14 sie 2015

1. Aklimatyzacja

„teraz muszę
otrząsnąć się z piasku
przypierdolić sobie kamieniem w serce”
Kaja Kowalewska


Zostałam brutalnie wepchnięta do niewielkiej celi. Z trudem utrzymałam równowagę, nie wychodząc jednocześnie na ostatnią, życiową niedorajdę. Zachwiałam się do przodu, ale też zaraz wyprostowałam, czym prędzej odwracając przodem do zamykającego kraty policjanta. Mężczyzna popatrzył na mnie pogardliwie. Od takich spojrzeń robiło się człowiekowi niedobrze, strach i niewypowiedziany żal ściskał żołądek, a serce chciało wyrwać się z klatki piersiowej i uciec, byleby tylko nie znosić nienawistnego wzroku. Miał mnie za plugawą sukę — to było więcej niż pewne. A ja, niewinna i wkręcona w morderstwo, znosiłam poniżające okrzyki, przesłuchania czy przeszukiwania. Zaciskałam zęby za każdym razem, gdy ktoś niemal pluł na mnie z pogardą, czy obmacywał ciało. Chciałam być grzeczna i nie pogarszać swojej sytuacji. Dzielnie znieść najbliższy czas i wyjść z więzienia tak szybko, jak to tylko możliwe.
Bo przecież byłam tak cholernie niewinna!
Nie odwróciłam się do mojej współlokatorki. Czułam za to, jak na plecach wypala mi dziurę swoim spojrzeniem, a ja nie miałam odwagi, by je odwzajemnić. W zamian tylko rozmasowałam nadgarstki, które piekły mnie od kajdanek. Starałam się nie patrzeć na dziewczyny z celi naprzeciwko — te zaś przyglądały mi się z istną ciekawością. Osaczyły mnie swoim zainteresowaniem, którego nigdy nie potrzebowałam. Do tej pory byłam zwyczajnym szaraczkiem, ot, Sakurą Haruno, która miała poukładane życie, dobrą pracę i wspaniałego mężczyznę u boku. A teraz zostałam wtrącona do więzienia, bo ponoć go zabiłam.
Zdusiłam szloch, dojrzewający w mojej piersi. Zagryzłam język, by powstrzymać łzy — nie mogłam dać się stłamsić. Kakashi, mój adwokat, powtarzał mi, że nie mogę pozwolić tym dziewczynom, pokręconym i skrzywdzonym, by weszły na moją głowę. Musiałam być silna, albo chociaż taką udawać. Kazał mi być twardą babką, bo ponoć od tego zależała moja pozycja w więzieniu. A ja wcale nie chciałam nikogo zgrywać — miałam przecież niedługo z niego wyjść. Za miesiąc, no, może dwa. Po rozprawach, gdzie sąd przyzna, że byłam niewinna. Po moich apelacjach, nieprzespanych nocach i powyrywanych z nerwów włosach, znowu ujrzę światło dzienne i wrócę do normalnego życia.
Tak właśnie miało być
Ciche odchrząknięcie zwróciło moją uwagę. Powoli, pełna obaw i nieposkromionego strachu, obróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z moją obecną rzeczywistością. Klitka liczyła może cztery metry na pięć; po obu jej stronach stały dwie metalowe prycze z wygniecionym od licznych, sypiających na nim osób, materacem, a na samym środku, pomiędzy nimi, postawiono muszlę klozetową. W rogu łóżka po prawej leżała zwinięta w kłębek pościel, natomiast na drugim siedziała moja nowa współlokatorka. Choć dokładnie widziałam jej wzrok, umyślnie ją ignorowałam, jakby pożyczyła oczy od samego Bazyliszka. Zabijała mnie nimi, nie musiałam nawet na nią patrzeć, by to wiedzieć. Zakłóciłam jej spokój i namacalnie czułam, jak bardzo mnie tutaj nie chce.
W ciszy, starając się pozostać niewidzialną, podeszłam do wolnej pryczy i powoli na niej usiadłam. Zaskrzypiała zrzędliwie, skarżąc się tym na nowego właściciela, ale ją również zignorowałam. Oparłam łokcie o kolana i ułożyłam na dłoniach głowę, zyskując w ten sposób dwie korzyści:
1.  Uniknęłam wzroku mojej współlokatorki.
2.  Mogłam w spokoju pomyśleć.
Tyle, że ten spokój ulatywał ze mnie z każdą minutą spędzoną za kratkami. Dosięgnęła mnie niesprawiedliwość tak okrutna, że chciałam się zabić, zanim oni zabiją mnie.
Tak, dostałam wyrok śmierci.
Niesłuszny, a jednak prawdziwy. Miałam umrzeć za coś, czego nie zrobiłam. Zginąć wrobiona przez kogoś, kto teraz z całą pewnością pił zimne piwo gdzieś na plaży i upajał się swoim zwycięstwem. Wrobił mnie w morderstwo i świętował. Zabił nie jedną, a dwie osoby — druga tylko dostała trochę więcej czasu na strach przed swoim końcem. Sai bał się krótko — ja miałam czuć to całą wieczność.
Nie znałam dokładnej daty swojego wyroku. Tego jeszcze nie ustalono, choć podejrzewałam, że woleli torturować mnie niewiedzą. Mogli zabić mnie w każdej chwili, wyprowadzając, niby to, do łazienki, czy na rozmowę z rodziną. Nie wiedziałam, kiedy mój los dobiegnie końca, ale stanowczo krzyczałam: za wcześnie! Za niewinność takie coś? Śmierć?
Ale dla nich, dla sądu, nie byłam niewinna. Byłam morderczynią, brutalną w dodatku.
A czy ktoś może sobie wyobrazić, jak ja, dziewczyna metr sześćdziesiąt i pięćdziesiąt kilo wagi, zabija mężczyznę wyższego o dwie głowy i dwa razy cięższego? Tego nie wzięli pod uwagę, skazując mnie na śmierć.
Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że cała dygocę. Drgawki były na tyle silne, że zwróciły uwagę mojej współlokatorki. Zsunęła nogi z łóżka — tylko to widziałam. Dalej nie miałam odwagi, by spojrzeć jej w oczy.
— Strasznie się cykasz, co? — Miała melodyjny, kobiecy głos. Spodziewałam się wszystkiego: przepitego alkoholem i charczącego, lub przeżartego dymem tytoniowym. Tymczasem moja współlokatorka zwróciła się do mnie dźwięcznie i nadzwyczaj miło.
Podniosłam głowę i wreszcie otwarcie się jej przyjrzałam. Dziewczyna miała blond włosy, upięte w cztery, przezabawne i sterczące na różne strony, kucyki. Chwilę dumałam, po co zrobiła sobie tak durną fryzurę, ale bałam się, że uchwyci moje zdziwione spojrzenie, więc szybko odwróciłam wzrok i wbiłam go w zgrabny nos, zjeżdżając zaraz na wąskie usta i smukłą brodę. Była ładna.
Ale wciąż nie popatrzyłam w jej oczy.
— Skup się na rozmówcy, to połowa sukcesu — skwitowała.
Z trudem podniosłam spojrzenie i zatopiłam się w morzu. Ciemnym, przepięknym, głębokim morzu. Niebywałość koloru jej oczu zachwyciła mnie do tego stopnia, że zamiast się odezwać, siedziałam z lekko uchylonymi ustami, przypatrując się dziewczynie i szukając w myślach najlepszego określenia, opisującego tę barwę. Hipnotyzowała spojrzeniem do tego stopnia, że zaschło mi z wrażenia w gardle.
Nie chciałam nawet myśleć, jak działa na mężczyzn. A raczej działała — na wolności.
— Nie radzę się tak gapić na inne dziewczyny — mruknęła obojętnie. Zachowała oschłość na twarzy, choć głos cały czas był w miarę miły. Nie naskoczyła na mnie, nie obraziła się, nie zrobiła niczego, co wskazywałoby na jej złość.
Ocknęłam się w sekundę po jej stwierdzeniu i uśmiechnęłam przepraszająco, kryjąc zażenowanie za dłonią, którą nerwowo potarłam czoło.
— Nie chciałam — sapnęłam. — Wybacz.
— Mnie to nie przeszkadza — odparła spokojnie. — Ale od innych możesz dostać za to w kość. Panuj nad sobą.
— Jasne — przytaknęłam szybko. — Już nie będę.
Wyprostowałam się i rzuciłam wzrokiem na metalowe kraty. Odgradzały mnie od wolności, nieprzyjemnie uświadamiając, jak przewrotny lubi być nasz los. Wrobić kogoś w morderstwo tylko dlatego, że się znalazło w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie? Przezabawne, cholerny losie, przezabawne.
— Temari. — Zerknęłam na dziewczynę. Wyciągała do mnie rękę. Jej gest, nie powiem, zdziwił mnie do tego stopnia, że dopiero po chwili odwzajemniłam uścisk. Z całą pewnością w oczach Temari wyszłam na strachajło, ale to nie moja wina! Ona już tu siedziała, była przyzwyczajona, a dla mnie… Dla mnie to nowy świat. Jakby ktoś wrzucił mnie do klatki pełnej lwów. Walka o przetrwanie właśnie się rozpoczęła, a ja nie byłam na to przygotowana.
— Sakura — mruknęłam cicho, unikając jej spojrzenia.
— Kwiat wiśni — skwitowała. Mogłabym przysiąc, że się uśmiechała, ale nie miałam pewności, z jakiego powodu. Z zażenowania moim tchórzostwem? Czy może cieszyło ją, że w końcu ma z kim porozmawiać?
Albo czuła wyższość i wiedziała, że wkrótce mnie zgnoi.
Nie ufaj nikomu — zagrzmiał głos Kakashiego. Nikomu.
— Za te swoje zawiasy dostaniesz tutaj solidny wpierdol — mruknęła Temari. Przypatrzyłam się jej uważniej; siedziała na łóżku pochylona w moim kierunku, a po jej ustach błąkał się zawadiacki uśmiech. W jej pięknych oczach czaiło się zainteresowanie, ale również wyraźne rozbawienie. Moja reakcja — to z niej się śmiała w duszy. Z mojej ciapowatości.
— Nie przywykłam do więzienia — charknęłam.
— O, to na pewno. — Temari uśmiechnęła się szeroko i z powrotem położyła na pryczy. Ta również zaskrzypiała. Zrzędliwe z nich zołzy. — Jesteś tu w końcu pierwszy dzień. Prawda? — Łypnęła na mnie z dziwną powagą, przedłużając niezręczną chwilę w nieskończoność. Albo wyjątkowo bawił ją mój strach, albo miała taki sposób bycia, do którego będę musiała przywyknąć.
Do niczego nie chciałam się tutaj przyzwyczajać! A już zwłaszcza do jakiegoś babska z celi.
— Prawda — fuknęłam. — To mój pierwszy dzień.
— No. — Temari wrócił uśmiech. — Spokojna głowa, nauczysz się jak tutaj żyć. Albo inaczej — znów popatrzyła na mnie z dziwnym zafascynowaniem — ja cię nauczę.
Po moich plecach przebiegły nieprzyjemne, nieproszone dreszcze. Z trudem zapanowałam nad cisnącym się na usta grymasem. Opanowałam się do tego stopnia, żeby jedynie odwrócić od rozmówczyni wzrok i skupić się na czymś, co mnie od zawsze uspokajało.
Sai. Miał do mnie anielską cierpliwość, a przynajmniej tak sobie od zawsze wmawiałam, usprawiedliwiając tym samym jego napady złości, którą — ponoć — zabiłam. Sama w to nie wierzyłam, ale sędziowie już tak, co zresztą było zupełnie niedorzeczne. Przypuśćmy — okej, zamordowałam go z zimną krwią, ale w tym momencie tego nie pamiętam. Byłam niepoczytalna, tak? Zamiast umrzeć, powinnam wylądować w wariatkowie… Choć już nie wiedziałam, co gorsze. Męczyć się z psycholami, czy zaznać błogiego spokoju?
Jedno było pewne: czułam niewinność każdym skrawkiem mojego ciała. Niesprawiedliwość wykręcała mi jelita na drugą stronę, a gula w gardle, w postaci mojego serca, z lekka mnie przyduszała.
— Więc… — Popatrzyłam od niechcenia na Temari. Naprawdę nie zamierzałam utrzymywać z nią kontaktu wzrokowego. — Za co cię wsadzili?
— Za nic — fuknęłam urażona. — Właśnie, że za nic. — Ukryłam twarz w dłoniach, jakby od tego zależało całe moje życie. Chciałam się na tym skupić i wyprzeć myśl, że znajdowałam się w najprawdziwszym więzieniu.
— A to ci niesprawiedliwy los — zironizowała dziewczyna. Gwałtownie podniosłam głowę, żeby wbić w nią piorunujące spojrzenie. Temari od razu zauważyła zmianę w moim zachowaniu, bo zmarszczyła brwi, uśmiechając się wrednie. Urosła we mnie nienawiść i gdyby nie to, że byłam tylko słabą Haruno, rzuciłabym się na blondynkę i powyrywała jej te kitki z głowy. Co za durna fryzura!
— O co ci chodzi? — fuknęłam. — Wrobili mnie w morderstwo i chcą za to zabić! — dodałam przerażona. Co z tego, że właśnie odsłoniłam swoje uczucia. Co z tego, że rozpacz miałam wymalowaną na twarzy, a głos niesłychanie mi drżał. Co z tego, skoro moje zagubienie sięgało zenitu? Nie umiałam nad sobą panować, nie w takiej chwili! Nie, kiedy kolejna osoba mi nie wierzyła!
— Tak łatwo tutaj nie skazują na śmierć — zauważyła przekornie Temari. Usiadła po turecku na pryczy i mrużąc oczy, jakby chciała wyczytać ze mnie wszystkie informacje, taksowała wzrokiem moją twarz. — Niech zgadnę — zaczęła i kiwnęła wskazującym palcem, jakby wpadła na iście genialny pomysł — zabiłaś swojego faceta.
— Co? — Skąd ona, u licha, wiedziała? To było niemożliwe.
Zaczęłam nabierać podejrzeń, że ta cholerna Temari, dziewczyna z durnymi kucykami, ma coś wspólnego z moim wyrokiem. To było absurdalne, to prawda, ale jakim cudem wywnioskowała zbrodnię, której rzekomo się dopuściłam, tak szybko?
— Spokojnie, Kirsche, tak tylko powiedziałam.
Ofukałam ją kilkukrotnie, zanim zapanowałam nad galopującym sercem i chęcią mordu — takiego prawdziwego, bez żadnego wrabiania w to osób trzecich.
Ktoś — podkreśliłam — zabił mojego faceta. Ja po prostu…
— Miałaś pecha — weszła mi w słowo. — Niewiarygodnego — dodała. Na jej buźce odmalował się uśmiech pełen kpiny. Kompletnie mi nie wierzyła.
Ja wiedziałam. Może i z jej perspektywy moje słowa brzmiały jak nieumiejętny żart lub próba odwrócenia kota ogonem, ale taka była prawda. Szkoda tylko, że znałam ją jedynie ja. I Sai, który niestety zeznawać nie mógł.
Bo nie żył.
Żal ścisnął moje serce. Znów uparcie walczyłam ze szlochem, podczas gdy Temari położyła się na pryczy. Wiercipięta z niej cholerna.
— Ja — zaczęła, patrząc w sufit. Prawą rękę podłożyła pod głowę, natomiast lewą zataczała tylko sobie widoczne kółka w powietrzu. Wytężyłam wszystkie swoje zmysły, chcąc skupić się tylko na niej i choć na chwilę przestać lamentować nad swoim losem.
Przecież nie był on jeszcze przegrany, prawda?
— Ja zabiłam faceta — przyznała. — W dodatku mojego. — Temari uśmiechnęła się z drwiną. Prychnęła pod nosem i pokręciła głową, jakby niedowierzając w to, czego się dopuściła.
Mnie natomiast ogarnęły ciarki na całym ciele. Oto ja, bezbronna Sakura Haruno, dzieliłam celę z najprawdziwszą morderczynią. W najgorszych snach mi się to nie śniło, a tu nagle — bang! Znajdowałam się w więzieniu i rozmawiałam z pieprzniętą blondynką z czterema kitkami, która zabiła swojego faceta.
— Nie masz pojęcia, Kirsche, jaki on był wkurwiający. Nie masz pojęcia.
Przyglądałam się jej z lekkim otępieniem. Z jednej strony interesowało mnie, co ma mi do powiedzenia, ale moje udupienie w tym gównie przesłaniało wszelkie możliwe tematy do rozmów. Chcąc nie chcąc, skupiałam się wyłącznie na sobie.
Nie podjęłam tematu jej faceta. Bałam się, że zabije i mnie — skoro pozbawiła życia dorosłego mężczyznę, nie miałaby żadnych trudności w zrobieniu tego samego mnie. A ja nie miałam siły na obronę. Nie miałam siły na nic.


