tego strażnika, przynajmniej wtedy wyrok byłby sprawiedliwy. XDD I tak byłoby wszystko jedno, skoro czeka się na śmierć.
Mówisz, że to nie twoja tematyka? Jak dla mnie jest zajebiście!
Mam nadzieję, że Ino da te lekcje walki Sakurze, ale tak dobitnie, żeby Sakura się wyrobiła. I mogłaby się zgolić głupia na łyso, skoro tego gwałciciela kręcą jej różowe włosy, lel. XD (włosy też kiedyś odrosną przecież).
Mówisz, że nie ma napisanego następnego rozdziału? No nieee. :///
Weny, moja droga, weny!
ORKI Z MAJORKI! <3
A tam jasne, wcale nie. xd Może po prostu mu się podoba, ot co. XD
UsuńTaka miała być, smutna i brutalna. A kto wie, może go zabije, w sumie czemu nie. xD
Da jej dobitnie, da. Spokojna Twoja. xD
OOOOORKI, ORKI Z MAJOOOORKI, ORKI Z POZNAAAANIA I ZE STALOWEJ WOOOOOLI. <3
Dzięki Sasame, buziaki! :D :*
:O
OdpowiedzUsuńZwlekałam z drugim rozdziałem, jakoś się nie mogłam zebrać - wyjątkowo niezadowolona z rychłego powrotu do szkoły jakoś nie paliłam się do produktywnego robienia czegokolwiek, więc spędziłam parę dni po prostu zdrowo leniuchując. Patrzę sobie, a tu trzeci rozdział to mówię - nie no, nie będę sobie robiła zaległości. No i teraz szykuj się na długi (jak mi się wydaje) komentarz.
Szczerze, jak wspomniałaś, że to nie Twoje klimaty to szczerze Ci się przyznam, że moje też nie. Niezbyt do tej pory pochłaniały mnie historie o jakiejś szczególnej brutalności, więzienie - co tam się może niby ciekawego dziać poza tym, że ludzie robią dzień w dzień to samo i zabijają nudę czytaniem książek jak Temari. Ogólnie bardziej przepadam za tą niby "brutalnością" która, w moim mniemaniu, była w Baranku. Zły ex, jakieś problemy, bójki, komplikacje. Postawiłaś na coś mniej popularnego. Coś, co bardziej zmusza do myślenia, wczucia się w pozycję bohaterki i szukania rozwiązań sytuacji, które z więziennego punktu widzenia właściwie wielu rozwiązań nie mają (o ile jakieś istnieją wcale). No bo co Sakura może zrobić z wyrokiem? Nic. Jak może sobie poradzić z tym strachem czy upokorzeniem? Właściwie to nie ma wyjścia. Została niesłusznie wepchnięta do rzeczywistości, do której nie należy, a jakiekolwiek krzyki i wołania o pomoc są ignorowane. Wydarłaś jej całą nadzieję. I idealnie przedstawiasz jej rozpacz, po prostu szóstka z plusem za te emocje.
Jeśli chodzi o gwałty... Dziewczyno, czytając to rzeczywiście można się wczuć w sytuację. Zwykle ludzie nie umieją pisać o jakichś dramatycznych wydarzeniach odbywających się w czasie rzeczywistym, albo zbytnio dramatyzują nadając zdarzeniu taki męczący charakter, albo pomijają istotne fakty takie jak odczucia czy myśli. Tak, jakby nie umieli się wczuć w to, co piszą, powstaje wtedy taki suchy obraz, który na przykład mnie zniechęca. No bo co, pisze o czymś takim jak gwałt, a ze sposobu jego opisania widać, że autor/ka nie zmierzyła się w swoim życiu z dramatem większym niż "w co ja się dzisiaj ubiorę". Oczywiście nie życzę nikomu takich potworności i niczego złego, jedynie trochę empatii i umiejętności wczucia się w sytuację, skoro się już o niej pisze. No i tutaj przechodzimy do Ciebie. Jestem w szoku, jak obłędnie to opisałaś, jej odczucia, zachowania, tymczasowy sposób postrzegania świata przez bohaterkę. Po prostu cudownie, nic dodać, nic ująć, nie jest przesadzone i zdecydowanie nie jest tego za mało.
[...]