Temari szybko zorientowała się, że dzisiaj ze mną nie porozmawia. Resztę dnia przesiedziałyśmy w ciszy, a noc okazała się być wyjątkowym utrapieniem. Nie przespałam nawet sekundy, ciągle kręcąc się z boku na bok i powstrzymując łzy. W ciemności cela była jeszcze straszniejsza, a ciężka atmosfera gniotła już nie tylko serce, ale i całe ciało. Zupełnie, jakby siedział na mnie wielki potwór, pragnący połamać mi wszystkie kości. Otoczyło mnie przytłoczenie, ogarnął niewypowiedziany smutek i żal do sędziego, który skazał mnie na te męczarnie. Innego określenia nie umiałam znaleźć na swoją sytuację.
Męczarnia.
To było dobre, bo wyrażało właściwie wszystko, co wyrazić miało. Stan, w którym się znalazłam, ciężko było jakkolwiek opisać słowami, a to jedno pasowało idealnie. Opisywało z góry na dół moje położenie i emocjonalną labilność. Raz byłam smutna, by zaraz ociekać złością i wszechogarniającym, popularnym wkurwem. Niesprawiedliwość bolała bardziej, niż śmierć Saia.
O nie, przepraszam. I to i to bolało równie okrutnie, ale od zabójstwa mojego chłopaka minęło już… Ile? Pięć miesięcy? Pięć miesięcy i trzy dni? Tak, coś koło tego. W jakiś sposób oswoiłam się z myślą, że go nie ma i nie będzie, ale nie umiałam pogodzić się z moją nową rzeczywistością. Sytuacja była na tyle irracjonalna, że czasem aż chciało mi się śmiać. O ironio. Straciłam ukochanego i wolność.
Dobra, może i fakty mówią same za siebie — byłam u niego przed śmiercią. Pokłóciliśmy się i w akcie złości pchnęłam go dość mocno na szafkę, ale przecież go nie zadźgałam! Na wszelkie grzechy tego świata, to nie ja wbiłam mu nóż w brzuch! Trzykrotnie! Sakura Haruno nie była do tego zdolna, na litość boską. Kipiała niewinnością i wkurwieniem. Co za ironia.
Ale bólu w sercu nie dało się wyleczyć. Świadomość, że mam umrzeć, skutecznie tłamsiła jakiekolwiek chęci do walki, a przy tym — do życia.
Może to i zbawienie?