No, jak już jesteśmy przy tym temacie, ciężko tutaj nie próbować się domyślać, któż to taki krzywdzi Sakurę. Jakoś ciężko mi uwierzyć, że to Sasuke, chociaż wyraźnie chcesz wzbudzić w czytelnikach takie podejrzenie - te czarne oczy, gęsia skórka, zła aura, wisielczy humor i ogólna niechęć. Naruto skubaniec zbyt wesoły jak na warunki więzienne, czy jest się klawiszem, czy nie, obcowanie z ludźmi skazanymi na śmierć za jakieś straszne zbrodnie raczej nie jest w stanie wywołać u kogoś takiego zadowolenia. Poza tym (patrząc na mangę, o losie) to JEGO właśnie Sakura kręciła... xD Poza tym go nie lubię. Więc taak, to na pewno on. :D Chociaż nie jestem pewna, czy Sasuke wie o jego upodobaniach... Chyba, że to nie on. Zobaczymy. :P Poza tym, jakby to jednak był Sasuke, to byś ich nie mogła sparingować, a jakoś mam wrażenie, że dokładnie to chcesz zrobić. ^^
UsuńKontynuując, wielki szacunek za to jak musiałaś się obczytać, naoglądać przed zaczęciem tego bloga. Przedstawiłaś więzienną rzeczywistość, oczywiście, cudownie. Pracownicy raczej zobojętnieni, wręcz przepełnieni niechęcią i pogardą do więźniów. Między samymi więźniami wieczna rywalizacja. Nie znam się na więzieniach, jak wspominałam, niezbyt miałam chęci do większego zainteresowania się tym tematem, ale jak tak czytam to co piszesz to mam wrażenie, że Twoje więzienie rzeczywiście mogłoby gdzieś istnieć. Chociaż ciągle ciężko mi zrozumieć, czemu te skazane na śmierć duszyczki nie zostają w trybie szybkim prowadzone na krzesło elektryczne, zwłaszcza jak nikt nie próbuje . Ba, Temari żyje sobie 3 latka na debecie. No ale niech będzie, w końcu w razie wypłynięcia jakichś dodatkowych poszlak śmierci cofnąć się nie da.
No, chyba koniec mojego bełkotu. :D Mam nadzieję, że się nie zanudziłaś. W końcu wyskakuję z takimi oczywistymi oczywistościami. :D Ale wiedz, że wciąż jestem, czytam i chcę więcej. :D
Tak więc... Życzę weny. Dużo weny. Przeogromne ilości weny, najlepiej takie, żeby codziennie były nowe rozdziały. :D (hehe, wiem, marzenia ^^)
Buziaki! :*
PS. Dzięki Tobie chyba zaczynam tak tyci tyci lubić Sakurę. :P Impossibru
PSS. Lol, pierwszy raz się nie zmieściłam z komentarzem... XD
Ło matko z córką, jaki długi komentarz! Już na wstępie dziękuję. :D
UsuńHistoria Sakury chodziła za mną dość długo. Przyznam, że nie byłam do niej przekonana, własnie dlatego, że w więzieniu nie może być jakiejś porywającej akcji - no chyba, że opisywałabym ucieczkę, ale codziennie życie? Nuda, nie? xd A jednak, przemogłam się i w sumie jak na razie jestem całkiem zadowolona. Cieszę się, że Ty również! :)
Na całe szczęście nigdy nie przeżyłam tego, co Sakura, dlatego opisywanie jej uczuć po gwałcie było dla mnie nie lada wyzwaniem. Próbowałam sobie wyobrazić o czym ktoś taki może myśleć w czasie gwałtu i tu taka pustka - no nie wiem. Nie umiem sobie tego wyobrazić, ale starałam się jak mogę nie zepsuć tego, bo co jak co, ale te sceny są tutaj jednymi z ważniejszych, jeśli mogę to tak ująć. Niezmiernie mnie cieszy, że udało mi się to dobrze przedstawić. Kamień z serca. :)
Jak można nie lubić Naruto? Przecież to taki pozytywny człowieczek! :D Mogę od razu Ci powiedzieć, że to nie on. Nie umiałabym zrobić z niego gwałciciela, no nie ma szans. ._. Ale są jeszcze inni, mhyhyhyhy. xD
Hahah przyznaję, że dużo czytałam, oglądałam parę filmów, gdzie bohaterowie byli w więzieniach i mam jeszcze na oku film dokumentalny, który również zamierzam pochłonąć. ^^
Kasiu, Twoje słowa strasznie mnie ucieszyły. Powiedziałaś mi wszystko, co chciałam usłyszeć, naprawdę. xD Bałam się, że źle opisuję rzeczywistość więzienną, gwałty, humor Sakury, a tu same pozytywy. DZIĘKUJĘ! Naprawdę dziękuję, bo to dla mnie bardzo dużo znaczy. :*
Buziaki. <3
Nie komentuję zwykle blogów, pozostając cichym czytelnikiem, pomimo tego, że sama piszę i doskonale rozumiem jak ważne i motywujące są opinię innych. To jest oczywiście wygodnickie i wielokrotnie się za to potępiałam, bo wiedziałam, że jest również okrutne - autor czasem tak się namęczy, stworzy coś naprawdę wspaniałego, a np. taka ja, przeczytam, pozachwycam się i zostawię to wrażenie dla siebie. Czytając rozdziały na tym blogu, od początku przeczuwałam, że zrobię wyjątek i się odezwę. Gdybym tego nie zrobiła, zjadłyby mnie wyrzuty sumienia. Jak tu nie napisać chociaż kilku zdań, gdy ma się przed sobą takie opowiadanie jak to?
OdpowiedzUsuńNaprawdę, Kejża, podziwiam Cię i wielbię za tego bloga, za ten pomysł, za wszystko. Uwielbiam takie klimaty, uwielbiam jak główna bohaterka ma pod górkę, uwielbiam, gdy jest brutalnie, mrocznie i jest dużo zła. Dostałam to wszystko tutaj. Jakby to nie brzmiało, muszę powiedzieć, że sceny gwałtu wychodzą Ci idealnie - czyta się je zarówno dobrze, jak i źle ze względu na samą okropność czynu.
Jestem pod wrażeniem tego, jak stopniowo odkrywasz przed nami więzienne życie i panujące w takim miejscu zasady. Nie znam się na tym, ale czytając to, co napisałaś, mam wrażenie, że jest to bardzo realistyczne i nie mija się z prawdą. Sakura też powoli się oswaja - bardzo ładnie pokazujesz drobne zmiany w niej. Może niedługo z zastraszonej dziewczyny wyjdzie jakaś walcząca o swoje babeczka. ;)
I na dodatek Twój styl! Rozpływam się po prostu. Jest lekki, wyważony i uzależniający. Bardzo zbliża czytelnika do bohatera i jego odczuć. No naprawdę kocham na tym blogu wszystko. Tylko dlatego, że Ty kiedyś skomentowałaś rozdział u mnie, ja weszłam do ciebie (pewnie i tak bym tu w końcu trafiła). Dlatego ogromnie CI dziękuję i podziwiam, że nie jesteś takim leniem jak ja. Chociaż może powinnam być z siebie dumna, bo to mój pierwszy komentarz po bardzo długiej przerwie...
Skoro już przy tym jestem - Baranka też już przeczytałam i jestem zachwycona, więc spodziewaj się kolejnej opinii właśnie tam. I rusz w końcu z tymi tutaj procentami, bo wchodzę kilka razy na dzień, żeby zobaczyć, czy jest ich coś więcej. ;) Oczywiście nie popędzam, tylko żartuję. Tak naprawdę życzę ci na koniec mnóstwa weny, pomysłów i czasu, bo wiem, że jak tylko te czynniki będą, to i będzie rozdział.
Pozdrawiam serdecznie.
Airane! Airane u mnie, o matko matko. <3 To takie przyjemne uczucie, jak autor, którego się podziwia, któremu zazdrości się lekkości pióra i cudownego stylu, komentuje mojego bloga! :)
UsuńStarałam się przy tym gwałcie jak mogłam. Nie chciałam tego zniszczyć, a niestety w tego typu scenach bardzo łatwo przegiąć. Cieszę się, że jednak udało mi się zachować ten "umiar", no i że jakkolwiek to brzmi, podobały Ci się. :)
Próbuję pokazać te stopniowe zmiany w Sakurze i cieszy mnie, że je dostrzegasz. :) Chyba jesteś pierwszą osobą, która zwróciła na to uwagę. ;)
W takim razie ja też jestem z Ciebie dumna, ze ten komentarz. I wdzięczna bardzo! Swoją drogą mam do nadrobienia dziewiątkę na DS, no i Twojego nowego bloga, mhyhyhy. :3
Nie spodziewałam się, że przeczytasz też Baranka, no i co więcej - będziesz zachwycona. Tamta historia ma sporo niedociągnięć i to chyba dlatego. xd W każdym razie szalenie mi miło. :)
Ruszyłam! Niewiele te procenty urosły, ale powoli do przodu. :)
Dziękuję pięknie za komentarz. <3
Buziaki!