Z samego rana Temari zarzuciła na biały podkoszulek więzienną, granatową bluzkę. Jako, że ja swojej nawet nie zdjęłam do spania, nie musiałam specjalnie się szykować, choć jeszcze nie wiedziałam, do czego. Czułam natomiast, że coś się wydarzy.
Dziewczyna podeszła do kraty i zerknęła na mnie przez ramię. Złapał mnie skurcz żołądka tak upierdliwy, że skuliłam się na pryczy. Temari skinęła głową, żebym podeszła, co zrobiłam wyjątkowo niechętnie. Blondynka emanowała dziwną aurą, mniej przyjazną od tej wczorajszej. Stanęłam za nią w ciszy, poprawiając rękawy bluzki.
Wyjątkowo durnie wyglądałam w granatowym, więziennym stroju. Ten ubiór kompletnie do mnie nie pasował, i choć nie przejmowałam się za szczególnie swoim wyglądem, o czym świadczyły między innymi sterczące w nieładzie włosy, to jednak kolor ubrania jeszcze bardziej mnie dołował. Zupełnie, jakby wszystko tutaj miało przytłaczać. Wygląd celi, moja współlokatorka, ubiór. A już najbardziej wizja rychłej śmierci.
Nagle kraty z głośnym hukiem automatycznie się otworzyły. Temari pewnie wystąpiła naprzód i zrobiła mi miejsce, podczas gdy ja zamarłam w miejscu, bojąc się zmierzenia z więzienną rzeczywistością. Wrosłam w kamienną podłogę i stałam się jej częścią — dosłownie. Stałam jak słup soli, nie wiedząc, co się ze mną dzieje. Ogarnęły mnie dreszcze, przed oczami latały mroczki, a czas upływał w niesamowicie wolnym tempie.
Zebrało mi się również na wymioty. Odwróciłam się szybko do klozetu i zwróciłam wodnistą zawartość swojego żołądka. Wstrząsnęły mną tak nieprzyjemne torsje, że automatycznie z gardła wydobył się przeciągły jęk, a do oczu napłynęły łzy. Dławiłam się wymiocinami i upokorzeniem.
Nagle poczułam czyjeś ostre spojrzenie na swoich plecach. To całkiem zabawne, zważając na fakt, że nie posiadałam oczu z tyłu głowy, choćbym nie wiem jak chciała. Natomiast żar, którym obsypał mnie ktoś z zewnątrz, wyraźnie dał mi w kość. Wytarłam wierzchem dłoni usta, z nadzieją, że więcej nie zwymiotuję. Bardzo powoli, bojąc się napotkać nieznajomego, odwróciłam samą głowę, wciąż pochylając się nad muszlą.
— Haruno Sakura — wydukał mężczyzna, nieprzyjemnie służbowym głosem. Zupełnie, jakby był w wojsku i ktoś kazał mu odliczać. Skinęłam do niego niepewnie, czując nawracające torsje. — Wystąp tutaj — rozkazał.
— Zwymiotuję — jęknęłam i znów pozbyłam się zawartości swojego żołądka. Kwas podrażnił moje gardło, przez co zakaszlałam jeszcze kilka razy, nim odczułam wymarzoną ulgę. Mimo to gorycz w ustach była równie nieznośna, co czarne oczy wpatrującego się we mnie strażnika.
— Haruno, wystąp! — powtórzył wyuczonym tonem głosu.
Z trudem podniosłam się z klęczek i słaniając się na nogach, podeszłam do mężczyzny. Miał czarne włosy, które układały się wokół jego twarzy jak hełm. Równa grzywka i gęste, ciemne brwi czyniły go naprawdę zabawnym człowiekiem. Nie odczułam przed nim żadnego respektu, a zdeterminowanie kryjące się w jego oczach i młodo wyglądająca buźka wskazywała, że nie pracował tu szczególnie długo.
Wyszłam przed celę, bardzo niepewnie zerkając to w prawo, to w lewo. Wszystkie więźniarki stały w równym rzędzie, z nudą spoglądając na sprawdzających je klawiszy. Mężczyźni po kolei wymieniali nazwiska, a te z obojętnością odpowiadały „jest”.
— Apel jest osiem lub dziesięć razy dziennie, przywykniesz — mruknęła cicho Temari. Zwróciłam na nią swoje spojrzenie. Twarz dziewczyny spowiła obojętność. Jej malachitowe oczy straciły blask, którym jeszcze wczoraj delikatnie świeciły. Stały się matowe, ale wciąż były piękne.
Skinęłam głową, choć nie byłam pewna, czy Temari to w ogóle zauważyła. Skupiłam się natomiast na budowie więzienia. Znajdowałam się właśnie na pierwszym piętrze. Od cel z naprzeciwka odgradzał nas swego rodzaju balkon, dzięki czemu mogłam zobaczyć również, co jest na dole. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu — kolejne cele. Budynek był przestronny, o kształcie prostokąta i wyjątkowo dołujący. Szare kolory, metalowe rury i zimne, ledowe oświetlenie. Ten niewidzialny ktoś znowu mnie ścisnął, a już najmocniej złapał za serducho.
— Idziemy!
Więźniarki automatycznie zwróciły się w prawo. Nieudolnie i nieco za wolno wykonałam ten sam gest, starając się — podobnie jak pozostałe dziewczyny — iść po namalowanej na podłodze grubej, żółtej, poblakłej linii. Patrzyłam pod nogi, unikając wzroku mijanych strażników, nie chcąc, by stała mi się krzywda. Ponad wszystko pragnęłam uniknąć więziennych nieprzyjemności, dlatego potulna jak baranek, kierowałam się za Temari, niemal depcząc jej po piętach.
Słyszałam pomruki dziewczyn oraz ich wesołe rozmowy. Nie mieściło mi się w głowie, że część z nich może być w naprawdę dobrym nastroju, zważając na rzeczywistość, w której aktualnie się znajdowałyśmy. Szare, obdrapane ściany w niczym nie przypominały ludzkich warunków. Zimny beton z brakującymi kawałkami sprawiał, że mój chód stał się niepewny jak nigdy. Czułam się, jakbym szła na śmierć, a nie na śniadanie.
Po chwili moim oczom ukazały się schody, na których również znajdowali się strażnicy. Wpatrywali się w nas obojętnie, jakbyśmy były nic niewartymi śmieciami, co wyjątkowo mocno dźgało moją dumę. Nigdy nie lubiłam być poniżana, a tutaj w ciągu kilku godzin zaznałam tego więcej razy, niż w całym dotychczasowym życiu. Ich wzrok wypalał na mojej skórze piętna morderczyni i zwyczajnej świruski. Zupełnie, jakby wiedzieli, co mi się przydarzyło. Nie mieli pojęcia, a oceniali. Gardzili i zapewne, gdyby tylko mogli, skopaliby mnie na śmierć, w ten sposób okazując swój ogromny „szacunek” do mojej osoby.
Od schodów szło się w prawo — korowód więźniarek przeszedł przez kolejne drzwi, obdrapane podobnie jak ściany. Zimno tego miejsca uderzało w moje ciało ze wzmożoną siłą — połączone z nienawistnymi spojrzeniami ponurych strażników. Długim korytarzem zaprowadzono nas do ostatniego przejścia, prowadzącego do ogromnej jadalni. Stare, metalowe stoliki z pordzewiałymi rogami wręcz paliły się do tego, by ktoś przy nich przysiadł. Skrzypiące krzesła krzyczały pod naporem ludzkiego ciężaru, a marudne lampy migotały, jakby miały napad epilepsji. Dopiero po chwili się uspokoiły i rozjarzyły jasnym, wywołującym ból głowy, światłem.
Jak się okazało, znajdowałam się prawie na samym początku tego korowodu wygłodniałych więźniarek. Niewielka kolejka ustawiona przede mną prowadziła do lady, zza której pulchny chłopak nakładał dziewczynom jedzenie na talerze — plastikowe, a jakże. Tutaj wszystko było bronią, ale widelców zabrać nam nie mogli. Co z tego, że z plastiku, skoro mogły bezproblemowo wbić się w szyję i zabić. Dlatego nadzór na stołówce był wyjątkowo gęsty — w każdym kącie stało po dwóch klawiszy, a część z nich przechadzała się pomiędzy stolikami, kontrolując sytuację. Wzdrygałam się za każdym razem, gdy spojrzenie któregoś z nich padało na mnie.
Usłyszawszy głośne odchrząknięcie, wróciłam do rzeczywistości i pognałam do przodu; kolejka zdążyła się posunąć o parę metrów. Nie mając odwagi zerknąć za siebie, uparcie wpatrywałam się w plecy Temari i aż się dziwiłam, że jeszcze nie wypaliłam w jej ubraniu dziury, tak solennie to robiłam.
— To jest Chouji. — Dziewczyna nagle zerknęła na mnie przez ramię i głową wskazała pulchnego chłopaka. Powędrowałam za jej spojrzeniem, przypatrując się jego brązowym, kręconym włosom w stylu afro. Wyglądał na sympatycznego. — Jest milutki, zupełnie tu nie pasuje — skomentowała Temari, posuwając się krok na przód. — Uśmiechnij się ładnie a da ci łyżkę ryżu więcej. Lub czego tam chcesz.
Skinęłam głową, zapamiętując cenne wskazówki dziewczyny. Dlatego gdy nadeszła moja kolej, niemrawo uniosłam kąciki ust ku górze, a zostałam za to obsypana ciekawskim spojrzeniem.
— Ooooch, nowa! — wykrzyknął zdumiony Chouji. Zamrugałam kilkukrotnie powiekami i skinęłam głową. Jego energiczne przywitanie wprawiło mnie w zakłopotanie, bowiem wszystkie więźniarki, stojące za mną w kolejce, zwróciły na tę scenę swoją uwagę. — Witaj na naszej stołówce! Mam nadzieję, że jedzenie będzie smakowało!
Ja też — cisnęło mi się na usta, ale ostatecznie posłałam chłopakowi tylko blady uśmiech. Wolałam mu nie podpaść.
Chouji nałożył na mój talerz dziwną papkę, która najwyraźniej miała być jajecznicą, ale wyglądała wręcz obrzydliwie. Oprócz tego dwie kanapki nieco czerstwego chleba, ale zdatnego do spożycia oraz ciepłą herbatę z obleśnym, cytrynowym syropem. Niemniej marudzić nie mogłam — kolejny posiłek zapowiadał się dopiero za kilka godzin, a chcąc przetrwać w tej dziczy, musiałam mieć na to siłę.
Niepewnie rozejrzałam się w poszukiwaniu wolnego stolika lub Temari, ale żadne z tych nie rzucało mi się w oczy. Poczułam autentyczny strach — zostawiona sam na sam z więźniarkami, z czego każda wyglądała coraz gorzej, zaczynałam powoli panikować. Uparcie szukałam wzrokiem punktu zaczepienia, czterech zabawnych kitek, które w tym momencie nie wywołałyby śmiechu, ale ulgę, jednak moje zbawienie nie nadchodziło. Ścisnęłam mocniej tackę z posiłkiem, ręce zaczęły mi się trząść jak zwariowane, a do głowy napłynęło tyle adrenaliny i paraliżującego strachu, że nie mogłam nawet drgnąć.
Kirsche.
Odwróciłam się gwałtownie w kierunku wołającego mnie głosu. Temari siedziała w rogu sali, przy wolnym, sześcioosobowym stoliku. Nie rozglądając się wokół pognałam w jej kierunku, i choć nie traktowałam jej jak przyjaciółki, czy choćby dobrej znajomej, ba! W ogóle znajomej, to poczułam ulgę, że nie jestem sama. Że mnie zawołała. Przygarnęła pod swoje kitki.
Usiadłam przy stoliku roztrzęsiona, jakbym dopiero co puszczała porannego pawia. Temari to jednak nie interesowało, ze spuszczonym wzrokiem jadła swoją jajecznicową papę, nie obdarzając mnie nawet krótkim spojrzeniem. Przywołała mnie do siebie, ale tak naprawdę było jej obojętne, czy tu przyjdę, czy nie. Ja cała byłam jej obojętna — to dało się wyczuć na kilometr.
Więc czemu mnie zawołała?
Nieważne — prychnęłam w myślach. Nie interesuj się. Po prostu jedz i jej nie denerwuj.
Nie wiedzieć czemu czułam, że nie powinnam mieć jej za wroga.
Niepewnie włożyłam papę do ust, która w smaku nie okazała się być tak straszna, jak w wyglądzie. Jadłam mechanicznie, patrząc tylko w swój stolik, pod ostrzałem spojrzeń pozostałych więźniarek. Czułam, że się przypatrują, zaciekawione nową twarzą. Pożerały mnie wzrokiem, krępując każdy mój ruch, oddech, bicie serca. Tak jakby ich oczy potrafiły kontrolować mechanizm ludzkiego organizmu, jakby siłą spojrzenia przyśpieszały pracę moich płuc i serca. Jakby chciały mnie tym wykończyć. Pytanie tylko: dlaczego? Co im nie pasowało w Sakurze, która nie chcąc nikomu zawadzać, usiadła sobie ze swoją współlokatorką, z boku, starając się nikomu nie rzucać w oczy?
Panika sięgnęła zenitu, gdy ktoś się do nas przysiadł. Temari przeniosła piorunujące spojrzenie na więźniarkę, natomiast ja wbiłam spojrzenie w jajecznicę jeszcze bardziej uparcie, niż przedtem. Serce waliło mi jak młotem, zaczęłam się pocić a w mojej głowie dudniły wszystkie odgłosy, jakie w tym momencie pałętały się po stołówce: rozmowy, śmiechy, mlaskanie, tarcie plastikowym widelcem o plastikowy talerz, przełykanie herbaty, siorbanie, szum klimatyzacji. Wszystko uderzało we mnie ze zdwojoną siłą, mamiąc zmysły i zdolność do racjonalnego myślenia. Odlatywałam w swój świat. Prawie mdlałam.
— A, to ty — mruknęła obojętnie Temari, wróciwszy do posiłku. Odpowiedziała jej cisza — najwidoczniej dziewczyna była równie przestraszona, co ja.
Odważyłam się zerknąć w lewo, gotowa dostrzec kogoś, kto przyprawi mnie o zawał serca, tymczasem wszystkie moje obawy w mig wyparowały, gdy moim oczom ukazała się drobna szatynka o czarnych oczach, równie skulona co ja. Patrzyła na mnie niepewnie, z ukrytym w spojrzeniu strachem. Gdy tylko pochwyciła mój wzrok, szybko się zreflektowała i zerknęła na jedzenie. Zrobiłam podobnie, przez co przy stoliku zapadła ciężka cisza.
— Matsuri, Sakura — odezwała się nagle Temari. Obrzuciłyśmy ją zdezorientowanym spojrzeniem, podczas gdy ona nas nim nie zaszczyciła. Skinęłyśmy do siebie z nowo poznaną więźniarką i w ciszy wróciłyśmy do posiłku.
Wcale nie chciałam poznawać nowych osób. Więzienie miało być dla mnie czasem spędzonym w samotności, kilkoma miesiącami w milczeniu, a nie wynajdywaniem nowych przyjaciół. Nie byłam na coś takiego gotowa.
Na nic nie byłam gotowa. A już na pewno nie na śmierć.
Śniadanie zjadłyśmy w zupełnej ciszy. Nie przysłuchiwałam się nawet rozmowom pozostałych dziewczyn, bowiem zbyt mocno zaabsorbowało mnie wpatrywanie się w pusty talerz i unikanie spojrzeń zaciekawionych więźniarek. Zupełnie tak, jakbym była nowym eksponatem w muzeum. Tak też poniekąd było. Nowa w więzieniu — co zrobiła, za co siedzi, czemu ma różowe włosy? Na pewno je to interesowało. Oraz jaka jestem. Czy będę zadziorna, cicha, pomocna, wkurwiająca? A ja sama tego nie wiedziałam. Na ten moment — cicha. Ale obiecałam Kakashiemu, że wyrobię sobie pozycję i nie dam się zgnoić, a to oznaczało, że przeistoczę się w zadziorną. I wkurwiającą.
Po posiłku ustawiłyśmy się w rzędzie, a strażnicy po raz kolejny sprawdzili, czy są wszystkie dziewczyny. Tą samą drogą odprowadzono nas do cel, gdzie miałyśmy w spokoju strawić śniadanie, tudzież zanudzić się na śmierć. Niepewnie popatrzyłam na Temari, która spod łóżka wyciągnęła książkę i bez żadnego zainteresowania moją osobą, zaczęła ją czytać. Czym prędzej odwróciłam wzrok, skupiając się na widoku zza krat, jednak przechodzący obok strażnicy w żaden sposób mnie nie interesowali. Ostatecznie położyłam się na pryczy i dopiero wtedy, najedzona i wymęczona nocą, usnęłam.


Kolejnym punktem dnia był spacerniak. Strażnicy, po uprzednim apelu i sprawdzeniu obecności, wyprowadzili nas prostym korytarzem na wielki plac oświetlony słońcem. Gwiazda unosiła się wysoko na niebie, a ja wciągnęłam powietrze do płuc na tyle mocno, że aż się nim zachłysnęłam. Tego mi brakowało; jeden dzień bez słońca robi kolosalną różnicę.
Spacerniak był obszernym placem z paroma ławkami i drewnianymi stołami, przy których porozsiadały się inne więźniarki. Po prawej stronie prostokątnego obszaru było mini-boisko z koszem do gry w koszykówkę, przy którym ustawiła się grupka dziewczyn. Po lewej z kolei inne więźniarki zajmowały się ćwiczeniami — miały nawet ciężarki i sztangi. Nie spodziewałam się takiego widoku. Szczerze mówiąc byłam pewna, że spacerniak okaże się niewielkim placem, otoczonym z każdej strony szarymi budynkami, tymczasem nas otaczał wysoki, brązowy płot, który nie przytłaczał na tyle, żebym czuła skurcz serca. To było jedyne miłe miejsce, które do tej pory spotkałam. Pomijając kręcących się tutaj strażników, mogłam nawet powiedzieć, że znajduję się na wielkim boisku przy jakiejś szkole.
Cichutko dreptałam za Temari, która pewnym krokiem zmierzała w sobie znanym kierunku. Najwyraźniej miała miejsce, w którym zwykle przesiadywała i trochę się bałam, że uzna mnie za marudną ciamajdę, jednak ani na chwilę nie oderwałam spojrzenia od jej pleców. Czułam się przy niej odrobinę pewniej i chciałam wierzyć, że pomoże mi przetrwać to piekło.
Dziewczyna usiadła na oddalonej od największego tłumu ławce. Zatrzymałam się kilka metrów od niej, nie wiedząc, czy mogę tak po prostu się do niej przysiąść, ale ta na szczęście skinęła do mnie głową, więc szybko przycupnęłam tuż obok. Temari rozsiadła się wygodnie, natomiast ja siedziałam jak na szpilkach, z przerażeniem obserwując przechadzające się tutaj dziewczyny.
— Wypuszczają nas mniej więcej po połowie, czasem, jeśli więźniarek jest za dużo, dzielą spacer na trzy tury — wyjaśniła, przejeżdżając spojrzeniem po kryminalistkach. Powędrowałam za nim, starając się zapamiętać mimikę każdej z nich. Instynktownie wyczuć, komu nie podpadać.
W pewnym momencie Temari pochyliła się i oparła łokciami o kolana. Patrzyłam na nią zajadle, jakbym chciała wyrwać z jej głowy wszystkie myśli. Nie musiałam tego robić. Sama zaczęła mówić.
— Jest tutaj kilka grup, na które powinnaś zwrócić uwagę — zaczęła obojętnie. Nie patrzyła na mnie. Właściwie nawet nie wiem, czemu mi to wszystko mówiła, ale skupiałam się z całych swoich sił, byleby zapamiętać każde jej słowo. — Spójrz tam, na prawo — mruknęła, głową wskazując odpowiedni kierunek. Pobiegłam za jej spojrzeniem, zatrzymując się na skupionych w kilkuosobowej grupce dziewczynach. Największą uwagę zwróciła więźniarka o długich, pofarbowanych na granatowo włosach. Grzywka subtelnie opadła na jej czoło, podkreślając tym samym barwę jasnych tęczówek. Wydawała się być niepewną osobą, jakby trafiła tu zupełnie przez przypadek. Dokładnie tak, jak ja. Rozmawiała spokojnie z jedną z dziewczyn, która swoje ciemne włosy upięła w dwa kucyki, ale na jej twarzy malowało się zdeterminowanie. Woda i ogień. Dwie zupełnie inne dziewczyny, kompletne przeciwieństwa, a wyglądały tak, jakby naprawdę dobrze się dogadywały. — To są popieprzone mamuśki. — Temari z powrotem przykuła moją uwagę. Zmrużyłam oczy, nie mając pojęcia, o czym mówi. — Siedzą tutaj za zabicie swoich dzieci, co tłumaczyły jakimś baby-blues czy inną poporodową psychozą. W gruncie rzeczy bez skrupułów je zajebały, a później próbowały wymigać się od wyroku. Trochę im nie wyszło. — Temari prychnęła, a na jej usta wkroczył ironiczny uśmiech.
Przyglądałam się popieprzonym mamuśkom z niemałym obrzydzeniem. Nie pojmowałam, jak można zabić kogokolwiek, a już zwłaszcza własne dziecko. Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć i przypuszczałam, że tak się nie stanie — dopóki sama nie doświadczę na skórze baby-blues, nie uwierzę, że można tak cholernie znienawidzić własne maleństwo, które nosiło się pod sercem przez dziewięć miesięcy! To czyste zwyrodnialstwo!
— Tam — Temari wskazała na stojącą w drugiej części spacerniaka grupkę — są piękne siłaczki. Na nie uważaj. To, że wyglądają jak lafiryndy nie oznacza, że nie potrafią się bić. Zabiłyby cię jednym uderzeniem.
Przyjrzałam się uważnie dziewczynom, z czego dwie wyraźnie odznaczały się na tle grupy. Jedna z nich była wysoką blondynką o bardzo długich włosach, upiętych w wysokiego kucyka. Z tej odległości nie widziałam jej oczu, ale biła od niej pewna siebie aura i już wiedziałam, że nie będę chciała mieć z nią do czynienia. Podobnie jak z czerwonowłosą, nieco niższą od koleżanki, dziewczyną. Obie zdawały się miażdżyć pozostałe więźniarki swoją postawą, a to tylko pogarszało mój, i tak już podły, nastrój. Gasiły mnie tylko tym, że w ogóle stały na tej samej powierzchni, co ja.
Chcąc zapobiec niepotrzebnym nieporozumieniom, odwróciłam od nich wzrok i skupiłam się na własnych paznokciach. Były krótkie i matowe, straciły blask — podobnie, jak cała moja osoba.
— Jest jeszcze trzecia grupa. — Głos Temari nakazał mi poderwać do góry głowę. Powędrowałam za jej spojrzeniem i dostrzegłam siedzące przy stole dziewczyny. Większość z nich zdawała się zlewać w tłumie i podobnie jak przy pozostałych grupach, tylko dwie z więźniarek szczególnie się wyróżniały. Jedna miała czarne jak smoła, długie włosy, druga zaś różowe, choć nieco ciemniejszą barwę od moich. Siedziały do mnie przodem i beznamiętnym wzrokiem taksowały swoje towarzyszki. — Te z kolei są nieco oderwane od rzeczywistości. Tayuya, ta różowa, oraz Tsuchi, ta czarna, grały kiedyś w jednym zespole, aż w końcu postanowiły wymordować pozostałe członkinie swojej bandy. A, no i są lesbijkami. Podobnie jak wszystkie dziewczyny, które je otaczają. Powinnaś zmienić kolor włosów. — Nagłe pociągnięcie za kosmyk sprawiło, że cała zadrżałam. Przeniosłam spojrzenie na Temari, która zdążyła się już ode mnie odwrócić. — Te psycholki zwracają uwagę na takie szczegóły.
Skinęłam głową, choć wiedziałam, że i tak się nie przefarbuję. Spośród wszystkich rzeczy, chociaż to chciałam zachować, skoro tyle mi już odebrano. Zabrano mi nawet wspomnienia — złamali mnie psychicznie i wydarli ze wszystkich dobrych chwil, pozostawiając w głowie jedynie żal, rozpacz, niewypowiedzianą chęć śmierci i niewielką wolę walki — ducha, który nie pozwalał mi się zabić.  Tylko złudna nadzieja trzymała mnie przy życiu. Odliczanie dni do kolejnego spotkania z Kakashim, który wreszcie obieca, że wyciągnie mnie z tego bagna. Tak na sto procent. Że przeżyję.
— Mogę? — Cichy głos zwrócił uwagę zarówno moją, jak i Temari. Zauważywszy Matsuri, odetchnęłam z ulgą.
Moja współlokatorka skinęła głową, a ja zmałpowałam jej gest. Dziewczyna przysiadła na skraju ławki, niemal kuląc się ze strachu i czegoś, do czego jeszcze się nie przyznała. Podejrzewałam, że tak samo jak na mnie, ciążył nad nią długi wyrok, a może i nawet śmierć. I właśnie to ją przytłaczało.
Choć Matsuri się dosiadła, między nami nadal wisiała nieznośna cisza. Starałam się nie pokazywać swojego niezadowolenia, tylko z udawaną obojętnością spoglądałam na opisane przez Temari grupy, chcąc zapamiętać każdą twarz, do której nie powinnam się zbliżać. Na samą myśl, że z którąś z dziewczyn mogłabym mieć na pieńku, przechodził mnie nieprzyjemny dreszcz.
— Sakura, tak? — Matsuri patrzyła na mnie swobodniej, niż na Temari. Najwyraźniej znalazła we mnie bratnią duszę, tak samo zagubioną, jak ona.
— Tak — potwierdziłam cicho. — Sakura.
— Ładne imię — stwierdziła, a Temari cicho prychnęła. Popatrzyłam na blondynkę, jednak ta dalej wpatrywała się w punkt przed sobą.
Posłałam Matsuri blady uśmiech, nie do końca wiedząc, jak powinnam się zachować. To, że ktoś był miły, nie oznaczało, że miał dobre intencje. Kakashi powtarzał mi to na każdym kroku. Podczas mojego aresztu domowego odwiedzał mnie i wpajał reguły panujące w więzieniu. Jedna z nich brzmiała: nikomu nie ufaj. Więc nie ufałam. Nawet nie próbowałam ich lepiej poznać. Nie ciekawiła mnie przeszłość tych dziewczyn. Jedynie moja przyszłość zaprzątała mi umysł. Moja niepewna przyszłość.
— Ino dalej ci dokucza? — odezwała się nagle Temari. Dziewczyna wyprostowała się i z powagą w oczach popatrzyła na Matsuri. Szatynka struchlała i spuściła wzrok.
— Nie — odpowiedziała cicho.
— Nie, bo tak nie jest, czy nie, bo tak kazała ci mówić?
— Bo tak nie jest — wyszeptała Matsuri. — Chyba znalazła sobie nową ofiarę — dodała nieśmiało.
Patrzyłam ze zdziwieniem na obie dziewczyny i nie miałam zielonego pojęcia, kim jest Ino, ani czemu dokucza Matsuri. Domyślałam się jednak, że musi być jedną z ważniejszych osób w więziennej hierarchii, skoro siała wśród innych postrach.
Co jednak ciekawe, najwyraźniej na Temari nie robiło to najmniejszego wrażenia.
— Ino to ta blondynka — rzuciła do mnie, głową wskazując na grupkę pięknych siłaczek. — Suka jakich mało.
Kolejny raz zlustrowałam długie włosy dziewczyny i aż mnie wzdrygnęło. Nie chciałabym być jej ofiarą.
— Zadarłaś z nią? — spytałam cicho Matsuri.
— Nie. Po prostu…
— Ino ma kaprysy — wyjaśniła za nią Temari. — Podobnie jak jej przyjaciółeczka Karin. Trzeba na nie uważać, bo potrafią zgotować człowiekowi piekło. Co nie, Matsuri?
Szatynka poczerwieniała i odwróciła od koleżanki wzrok. Nie podobała mi się ta pewność siebie Temari, a już tym bardziej jej bezpośredniość, ale z drugiej strony nie dziwiłam się, że wyrobiła w sobie te cechy. Tkwiła w więzieniu już jakiś czas, musiała się przystosować.
— Kaprysy — mruknęłam cicho i schowałam twarz w dłoniach. Czułam się jeszcze bardziej przygnębiona, poznawszy tajemnice tego miejsca. Wszystko mnie przerażało. Byłam tylko małym, głupim człowieczkiem, nieprzygotowanym na śmierć za kratkami. Zresztą czy ktokolwiek był na to gotowy? Umrzeć za niewinność? Za bycie wrobionym?
— Po prostu staraj się nie rzucać w oczy — podsumowała Temari. — Zwracanie na siebie uwagi to najgorsze, co możesz tu zrobić. I nie chodzi mi tylko o Ino czy Karin.
Zmarszczyłam brwi, nie mając pojęcia, o czym dziewczyna mówi. Irytowało mnie to piekielnie, bo chciałam być świadoma niebezpieczeństw, jakie na mnie czyhają w tym bezlitosnym świecie, ale blondynka postanowiła uparcie milczeć, posyłając mi jedynie sygnał ostrzegawczy.
Miej się na baczności.
Zerknęłam kątem oka na Matsuri. Dziewczyna była blada i zdawało mi się, że właśnie się czegoś bała. W tym jednym momencie ogarnęło ją przerażenie, a ja znowu nie wiedziałam, czym jest to spowodowane. Tajemnice piętrzyły się wokół mojej osoby, a ja nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego klucza, by je wszystkie odkryć. Bałam się go szukać. Przecież każde moje pytanie mogło skończyć się podbitym okiem, o ile nie gorzej. Śliwa to aktualnie najmniejsze zmartwienie.
Leniwie ogarnęłam wzrokiem cały plac. Więźniarki zebrały się w grupki i albo spokojnie rozmawiały, albo ćwiczyły. Jedynie dwie z nich kręciły się koło boiska do koszykówki, o ile mogłam tak nazwać ten mały plac. Między nimi nieśpiesznym krokiem maszerowali strażnicy — wszyscy ubrani w ten sam, szary mundur. Szczególną uwagę zwróciłam na najbardziej uśmiechniętego. Blondyn energicznie z kimś rozmawiał, gestykulując rękami i szczerząc się przy tym od ucha do ucha. Znajdował się na tyle blisko, że do moich uszu dochodził jego podniesiony, podekscytowany głos, a w oczy rzucał się błękit jego spojrzenia. Rozbawione świdrowało po twarzy rozmówcy, raz na jakiś czas uciekając ku więźniarkom. Na sam jego widok moje serce zabiło ciut przyjemniej — fakt, że on też tutaj nie pasował, wyjątkowo mnie pocieszał. Nie wyglądał jak typowy klawisz. Był zbyt wesoły, a jego pozytywna energia dodawała innym humoru; inne więźniarki również z delikatnym uśmiechem mu się przyglądały.
Przeniosłam wzrok na towarzysza blondyna, a moim ciałem wstrząsnął mocny dreszcz. Zamarłam, nawet moje serce na chwilę przestało bić, żeby później wystartować w szaleńczym biegu. Brunet o wyjątkowo jasnej karnacji, ostrych rysach twarzy i czarnych jak smoła oczach, przypatrywał mi się z zajadłością wściekłego buldoga. Przewiercał mnie spojrzeniem na wskroś, wyraźnie ignorując swojego kolegę. Pod wpływem jego wzroku robiłam się jeszcze mniejsza — pokornie struchlałam i odwróciłam głowę, żeby nie musieć więcej na niego patrzeć. Na te oczy…
Na oczy potwora.