Komentuję twój blog po raz pierwszy i śmiało mówię, a tak właściwie, to piszę, że nie ostatni.
OdpowiedzUsuńZazwyczaj pozostaję takim cichaczem, nie komentuję, chociaż wiem, ile motywacji może zabierać jeden tyyyci tyci komentarz. Ehehhe, co do bloga.
Jaaa pierdziele. Skurwysyn, który zgwałcił Sakure, to Uchiha, nie? Ale w sumie, jakby nad tym pogłówkować, to nie do końca.
Hehehe, Kejża, potrafisz namieszać czytelnikowi w bani. Mi już to zrobiłaś, heheszki:D.
Nooo, cholera mnie szczeli, na miejscu.
Chyba z tego co się orientuję, pierwszym gwałcicielem był Yahiko. Hehe, inteligencja ponad wszystko.
Tym zajebiaszczym prologiem tak mnie podekstytowałaś, że myślałam, że mi pikawa wysiądzie na miejscu.
Szczerze, to nie znam się jakoś specjalnie na więzieniach i nie wiem jak tam jest, ale ty je przedstawiłaś jako totalne piekło. Aż mi sie zrobiło żal Sakury.
W ogóle, w końcówce rozdziału, nie powiem, ale mnie zaskoczyłaś.
Ehheh, co ta różowa znowu wymyśliła? Tak swoją drogą, to ciekawe co da w zamian Ino.
O luuuju, tu mogłabym snuć swoje idiotyczne podejrzenia. Taak, zdecydowanie.
Hinata i zabójstwo dzieciaka? To się nie zgadza z prawami natury XD.
Hm, Temari, ty wredna żmijo, jak mogłaś odprawić Saki z kwitkiem, no zamach stanu, ludzie.
Ale i tak ją kocham, co zrobisz.
Nawiązując do blogaa, jestem w siódmym niebie, zważając na to, że ktoś prowadzi bloga o takiej tematyce <3.
Uwielbiam takie klimaty, gdzie główna bohaterka zamierza się z niesprawiedliwością i okrucieństwem tego jakże pięknego świata. Zero słodkości, tylko same konkrety, mmm, to, co lubięXD.
Błędów się nie doszukałam, jak zawsze, oczywiście. :v
Noo, ale jak sie tu błędów doszukać, gdy twoje rozdziały tak bezproblemowo wciągają ludzi?
No jak, się pytam?
Błagam, skróć me męki.
Moja psychika aż wrzeszczy, żebym ją zaspokoiła kolejnym cudownym rozdziałem Kejży, hehehe.
Kończę swój jakże interesujący komentarz i już cię nie zanudzam:D :**
Weeeny, weny i jeszcze raz weny życzę kochana:D
Pozdrawiam cieplutko i ślę całuski:*
Cieszę się niezmiernie w takim razie i mam szczerą nadzieję, że rzeczywiście ze mną zostaniesz. :)
UsuńNope, Yahiko nie ma w tym opowiadaniu. Sakurę prowadził Jugo, ale przekazał ją innemu strażnikowi. Był takim pośrednikiem, można powiedzieć. ;)
Dla mnie więzienie jest piekłem. Czy z gwałtami i poniewieraniem człowieka, czy bez. Odebranie wolności to dla mnie totalne piekło. .____.
Też uwielbiam takie klimaty, choć chyba wolę czytać blogi z takimi okrucieństwami, niż je pisać. Teraz mam wrażenie, że czytelnicy uznają mnie za psycholkę. xd
Kolejny rozdział pojawi się na dniach, jak tylko moje bety go sprawdzą. :)
Dziękuję pięknie za tyle ciepłych słów, pozdrawiam! :*
O masz, ja tego nie skomentowałam. I Doms, mały pedał, również. xD
OdpowiedzUsuńRozdział trzyma w napięciu- ten jak i te poprzednie. Jestem pełna podziwu że zdecydowałaś się na taką historię... ! Powiem szczerze, że Twoje blogi zaczęły mnie bardziej interesować niż Naruto Kisiela xD cieszę się że są takie osoby jak Ty, które na swój sposób przedstawiają inny świat Naruto . :D pozdrówki
OdpowiedzUsuń