Witam!
W związku z licznym odzewem pod prologiem, którego nawet w najmniejszym stopniu się nie spodziewałam, uznałam, że rozdział pierwszy opublikuję wcześniej, cobyście nie musieli zbyt długo czekać. :p Mam nadzieję, że Aklimatyzacja nie zepsuła pierwszego, dobrego wrażenia i chociaż w minimalnym stopniu Wam się spodobała.
Przyznam szczerze, że Zastrzyk nie ma jakiejś porywającej akcji. Bardziej skupiłam się na odczuciach Sakury, choć akurat w drugim rozdziale przyszykowałam jej dość ostrą jazdę, mhehehe. W każdym razie nie spodziewajcie się fajerwerków i porywającej opowieści, bo Zastrzyk taki nie będzie. Liczę, że to Was nie zniechęci. A i przyznać muszę, że sama pierwszy raz wplątuję się w coś takiego, więc nie mam pewności, że mi wyjdzie i że nie zmienię brutalnej, więziennej rzeczywistości w jakąś dziwną bajkę. Miejcie nade mną kontrolę i uderzcie, kiedy trzeba — poprawię się i nie będę wypisywać bujd. :p
Dziękuję Wam przepięknie za te wszystkie komentarze pod prologiem. Naprawdę nie sądziłam, że fragment piosenki i kilka końcowych zdań może wywołać taki odzew — serduszko raduje mi się jak nienormalne. Zobaczymy, czy tego nie zepsułam. :D

Do następnego, miśki!

33 komentarze:

  1. Wiesz co mn najbardziej zdziwiło? XD Hinata i Ten Ten jako morderczynie własnych dzieci! :o
    Rozdział był super. Długi, pełen emocji ^^
    Ciekawi mnie strasznie jak to wszystko się potoczy. Naruto i Sasuke strażnicy xd będzie siędziało!
    Cóż... chyba pozostaje mi czekać na kolejny rozdział i życzyć dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czemu, ale akurat one pasowały mi na ofiary baby-blues i depresji poporodowej. xD
      Dziękuję! Starałam się jak mogłam. :)

      Usuń
  2. Skupcie się na tym, co napisała o drugim rozdziale, bo ten wypierdala z butów. xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział okej, wiadomo mniej więcej o co chodzi. Prośbę mam tylko jedną czy mogłabyś podregulowac szablon mobile? Na moim smartphonie ten rozdział ma tą samą czcionkę co tło przez co musiałam wszystko zaznaczyć by móc przeczytać, a preferuję czytanie blogów na telefonie właśnie :/ dobra nie męczę bardziej tylko weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! ^^
      Wiesz co problem mam taki, że Maja dopasowała do tego szablonu białą czcionkę, ale jako, że wklejam tekst z dokumentów google to on jest domyślnie ustawiony w kolorze czarnym i muszę po prostu ręcznie zmieniać na biały , dlatego pewnie w szablonach na komórki też jest ten kolor. I nie wiem, czy mogę coś z tym zrobić, nie zmieniając koloru tak ogółem. :(

      Usuń
  4. Powoli wracam do żywych.
    I do czytania blogów. :)
    Dziś jednak nie będzie z mojej strony zbyt długiego komentarza, wybacz. ^^ Wiedz, że rozdział bardzo mi się spodobał. Chyba dobrze wychodzi Ci opis życia więziennego. Przynajmniej tak do odbieram. Temari morderczynią - no pięknie. :D Ino, Karin. W ogóle, żadnej laski widzę nie oszczędziłaś. xd
    A Sasuke jako strażnik - odczucia Sakury co do Sasuke bardzo mnie niepokoją. Nie zdziwiłabym się, jakby Sasuke bił więźniarki, lub coś gorszego. Ale Naruto jako straznik? Nie wyobrażam go sobie w tej roli, zawsze taki dobrotliwy człowiek tutaj musiałby się wykazać stanowczością i chyba dużym dystansem do pokrzywdzonych kobiet - bo pewnie takie będą. A przynajmniej ja sobie takich strażników wyobrażam jako zwykłych nieczułych palantów. xD Pewnie Naruto taki nie będzie. :D I pewnie zaprzyjaźni się z Sakurą, co? :D
    Opisy uczuć Sakury mi się bardzo podobały, ale już po Baranku wiesz, że ja tak bardzo lubię Twój styl. :3
    Pozdrawiam Cię cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie szkodzi, dla mnie najważniejsze jest to, że w ogóle się tutaj pojawiłaś. ^^
      Ufff, skoro póki co idzie mi okej, to kamień z serca. Ano nie oszczędziłam żadnej, skoro Sakurę w to wrobiłam, to resztę też musiałam. :p
      Też nie umiałam sobie wyobrazić Naruto jako strażnika, ale z drugiej strony nie mogłoby go zabraknąć przy boku Sasuke. :D A czy się zaprzyjaźni... Zobaczymy. :>
      Cieszą mnie bardzo Twoje słowa. :> Dziękuję!
      Również pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. YYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYY WTF JESTEM ZAKOCHANA. Uwielbiam takie klimaty i uwielbiam Twoją Sakurę. Fajnie, że nie wszyscy uważają ją za pindę płacząca po kontach. Żałuję trochę, że taką jej biczą alfa stała się Temari, bo za nią nie przepadam :x No, ale znowu... tak ją pokierowałaś, że nawet dałam radę ją znieść miło sporej nie sympatii...
    Plus za przedstawienie bohaterów, ja pitoleeee, no kocham po prostu kocham :x Obserwuje, kurwełe jak nic, dodaję do czytanych na swojej podstronie i chce jeszcze ;_;
    Buzia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :3 Cieszę się niezmiernie. :>
      Właśnie uznałam, że Temari najbardziej pasuje na, jak to nazwałaś, jej biczę alfa. Mam nadzieję, że do mojej No Sabaku choć trochę się przekonasz. :D
      Dziękujęęęęęę. <3

      Usuń
  6. Kejża, oczarowałaś mnie! Totalnie ._.
    Prolog mnie zainteresował i to jak cholera. Z kolei rozdział 1... aż nie wiem, co powiedzieć. Przez cały czas czułam potrzebę współczucia Sakurze, która sobie na to wszystko nie zasłużyła. Moment, gdy Temari wprowadzała ją w codzienne życie w więzieniu - mój Boże, nie potrafiłabym czegoś takiego wytrzymać. Cóż, Sakura sama stwierdziła, że została rozdarta psychicznie i nie ma na nic siły, ale dalej ją podziwiam, że nie zaczęła płakać - bo ja na jej miejscu ryczałabym już dawno, nie patrząc na okoliczności, miejsce czy osoby wokół.
    Zastanawia mnie, co stało się z facetem Sakury - kto go zabił i jak wrobił w to Sakurę? Oby Kakashiemu udało się dowieść jej niewinności - co prawda świat łaskawy nie jest, ale niech ma choć trochę sprawiedliwości dla niej! ._.
    Tyle osób się pojawiło - i choć wszystkie te dziewczyny zasłużyły sobie na to, co je spotkało, to poczułam do nich pewien sentyment (może z wyjątkiem Ino i Karin, bo przedstawiłaś je w naprawdę złym świetle, jeśli chodzi o charakter). Mogłabym nawet powiedzieć, że współczułam im, co jest do mnie niepodobne, ponieważ nie potrafię zaakceptować morderstwa. Ale jednak!
    No i w końcu pojawiły się moje dwa skarby - Naruto i Sasuke! :3 Choć "w końcu" to prawdopodobnie złe określenie, bo to dopiero 1 rozdział, ale tak ich wyczekiwałam! :D Naruto jak zwykle uśmiechnięty - mam nieodparte wrażenie, że będzie wierzył w niewinność Sakury, ale może się mylę. No i Sasuke. O nim nie muszę wiele pisać, prawda? Powiem tyle, że opis jego spojrzenia, wyrazu twarzy - zmroził mnie. Sama zaczęłam się go odrobinę bać.
    Co do punktu "technicznego" - nie mam zastrzeżeń, bo wykonanie wyszło ci świetnie. Idealnie opisane uczucia Sakury - po prostu zakochałam się i w tej historii, i w Twoim stylu pisania. :3
    Aha! Wcześniej nie wspomniałam - szablon jest genialny! :D

    Życzę ci chęci i czasu na pisanie. :3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się jak dziecko w takim razie. ^^
      Wszystko wyjaśni się wraz z kolejnymi rozdziałami, choć akurat zagadkę do rozwikłania odnośnie jej faceta zostawię sobie na sam koniec. :3
      Muszę przyznać, że masz sporą rację w tym, co powiedziałaś o Naruto i Sasuke. Ale już nic więcej nie mówię. ;>
      Dziękuję pięknie za tak miły komentarz, pozdrawiam! :*

      Usuń
  7. *.*
    Co jak co, ale tego się nie spodziewałam. :D Nie mam pojęcia, jak to robisz, ale umiesz po prostu tak idealnie dawkować informacje, że aż Ci zazdroszczę. :D Zawsze jak sama piszę opowiadania to korci mnie jak nie wiem, żeby byle szybciej wszystko wyjaśnić i zwykle przez takie rzeczy tracę wenę... Po przeczytaniu rozdziału mam w głowie więcej pytań, niż po prologu, a odpowiedzi jest malutko, co według mnie tylko buduje świetną atmosferę. :D
    Co do Sakury... Kurczę, szkoda mi jej, ale trochę nie rozumiem systemu kar. Niby jest skazana na śmierć już, czy wyrok taki jak ten nie powinien być wyegzekwowany szybko? W końcu każdy dzień jej pobytu w więzieniu coś kosztuje, co nie? Jej proces się skończył, usłyszała wyrok śmierci, powinna mieć ewentualnie prawo do odwołania się od wyroku sądu, a jeśli apelacja byłaby nieskuteczna to chyba zakończono by jej życie w miarę szybko - zajmuje miejsce w celi, żyje za pieniądze podatników, etc. :P (Wybacz to, że się czepiam, ale po prostu tego trochę nie rozumiem). ^^
    A ogólnie jestem zauroczona, myślę kto towarzyszył Naruto - Itachi, Sasuke czy ponownie Madara. :P Opierając się o gif, pewnie to Sasuke. Chociaż tyle razy mnie zaskoczyłaś w Baranku, że lepiej nie będę niczego obstawiała na 100%. ^^
    Pozostaje mi czekać na część dalszą i mam nadzieję, że pojawi się równie szybko jak ten rozdział! :D

    Pozdrawiam i życzę weny i czasu! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, choć nieraz mnie ciśnie, żeby już o czymś powiedzieć. xD Także wiem, co czujesz. xD
      Generalnie sama nie wiedziałam, jak wykręcić się z tego systemu kar. Wiem natomiast, że niekiedy tak bywa, że osoby z wyrokiem śmierci mogą siedzieć nawet kilka lat i czekać, choć najczęściej jest to spowodowane właśnie trwającym śledztwem lub usiłowaniem zbicia dowodu niewinności skazanego. Nie jest powiedziane, że Sakura jest na straconej pozycji, nie? :> Nie mam nic przeciwko, sama nie znam się na prawie, więc wiem, że mogę coś zawalić, niestety.
      No Sasuke, Sasuke. Z Madary nie mogłabym zrobić złego strażnika. xD Nie po Baranku. :D
      Dzięki piękne za komentarz i również pozdrawiam. :*

      Usuń
  8. No okej, w końcu jestem, ale wiesz w pociągu trudno się czyta xD W szczególności z komórki...
    No to zacznę tym, że pomimo tego, że akcja w tym rozdziale wynosiła 1% (te 1 to wymiotowanie Sakury jakby co xd) to i tak mi się podobał. Pierwszy raz czytam historię dziejącą się w więzieniu, więc wierzę w każde słowo napisane przez Ciebie jak tam może być. A no i już widzę, że panuje to profeska, bo w życiu bym nie wpadła na to, że te całe boiska itp. to nazywa się spacerownik. Serio. A jeśli to wymyśliłaś to masz super wyobraźnię xd
    Zaskoczyła mnie Sakura. Myślałam, że od początku będzie świadoma swojego zabójstwa, że będzie od początku zimną suką. I wkurwiającą. A tu proszę widzę rozdygotaną jak galareta osobę, którą ktoś wrobił w morderstwo ukochanego. No nieźle. Czyli na tym polega pewnie jeden z wątków w Zastrzyku - rozwikłanie tajemnicy śmierci Saia. Nieźle.
    Temari! Jak ona mogła zabić Shikamaru? xD Przecież do siebie idealnie pasują. Dobra Shika potrafi być leniwy i upierdliwy, ale miłość wybacza, no...A może ją zdradził? xD
    Fajnie, że wspomniałaś też o reszcie bohaterek - Ino, Tayuyi itp. Domyśliłam się po opisie, że Hinata zabiła swoje dziecko, ale TenTen? xD Myślałam, ze zabiła Nejiego. Może i jego i dziecko kaput xd Tayuya i Tsuchi (czemu nazywasz ją Tsuchi jak ona ma Kin na imię? xDD) sa lesbijkami? xD No nie, zabiłaś mnie absolutnie xDDD
    Naruto strażnik hahahaha on będzie więziennym błaznem xD Jestem ciekawa jego relacji z Sakurą i Sasuke ^^
    No i oczywiście Sasuke, bo to musiał być on. Może był spokrewniony z Saiem, skoro tak patrzył na Sakurę? albo po prostu tak okazuje uczucia, czy coś xd
    Wiesz, że uwielbiam Twój styl pisania, więc chwalić bym cię mogła non stop, ale jak zwykle rozdział baaaardzo mi się podobał. Zastrzyk to świetna pocieszenie po zakończeniu Baranka, chociaż to dwa zupełnie różne twory. Nie mogę się doczekać 2 rozdziału ^^
    Pozdrawiaaam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I niestety akcja tego opowiadania nie będzie porywająca, o czym już pisałam. Ale w czymś takim też trzeba się sprawdzić. :D
      Przyznam, że przed rozpoczęciem tego opowiadania trochę czytałam, trochę dokumentów oglądałam, trochę filmów pochłonęłam, więc staram się jakoś to połączyć w całość i stworzyć swoje własne więzienie. xD
      Generalnie to ja nie wiem, jak Temari mogła zabić Shikamaru, a pozostałe dziewczyny swoje dzieci czy przyjaciółki. No ale takie życie - tu wszyscy są popieprzeni. xD
      OESU, nazwałam ją Tsuchi? xD Mój błąd. xDDDDDDD
      Dziękuję pięknie za ciepły komentarz. :3
      Buziaki! :*

      Usuń
  9. Łoo, nawet nie wiesz jak się cieszę, że zaczęłam czytać to opowiadanie. *,*
    Rozdział był co najmniej zajebisty! XD Serio, nie da się chyba inaczej tego opisać.
    Sakura skazana za zabicie faceta.. No w sumie trudno w to uwierzyć, że byłaby w stanie tego dokonać, więc ja wierzę w jej niewinność xD Bo chyba jest niewinna, prawda? Nikt jej niczego nie dosypał do drinka i nie zabiła, nie pamiętając tego, nie? :D
    Cały czas zastanawiam się, kto mógł ją wrobić.. Pewnie jakiś cwany skurwielek, mam nadzieję, że w którymś rozdziale się to jakoś wyjaśni.
    Życie w więzieniu opisałaś świetnie, miałam to wszystko przed oczami, jak z jakiegos filmu/serialu, dosłownie :o Dobrze, że różowa trafiła chociaż na w miarę normalną (XD) współlokatorkę, przyda jej się ta znajomość. Swoją drogą, nieźle musiała się wkurwić na Shika, że go zabiła xDDDDDD <3 Kocham ją normalnie. Chyba, że była z kimś innym i zabiła innego faceta ;> No co do tego nie mam pewności, ale też mam nadzieję, że to kiedyś zdradzisz.
    Już nie lubię Ino, już nie lubię Karin. Standardzik xD Nigdy chyba nie polubię tej dwójki xD
    Jestem cholernie ciekawa, jak potoczą się losy Haruno i czy da sobie radę z tymi psycholkami. No i czy wyjdzie na wolność...
    I te oczy <3 Sasuke wkracza do akcji! :3 Aww, mroczny jak zawsze.
    10/10 daję, zakochałam się w tej historii na zabój, no! :D
    Duuużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę, hyhyh! :D
      Nic nie powiem bez adwokata. xD
      Właśnie ten opis więzienia był dla mnie najtrudniejszy, bo nigdy w nim nie byłam. xDDD Więc podbierałam pomysły z filmów czy dokumentów, no i cieszę się, że mi to dobrze wyszło. :>
      Dziękuję! Nawet nie wiesz, jak mi się mordka cieszy. :3
      Buziaki!

      Usuń
  10. Rozdział pierwszy wbił mnie w fotel i zostawił z niedosytem. Ale myślę, że ten potwór, zwany ciekawością nie odpuści, dopóki to opowiadanie nie dobiegnie końca. ;3;
    Wydaje mi się, że dobrze opisujesz więzienne życie, ale nie jestem pewna. Wiesz, nigdy tam nie byłam, ale jak na razie opisy odpowiadają moim wyobrażeniom.
    Sasuke - potwór? Dlaczego to tak cholernie do niego pasuje? Nie zdziwiłabym się, jakby znęcał się nad więźniarkami, czy coś w tym stylu. Taki demon, w ludzkiej powłoce. Jak zaczęłam wizualizować sobie, jego złowrogi wyraz twarzy i mrożące krew w żyłach spojrzenie, to aż ciarek dostałam... No, ale taka rola potwora.
    Co do Naruto-klawisza, to nie mam pojęcia jak to skomentować.Wydaje mi się, że będzie takim promyczkiem dla Sakury, ale znając życie, pewnie jeszcze mnie zaskoczysz. ;-;
    Co do niewinności Sakury... Cytat przy Kakashim pozbawił mnie nadziei, że wyjdzie z tego żywa. :/
    Chciałabym coś jeszcze napisać, ale się po prostu topię… mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. ^^’
    Do dwójki i weny :3
    Chou xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie odpuści, hyhy. :>
      Sama nie wiem, staram się jak mogę. A jak mam wątpliwości co do czegoś, to doczytuję. Więc może nie jest tak źle. xD
      Sasuke idealnie pasuje na potwora. No nie mogłam się oprzeć po prostu. :>
      Cieszę się, że w ogóle się odezwałaś! Dziękuję pięknie za komentarz i wywołanie na mojej twarzy uśmiechu. :D
      Buziole!

      Usuń
    2. Kejża, sadystko! Życzysz mi powolnej śmierci w szponach ciekawości? No dzięki. xD

      Usuń
    3. Nie, życzę tylko, żeby ten potwór Cię w tej ciekawości trzymał cały czas. Śmierci nikomu nie życzę. xDDDD

      Usuń
  11. Dziewczyno, masz talent, korzystaj z niego ile wlezie!
    Jedno wielkie zaskoczenie, kocham taką tematykę. Życie więzienne opisujesz szczegółowo, po prostu idealnie. Jak bardzo nie lubiłam Sakury w anime, tak u Ciebie ona plusuje! Wgłebiasz sie i wwiercasz w psychikę swojej bohaterki w sposób mistrzowski. Brak mi słów na opisanie fascynacji Twoim blogiem.
    Opis postaci, przedstawienie bohaterów. Zwał jak zwał, jestes w tym najlepsza. Żadnych zbędnych rubryk typu: wiek, zdolności, przeszłość, charakter, cytat wyjety z anime, etc. Twoj własny cytat, idealnie opisujący ich sytuacje w opowiadaniu.
    Karin i Ino więziennymi badassami? Pasuje do nich taka funkcja! Temari jest neutralna, wręcz sympatyczna. Zupełnie jak nie ona. Opis Choujiego jak najbardziej trafny, Lee mnie rozśmieszał swoim zdeterminowaniem, a Kakashi zawodem, w którym przyszło mu pracować na stare lata.
    Nie dziw sie takim zainteresowaniem, tyloma czytelnikami. Mało jest takich perełek na bloggerze, jaka Ty jestes! Da sie je policzyć na palcach jednej ręki, a czytelnicy sa zachłanni na nietypowe pomysły. A gdy realizacja jest dobra, rozdziały sa w miarę regularnie - spodziewaj sie jeszcze wiecej i wiecej!
    Jestem ciekawa kim bedzie morderca. Mam swoje przypuszczenia, ale póki co ich nie zdradzę! I zastanawia mnie czy Ino bedzie tez pastwiła sie nad biedna Sakurą, ktora moze pokaże pazurki? :3
    Czekam na wiecej, a Tobie życzę jak najwiecej weny i chęci do dalszego pisania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku nie masz pojęcia, jak miło mi się zrobiło w Twoim komentarzu! Po prostu mam takiego banana na twarzy, że aż ciężko to sobie wyobrazić. DZIĘKUJĘ! Wszystko co napisałaś jest przemiłe i wywołuje uśmiech. Nie wiem, czy mam aż tak wielki talent, ale się staram - piszę od kilku lat i wciąż się uczę. :)
      Aż nie wiem co mogę napisać! Po prostu dziękuję - nie spodziewałam się aż takiego... hm, "uwielbienia"? :D DZIĘKI :*

      Usuń
  12. Podziwiam Cię, że sama mając tak przepiękny szablon zwróciłaś uwagę na mój. Co prawda nie wykonałem go sam, znajomy mi pomógł i jestem szczęśliwy, że moj blog w końcu wygląda jakoś znośnie, ale do Twojego jest mu daleeeko, bardzo daleko.
    Chciałbym bardzo podziękować za komentarz pod moim postem, nie spodziewałem się, że tyle osób ciepło przyjmie moje opowiadanie - w tym Ty! Cieszę się niezmiernie i mam nadzieję, że moje kolejne wypociny również będą Ci się podobać. A co do długości moich postów. Nigdy raczej nie będą tak długie jak Twój, lubię pisać krótki, ale często.

    Idąc w stronę Twojego opowiadania, bo szablon już skomentowałem.
    Oj dziewczyno. Masz nieziemski talent i jeśli kiedykolwiek zobaczę w księgarni książkę autorstwa Kejży nie zawaham się nawet przez sekundę, by ją kupić, przeczytać i mieć na swojej półce!
    Sakura Haruno w więzieniu, wrobiona w morderstwo. Morderstwa, więziennictwo to tematy, które... No dobra, zabrzmi to dziwnie, ale jarają mnie od wielu lat! Uwielbiam je, tak jak uwielbiam Twoje opowiadanie.
    Opisy emocji... Aż mam wrażenie, że sam siedzę w celi - co jakiś czas czytając Twój rozdział rozglądałem się dookoła i sprawdzałem, czy wciąż jestem w swoim pokoju.
    Temari - jedna z niewielu kobiecych postaci w Naruto, które naprawdę lubię. Zawsze wzbudzała moją sympatię, zwłaszcza do duetu z Shikamaru. Opisałaś ją pięknie, aż się zakochałem!
    Karin i Ino... Nienawidzę ich i w Twoim opowiadaniu raczej to się nie zmieni. Dziękuję za to, bo nie wiem czy pogodziłbym się z ich "dobrymi" charakterkami. Z pewnością nie czytałoby mi się opowiadania tak fajnie, jak teraz.
    Zakochałem się w Twojej historii i mam nadzieję nie przegapić żadnego rozdziału.

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah dziękuję pięknie! :) Co prawda nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się coś wydać, ale głęboko w to wierzę i będę się starać. A wtedy będę Cię gnębić, żebyś to rzeczywiście kupił, a co. :p
      Dziękuję za tyle przemiłych słów, zupełnie się ich nie spodziewałam, tym bardziej, że ten temat jest dla mnie dość ciężki. Do tej pory pisałam luźne romanse. :D Także wielkie dzięki! :)

      A co do Twojego opowiadania, to przynajmniej sam widzisz, jak się czuję. :p Sam też jesteś naprawdę utalentowany. W dodatku nigdy nie spotkałam się na blogspocie z twórczością mężczyzny a tu proszę, jakie zaskoczenie. :D
      Nie mów, naprawdę to opowiadanie niedługo się skończy? Przecież dopiero się zaczęło, no ej. :< Ale jeśli chcesz opisać ich historię, to jestem jak najbardziej za! Chętnie to poczytam, więc nawet się nie zastanawiaj, tylko pisz pisz. :)

      Jeszcze raz dziękuję za wszystkie miłe słowa i pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Powiem Ci szczerze, że... Romanse?! Serio? Nigdy bym się nie spodziewał! To opowiadanie w klimacie więziennictwa (kiedyś nawet pragnąłem iść na resocjalizacje! Ale kiedy okazało się, że trzeba skończyć studia fizyczne, by zrobić doktorat z tego przedmiotu - zrezygnowałem na koszt mojej prawdziwej miłości <3 FIZYKI) jest genialne i wspaniale mi się je czytało.
      Nie będziesz musiała mnie gnębić! Sam z przyjemnością zakupię Twoją książkę. Jestem pewien, że mnie nie zawiedziesz.
      Jezusie Nazarejski... Tak strasznie mi miło, gdy tak wybitna pisarka pisze mi tak miłe rzeczy. Czuję się jeszcze bardziej zaszczycony!
      Ja z mężczyzną już się tu spotkałem - nawet zrobił mi szablon. Ale fakt, niewielu ich tu. Może nie każdy chce opisywać miłość, której chciałby doświadczyć (nie mówię o śmierci Chloe, to akurat jest zaczerpięte z fabuły gry - chodzi mi o miłość nie do zniszczenia. Czy tylko ja jestem takim romantykiem? I don't think so...)
      No... Tak. Skończy się lada moment. Nie planowałem przyszłości z blogspotem, ale dla Ciebie z wielką chęcią wyjaśnię historię Obito i Chloe.
      Dziękuję bardzo za motywację! Już biorę ię za ich przygody!

      Nie masz za co dziękować! Ja dziękuję, że mogę czytać Twoje prace... Za darmo!

      Usuń
    3. Hahah ja bym się po sobie nie spodziewała, że mogę pisać właśnie coś innego niż romanse. Ale widać da się, :D
      JEZU JUŻ PRZESTAŃ Z TĄ WYBITNĄ PISARKĄ, WCALE TAKĄ NIE JESTEM. XDDDD Zaglądnij na moją podstronę "czytam" to się sam przekonasz, że są tu babeczki o wiele lepsze! :D
      Z jakiej gry jest Chloe?
      Też nie planowałam przyszłości z blogami, ale wyszło jak wyszło. Też tu zostaniesz na dłużej, mówię Ci. :p

      Usuń
    4. Dobrze! Widzę, że strasznie źle przyjmujesz komplementy - to ja już będę delikatniejszy.
      Jest z gry "Life is strange".
      To się jeszcze okaże!

      Usuń
    5. To nie tak, po prostu taka ilość komplementów naraz okropnie mnie peszy. ;) Nie mówiąc już co się dzieje, gdy ktoś komentuje mój wygląd. :D Stąd taka reakcja. :D
      Wiedz, że za każde Twoje słowo jestem Ci bardzo wdzięczna. :3

      Usuń
    6. W porządku, rozumiem.
      Bardzo się cieszę w takim razie, mam nadzieję, że niczym Cię nie uraziłem. :>

      xoxo

      Usuń
    7. A skąd. :) Dzięki raz jeszcze.
      Buziaki!

      Usuń
  13. Ja... Jeny. Nigdy, ale to nigdy bym się nie spodziewał, że moje opowiadanie może komuś tak przypaść do gustu! Czuję się zaszczycony, że tak utalentowana pisarka mówi o moim blogu, że jej się podoba. Dziękuję Ci bardzo za wszystkie miłe słowa.
    Opowiadanie, które aktualnie piszę niedługo będzie miało swój koniec, za jakieś trzy lub cztery rozdziały. Ale dziękuję ślicznie za rady, którymi mnie poratowałaś. Bliżej mi do grafomana niż do dobrego autora opowiadań, więc tym bardziej będą mi one pomocne.


    Wracając do mojego bloga... Cóż, przekreśliłem imię Chloe tylko z jednego powodu - żeby dać nadzieję tym, którzy ją polubili na to, iż może ona żyć.
    Planuję dokończyć to "dzieło", które aktualnie trwa i trwa, by następnie założyć kolejnego bloga, w którym chciałbym pozostawić Chloe i Obito razem i trochę bardziej przybliżyć ich historię. Myślisz, że to byłby fajny pomysł?

    OdpowiedzUsuń

CREATED BY
Mayako